styl życia

Płomień świecy

Olga Bialer-Young

We współczesnym rozmigotanym świecie, pełnym różnego rodzaju sztucznych światełek, ledów, diod i neonów, ciepły, naturalny płomień świecy wydaje się czymś archaicznym, a w najlepszym wypadku staromodnym. Odkąd bowiem za sprawą przełomowego wynalazku Edisona sprzed zaledwie półtora wieku dysponujemy magicznym „pstryk”, odtąd niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki możemy się cieszyć jasnością do woli. Zapalamy światło, kiedy tylko się da – tak na wszelki wypadek, dla lepszego samopoczucia czy rozproszenia mrocznych myśli; szczególnie tu, na Północy, gdzie słońce praży najkrócej, a przez znaczną część roku nieśmiało chowa się za chmurami.

Choć, pragmatycznie rzecz biorąc, świeca staje się dziś niezbędna tylko w rzadkich przypadkach, gdy na krótką chwilę zostaniemy pozbawieni elektryczności, to mimo wszystko pozostaje nadal naszą wierną towarzyszką zarówno na co dzień, jak i przy wyjątkowych okazjach. Dlaczego? Odpowiedzi na to pytanie można sprowadzić do dwóch najważniejszych, z których jedna odnosi się do natury, druga zaś do kultury. Im dalej odchodzimy od osiągnięć cywilizacyjnych, tym bardziej zbliżamy się do naszych wspólnych korzeni; do tego, z czego wyrastamy i z czego od wieków czerpiemy – do natury. Dzięki świeczkom intuicyjnie powracamy do czasów naszych przodków, którzy doskonale wiedzieli, że świece stanowią harmonijne połączenie czterech żywiołów: ognia w płomieniu, wody w płynnym wosku, powietrza jako dymu i ziemi jako knota. Z drugiej strony, symbolika świecy jest też stałym elementem naszej tradycji i kultury, odnosząc się do tego, co wszystkim nam jest wspólne, niezależnie od szerokości geograficznej czy statusu materialnego – daje światło i ciepło, zaś jej płomień niesie nadzieję i dodaje sił w dążeniu do obranego celu.

Od ogniska do parafiny

Jak długo człowiek istnieje, tak długo niestrudzenie ucieka od ciemności, poszukując źródeł światła. Przed tysiącami lat tajemniczy mrok paraliżował, obezwładniał i narażał kruche poczucie bezpieczeństwa pierwotnych ludzi. W ciemnościach czaiły się dzikie zwierzęta i wrogie plemiona. Dlatego od kiedy człowiek odkrył prometejski dar ognia, chroniący dodatkowo przed zimnem i pozwalający uzyskać ciepłą strawę, świat stracił odrobinę ze swojej grozy, a ludzie zapragnęli zatrzymać światło na dłużej. Dzięki ich pierwszym staraniom powstało łuczywo, po ulepszeniach przekształcone w pochodnię – grubą gałąź, której koniec owijano lnianą lub bawełnianą tkaniną, nasączoną tłuszczem. Równolegle narodził się pomysł, aby ogień ujarzmić i ustabilizować, znajdując dla naturalnych substancji palnych swego rodzaju schronienie w postaci muszli czy skorupy, ze skręconym w rulonik liściem stabilizującym całość i stanowiącym prototyp knota. Tak oto narodził się kaganek – do dziś symbol nauki, wiedzy i oświecenia.

Nieco zaskakujące może się wydawać, że pierwsze kaganki wytwarzano już pięć tysięcy lat temu w tej części świata, gdzie można najdłużej cieszyć się naturalnym światłem promieni słonecznych. Jeśli jednak zważymy, że druga nazwa kaganka to lampka oliwna, nikogo już nie zdziwi, że chodzi o kraje położone nad Morzem Śródziemnym. Egipskie, etruskie, greckie i rzymskie kaganki miały formę odkrytej miseczki, którą z czasem zamknięto pokrywką z otworem wlewowym i wycięciem na knot. Co ciekawe, lampki znacznie się różniły w tworzywie, ozdobach i kształcie. W Egipcie i na Krecie wyrabiano je z kamienia, gliny, miedzi i brązu, a następnie napełniano tłuszczem zwierzęcym. W Rzymie kaganki, w większości gliniane, wypełniano wyłącznie oliwą z oliwek i dekorowano malunkami przedstawiającymi bogów i ludzi. Z kolei w Grecji kaganki w kształcie czarek z zawiniętymi brzegami, tworzącymi na końcu palnik z unieruchomionym knotem, pokrywano czarną lśniącą polewą i bogato zdobiono czerwonym malarstwem figuratywnym. Zarówno w Grecji, jak i w Rzymie lampki oliwne, którym często nadawano stylizowane na zwierzęta formy, zaopatrzone były w wygodny uchwyt oraz charakterystyczny dziobek, przez który wyprowadzano knot. Kreatywność starożytnych nie znała granic: oprócz stojących, powstawały również lampy wiszące, podwieszane na łańcuchach oraz wysokie uliczne latarnie z osłoniętym płomieniem.

