podróże

Piran. Solne miasto

Olga Więzowska

Spacer po salinach to fantasmagoryczne przeżycie. Wiele pozostawia się tu wyobraźni zwiedzającego, zanurzonej w surrealistycznym, hipnotyzującym krajobrazie – dziwnej krainie geometrycznych podziałów i kontrastów, twardych linii lądu dzielącego miękką taflę wody, od czasu do czasu marszczoną przez wiatr.

Piran to miasto-bombonierka, lecz nie pozbawione charakteru. Jego cukierkowa słodycz została w magiczny sposób niezmącona tłumami zwiedzających i tym, co nieuchronnie przynosi kilwater masowej turystki: tandetnymi pamiątkami i złym jedzeniem. Być może wiąże się to z położeniem: Piran to miasto na cyplu, z trzech stron obmyte lazurowym Adriatykiem; nie ma tu miejsca na wielkie hotele. I całe szczęście!

Do Piranu ciągnęłam spragniona przeżyć natury estetycznej, lecz zupełnie niespodziewanie okazało się, że znalazłam tu zarówno coś dla ducha, jak i dla ciała. Każdy, kto wie cokolwiek o Słowenii, kojarzy zapewne Piran jako dawną wenecką twierdzę, a obecnie małe, urzekające nadmorskie miasteczko. Wśród pastelowych domów wiją się uliczki wybrukowane kocimi łbami nadgryzionymi przez czas. Stromo pnące się schody prowadzą na szczyt, skąd roztacza się zapierający dech widok na rudawe dachówki, labirynt zaułków, lazur zatoki. Idylla. Nad miastem góruje kościół świętego Grzegorza – śnieżnobiały, ze strzelistą dzwonnicą, wyrasta ponad morze dachów i kominów.

Piran w Słowenii
Piran w Słowenii

Jednak Piran słynie nie tylko z leniwej, portowej atmosfery nieśpiesznych wakacji. Okolica wsławiła się również produkcją soli – i to nie byle jakiej, lecz szczycącej się ponadtysiącletnią historią.

Pierwsza wzmianka o salinach w tym regionie sięga roku 804, gdy należały one do okolicznych monastyrów. W X wieku Republika Wenecka próbowała zmonopolizować rynek soli, lecz nie powstrzymało to rozwoju salin w Istrii; w 1358 Piran, wzorując się na chorwackim Pagu, podjął się intensywnej modernizacji salin. Dzięki tym działaniom w połowie XV wieku to właśnie tu prosperowały najważniejsze saliny całego północnowschodniego Adriatyku. Złoty okres trwał około trzystu lat, a boom gospodarczy wywołany popytem na sól oznaczał też spektakularny rozwój samego miasteczka. Po upadku Republiki Weneckiej w 1797 roku, administrację nad Piranem przejęło imperium habsburskie, co przyniosło nacjonalizację przemysłu solnego (w XIX wieku) i koniec złotej ery Piranu. Sytuacja polepszyła się dopiero po pierwszej wojnie światowej, kiedy Włosi odbudowali saliny, a jakość produkowanej soli znacząco wzrosła. Cały XX wiek stanowił pasmo sukcesów. W latach 1947–1954 Piran znalazł się w Wolnym Terytorium Triestu i saliny działały pełną parą, a w okresie Socjalistycznej Federacyjnej Republiki Jugosławii produkowano tu do 40.000 ton soli rocznie. W drugiej połowie XX wieku odnotowano co prawda spadek produkcji, jednak w 1990 roku powstał Sečovlje Salina Nature Park, co dało początek nowej turystyce: pro-zdrowotnej, nastawionej na wellness i odnowę biologiczną.

Fot. Olga Więzowska
Fot. Olga Więzowska

Żeby dotrzeć do salin, musimy się cofnąć do wielopiętrowego parkingu u wjazdu do miasta – wielkiego, betonowego budynku, który przypadłby do gustu fanom postapokaliptycznych horrorów. Dobrze, jeśli dysponujemy własnym środkiem transportu, bo 10 kilometrów do Sečovlje tylko częściowo pokonać można autobusem.

Wizyta w salinach jest pasmem zaskoczeń: pierwszym jest pustka, kolejnym – ogrom przestrzeni, podzielonej na równe, prostokątne niecki wypełnione wodą. Dzielą je groble z ubitego, szarego błota; zakazy na zbielałych od soli słupkach ostrzegają, aby nie zbaczać z wyznaczonej drogi. Baseny to najważniejszy element tradycyjnego pozyskiwania soli: nazywają się petola i pozwalają na biosedymentację, czyli technikę filtracji liczącą sobie już 700 lat. Dno i ściany niecki pokrywa gruba warstwa glonów, gipsu i minerałów, chroniąca sól przed zmieszaniem z błotem (to właśnie dzięki tej technice sól pozostaje śnieżnobiała). Wszystkie te szczegółowe informacje o historii salin pochodzą z muzeum – małego gmachu, w którym znajdziemy też tradycyjny magazyn do składowania soli oraz przestrzeń zaaranżowaną na mieszkanie rodziny robotniczej.