Równolegle do lampek oliwnych doskonalono konstrukcję pochodni, które stały się inspiracją dla twórców świecy – Etrusków – trzy tysiące lat przed naszą erą. Gotowe pochodnie postanowiono magazynować, aby były zawsze gotowe do użycia – przede wszystkim dla wojska w celach obronnych. Ich głownie oplatano włóknem lnianym, nasycano olejem, a następnie smarowano grubą warstwą wosku pszczelego, który po pierwsze chronił przed wyschnięciem, a po drugie przyspieszał podpalanie. Od powstania świecy dzielił półpochodnie tylko mały kroczek – wystarczyło wyjąć ich trzonek i oblepić splecione włókna woskiem. To starożytni wynaleźli również używany przez kilka następnych stuleci zegar oliwny, w którym upływ czasu odmierzano ilością wypalonej w zbiorniku oliwy, oraz zegar ogniowy, czyli świecę ze specjalnie spreparowanym knotem.

Osiągnięcia starożytnych w dziedzinie oświetlenia były na tyle efektywne w działaniu i ekonomiczne w użyciu, że przez wiele następnych stuleci nie nastąpił w tym zakresie żaden większy postęp. Przez prawie całe średniowiecze świece woskowe, dla których nie znaleziono tańszego zamiennika, pozostawały towarem luksusowym, używanym na co dzień jedynie przez najzamożniejszych notabli oraz w kościołach w trakcie ważnych obrzędów religijnych. Pod strzechy trafiły one w X wieku, kiedy to wosk pszczeli zastąpiono łatwiej dostępnym tłuszczem zwierzęcym, zapoczątkowując erę świec łojowych. Proces wytwarzania świec stearynowych, które były o wiele twardsze, paliły się znacznie dłużej, a ich blask był jaśniejszy, opracował dopiero w pierwszej połowie XIX wieku francuski chemik Michel-Eugène Chevreul. Pod koniec XIX stulecia wytworzono pierwsze świece parafinowe, które jako najbardziej ekonomiczne, choć nie do końca ekologiczne (powstają przy wykorzystaniu ropy naftowej i mogą emitować substancje toksyczne), pozostały najpopularniejsze do dziś. Dbając zarówno o środowisko naturalne, jak i o własne zdrowie, warto sięgnąć po świece wykonane z naturalnych składników, takich jak wosk sojowy lub pszczeli, często występujący w kombinacji z nierafinowanym olejem kokosowym pochodzącym z Maroka.


Ku niebu

Światło od najdawniejszych czasów stanowiło symbol dobra, życia i prawdy. Już ludzie pierwotni tańczyli rytualnie wokół ognisk, utożsamiając trudny do okiełznania żywioł z boskością, w starożytności zaś wielbiono bogów, zapalając na ich cześć pochodnie. Gest ten stanowił katalizator w kontakcie z bóstwem, ponieważ, obserwując wznoszący się ku niebu płomień, łatwiej było sobie wyobrazić istoty wyższe.

Upowszechnienie świec i nadanie im symboliki religijnej nastąpiło za sprawą dwóch wielkich śródziemnomorskich religii, które znacząco wpłynęły na naszą obyczajowość i kulturę: chrześcijaństwa i judaizmu. W chrześcijaństwie świeca symbolizuje Chrystusa, który nazywał się „światłością świata”. I choć przez kilka wieków hierarchowie Kościoła potępiali pogańskie praktyki palenia lampek ku czci bogów, to jednak ostatecznie ulegli konsekwentnej postawie wiernych, stawiających świeczki na grobach bliskich – Kościół przejął pogańską tradycję, a symbolika świecy zajęła zaszczytne miejsce w obrzędowości chrześcijańskiej. W kościołach katolickich używa się jedynie świec wykonanych z naturalnych składników – oliwy i wosku wytwarzanego przez dziewicze pszczoły, uważane za posłańców bożych. Z kolei w cerkwiach prawosławnych istnieje piękny zwyczaj zapalania świec przez wiernych przy ikonie świętego patrona; podczas nabożeństw pali się natomiast tzw. ofirki, których płomień symbolizuje modlitwy wznoszone do Boga.

W judaizmie świece pełnią szczególną funkcję. W każdy piątkowy wieczór, tuż przed zachodem słońca, zapala się dwie świece, których samemu nie wolno ani przenosić, ani gasić – najczęściej białe i koniecznie na tyle długie, aby paliły się przez całą wieczerzę szabatową. Do dziś znanym na całym świecie oficjalnym symbolem Izraela jest menora – siedmioramienny świecznik symbolizujący gorejący krzew ujrzany przez Mojżesza na górze Synaj. Pierwowzorem kształtu tego kandelabru były prawdopodobnie pustynne rośliny: szałwia judejska albo dziewanna synajska. Z kolei podczas najbardziej świetlistego ze wszystkich religijnych świąt, żydowskiej Chanuki, czyli Święta Świateł, przez osiem kolejnych nocy zapala się lampkę oliwną lub po jednej świecy w specjalnej menorze chanukowej zwanej chanukiją. Gest ten symbolizować ma ogień wiary, której nie da się ugasić, bo umacnia się ona każdego dnia. Chanuka upamiętnia cudowne odzyskanie Świątyni Salomona w Jerozolimie podczas powstania żydowskiego przeciw Grekom w 165 p.n.e. Jednak głębsze znaczenie tego święta dotyczy przełomowego momentu w historii świata zachodniego: ocalenia pierwszej i wówczas jedynej religii monoteistycznej, opartej na podstawach etycznych.

 


Choinka, igrzyska i urodziny

Bez względu na światopogląd, wielu z nas używa dziś świec dla podkreślenia uroczystej atmosfery przy rozmaitych okazjach, nie zaprzątając sobie najczęściej głowy pytaniem, skąd zaczerpnęliśmy ów obyczaj. Okazuje się, że, jak to często bywa, także w tym wypadku korzeni naszych zwyczajów należy szukać w starożytnej Grecji i Rzymie. W tych dwóch dawnych kręgach cywilizacyjnych ogień łączono z jednej strony z kultem Słońca, podtrzymującego życie na Ziemi, z drugiej zaś – z instytucją ogniska domowego. Przypomnijmy, że głębokim szacunkiem darzono w Rzymie westalki – kapłanki pilnujące świętego ognia bogini ogniska domowego i państwowego.

Obie gałęzie kultu, a także dzień narodzin Niezwyciężonego Słońca – Dies Natalis Solis Invicti – stoją u źródeł dzisiejszych celebracji święta Bożego Narodzenia. Zapalane na choince kolorowe światełka, które w dzisiejszych czasach zastąpiły dawniej używane świeczki, również wywodzą się z pradawnego kultu ognia, choć przecież w symbolice chrześcijańskiej wskazują na Chrystusa, który ma być światłem dla pogan. Podobne związki znajdziemy także w wielu innych sferach – wspomnieć wystarczy symbol idei fair play, jakim jest znicz olimpijski, którego koncepcja wywodzi się z rytualnych wyścigów z pochodniami do ołtarza. Jednak najbardziej zaskakująca i urzekająca w swojej prostocie jest historia powstania tradycji zapalania świeczek na urodzinowym torcie. Związana jest ona z kultem greckiej bogini księżyca Artemidy, której urodziny świętowano raz w miesiącu, wypiekając ciasta okrągłe jak księżyc w pełni i zapalając na nich świece mające przywołać księżycowy blask.

 Magia płomienia i koloru

Wpatrywanie się w płomień świecy, w topiący się powoli wosk, ma bez wątpienia działanie hipnotyzujące. Na niektórych działa kojąco i uspokajająco, u innych wywołuje trudny do określenia niepokój. To różnorodne oddziaływanie na naszą psychikę wykorzystują z powodzeniem dwie pozornie odległe dziedziny: psychologia i magia. Zwolennicy tej ostatniej skłonni są wierzyć, że świece mają własny język, a ruch ich płomienia, zwany tańcem, jest niczym kod, który można odszyfrować poprzez obserwacje kierunku, natężenia i odcienia, a także podmuchu dymu czy zachowania się wosku. Ogień symbolizuje tu oczyszczenie, wypalenie złych emocji i sprzyja rozpoczęciu nowego etapu w życiu.