Jednak tajemniczych budynków na terenie salin jest więcej. Niektóre wyglądają na zamknięte od lat. Innych strzegą tablice zakazujące wstępu. Z trudem udaje mi się znaleźć lichą kawiarnię z niemrawą obsługą. Czy jest kawa? Jest. Trwamy w bezruchu: ja-jedyny klient i kobieta po drugiej stronie kontuaru. Czy można prosić? Niechętne chrząknięcie.

Krajobraz salin czyni ze spaceru fantasmagoryczne przeżycie. Nie jestem pewna, czy chce mi się pić tylko ze względu na sierpniowy ukrop, czy od patrzenia na połacie słonej wody. Groble i dukty przecinają szyny, służące do transportu soli. Przy wiatach, których świetność już minęła, i które dają tylko szczątkowy cień, porzucono kilka drewnianych wagoników. A może to celowa ekspozycja? Wiele pozostawia się tu wyobraźni zwiedzającego, zanurzonej w surrealistycznym, hipnotyzującym krajobrazie – dziwnej krainie geometrycznych podziałów i kontrastów, twardych linii lądu dzielącego miękką taflę wody, od czasu do czasu marszczoną przez wiatr.

Fot. Bruno Girin / Flickr,
Fot. Bruno Girin / Flickr, CC BY-SA 2.0

 

Z tarasu widokowego na dachu muzeum obejmuję wzrokiem cały ten migotliwy, wodny pejzaż. Dominują szarości i brązy. Szarawa glina prześwituje przez płytką wodę. Wzdłuż drewnianych umocnień rosną bujne trawy. W oddali widać wzgórza. Podobno to świetny punkt do obserwacji ptaków (wchodząc na teren Parku dowiadujemy się, że można tu spotkać 300 gatunków, wiele z nich wiosną obiera moczary jako teren lęgowy), jednak w sierpniowe popołudnie nad głową przelatuje mi tylko kilka mew.

Nie na tym jednak kończy się pasmo zaskoczeń w Parku Sečovlje. Szachownica petoli ma w sobie dziwnie magnetyczną moc. Jednak słone serce tego miejsca bije dziś gdzie indziej, w Thalasso Spa Lepa Vida – wyjątkowym spa oferującym zabiegi z wykorzystaniem soli i spacery po długich pomostach rozdzielających stalowoszare moczary od lazurowych basenów kąpielowych. Thalassoterapia (od greckiego thalassa – morze) pozwala na odrobinę czułości wobec własnego ciała, przywraca równowagę. Wszak wizyta w Fontaniggie (muzeum produkcji soli) podszyta była nutą melancholii. Rdzewiejące szyny, zamknięte budynki i nadżerająca drewniane barierki sól zagnieżdżają w sercu ziarno niepokoju, natężone memento mori za światem, który odszedł. Lepa Vida to mała oaza: pośród zbiorników z solanką stworzono miejsce doskonałej harmonii, gdzie drewniane pomosty i leżaki zachęcają do odpoczynku. Kosmetyki na bazie soli i solanki to dziś główny produkt działających nadal salin. Niezależnie od tego, czy zdecydujemy się na zabieg z użyciem słonego błota (fango) na miejscu, czy zaopatrzymy w elegancki woreczek z solą do użycia w domu, thalassoterapia jest wyjątkowo skuteczna i niweluje efekty przemęczenia nawet po krótkiej, jednodniowej wizycie.

Piran jest więc wakacyjnym marzeniem hedonisty. Nasycimy tu wszystkie zmysły. Słuch, gdyż Piran to miejsce narodzin włoskiego barokowego kompozytora, Giuseppe Tartiniego, którego upamiętnia coroczny festiwal muzyczny. Węch i smak: szczególnie w niepozornych na pierwszy rzut oka knajpkach, które podają ryby z dzisiejszego połowu (w Ribic Baja na ulicy Gregorciceva jadłam być może najlepiej na świecie przyrządzone kalmary, natomiast sardynki w restauracji Pavel 2 na nadbrzeżnej promenadzie to jest już po prostu poezja). I wreszcie dotyk, ten najbardziej zaniedbywany na co dzień element składowy percepcji.

W moich wspomnieniach z salin Sečovlje dominuje właśnie dotyk: drewno – rozgrzane słońcem i chropowate od soli, stopa zanurzona w ciepłej wodzie, aksamitne błoto, które szybko zasycha na ciele. Juhani Pallasmaa podkreślał w Oczach skóry znaczenie dotyku, zmysłu “bliskości, intymności i czułości” – faktycznie, są miejsca, które nie sposób wchłonąć samymi oczami. Pocztówkowe widoki i panorama, którą można się zachłysnąć, zostają w pamięci w formie prześwietlonych słońcem migawek. Jednak, gdy z pamięcią miejsca wiąże się pamięć ciała, dzieje się dużo więcej, niż tylko pasywne przypominanie. Dlatego cieszę się, że nadżarte solą drewno stało się moją pirańską magdalenką.