Zarówno psychologia, jak i magia wykorzystują działanie barw, zasadzając się na przekonaniu, że wybór kolorystyki świec potrafi wpłynąć na nasz nastrój, pomóc w rozwikłaniu problemów, rozbudzić namiętność lub zmobilizować do aktywnego działania. Nawet jeśli pozostajemy nieco sceptyczni, warto skorzystać z palety kolorów, którą oferują nam współczesne świeczki – a nuż połączenie ulubionej barwy z magnetyczną mocą płomienia zadziała? I tak na przykład, różne odcienie fioletu, występujące często w połączeniu z bielą, pomagają odzyskać zaburzoną równowagę i spokój wewnętrzny, koją nerwy i wyciszają. Podobny wpływ wykazują świece niebieskie i zielone, dodatkowo wspomagając koncentrację, proces uczenia się i podejmowanie właściwych decyzji. Świece żółte i pomarańczowe to kolory słońca, dobrego samopoczucia, kreatywności, zdrowia i sukcesu – dodają pewności siebie, wyostrzają intelekt, polepszają nastrój i pobudzają wyobraźnię. Czerwień przynosi jeszcze więcej odwagi i wiary we własne możliwości, a razem z różowym dodaje skrzydeł miłości.

 

 

Podróż przez aromat

Pamiętacie Proustowskie magdalenki? Spróbowanie rozpływającego się rozkosznie w ustach francuskiego ciasteczka wywołało u pisarza lawinę wspomnień z młodości i falę wzruszenia. Na podobnej zasadzie działać mogą świece zapachowe, przywołując aromaty miejsc odległych w czasie i przestrzeni. Dzięki nim przeniesiemy się do krainy dzieciństwa, potargujemy się w myślach na tureckim targu albo przespacerujemy po prowansalskim lawendowym polu. Wdychając świeżą woń olejku z marokańskiej róży odwiedzimy przedmieścia Casablanki, a prawdziwie wyspiarskie klimaty wyczujemy w zapachu sycylijskiego figowca z nutą bergamotki. Wiele pięknie pachnących świec produkowanych na południu Francji znajdziecie w sklepie Lente. Co powiecie na aromat oliwnego gaju, świątecznego piernika, płatków róży czy śródziemnomorskich ziół?

Ciepło domowego ogniska

Współczesne świece mają niewiele wspólnego z podobnymi do gromnic wyrobami z minionej epoki, używanymi najczęściej wtedy, gdy walczyliśmy z brakiem prądu. Obecnie możemy do woli przebierać w ich kształtach, kolorach i rozmiarach, a wiele z nich, powstających we współpracy z perfumiarzami i projektantami mody, zasługuje na miano designerskich dzieł sztuki. Często wykonywane są z dodatkiem dekoracyjnych kamyków, zatopionych w wosku bursztynów, egzotycznych kwiatów i ziół. Potrafią uwypuklić atmosferę wnętrza albo nadać mu zupełnie nowy charakter – surowe i nowoczesne ocieplić, a pełne przepychu uszlachetnić. Umieszczone na ścianach w specjalnych uchwytach przypominają swoje przodkinie pochodnie; postawione na stołach w zabytkowych świecznikach podkreślają uroczysty charakter święta; zanurzone w wodzie dają wrażenie lekkości i łagodności. Zabawa nimi pozwala na zmienianie niewielkim wysiłkiem własnego otoczenia. Nie bez powodu mówi się przecież o cieple domowego ogniska: powracają tu echa dawnych spotkań wokół ognia, gdzie grzano się, biesiadowano i opowiadano historie, a także kult, jakim otoczona była Hestia, grecka bogini domowego ogniska. W dzisiejszych czasach to właśnie ciut staromodna świeca, a nie najbardziej nawet nowoczesna żarówka pozwala zatrzymać się w pędzącej rzeczywistości. Jej płomień jednoczy, daje poczucie zakorzenienia i bezpieczeństwa, a ze zwykłego wnętrza czyni nasz dom.

Artykuł ukazał się drukiem w Lente#04.