Poesie Tycjana
Julia Trzcińska-BiskupskaPoezja i obraz od wieków pozostają nierozerwalne, zarówno na gruncie intelektualnego odbioru dzieła sztuki, jak i praktycznego poszukiwania tematów i inspiracji twórczych. Nieprzypadkowo jeden z największych malarzy włoskiego Cinquecenta, Tycjan, nadał swojemu cyklowi obrazów o tematyce mitologicznej tytuł Poesie.
Poema pictura loquens, pictura poema silens – poezja jest mówionym obrazem, obraz – milczącą poezją. Myśl Simonidesa z Keos, który kontynuował rozważania nad horacjańską frazą ut pictura poesis, wywołała wielowiekową dyskusję nad tym, czy rzeczywiście poezja – sztuka czysto intelektualna, wspierana przez najszlachetniejszą z możliwych, czyli przez muzykę, może być przyrównywana do malarstwa, na korzyść tego ostatniego. Renesans, zwłaszcza w wydaniu włoskim, przyniósł wiele pism i dyskusji na ten temat, pro i contra; niezależne od rezultatu tych dywagacji, poezja i obraz pozostały nierozerwalne, zarówno na gruncie intelektualnego odbioru dzieła sztuki, jak i praktycznego poszukiwania tematów i inspiracji twórczych. Nieprzypadkowo jeden z największych malarzy włoskiego Cinquecenta i sztuki światowej w ogóle, Tycjan, nazwał cykl swoich obrazów o tematyce mitologicznej Poesie, czasem tylko zastępując go tytułem Favole. Historia zapamiętała ten pierwszy, nie tylko ze względu na jego wdzięk, ale też na zdumiewającą zgodność z treścią obrazów i ich metaforyczną wymową.
Pracownik fizyczny
Tycjan (Tiziano Vecellio, ur. między 1488 a 1490 r., zm. 27 sierpnia 1576 r.) w swym długim i pracowitym życiu stworzył wiele obrazów o tematyce religijnej i mitologicznej, a także wielką liczbę portretów, do których pozowały najznakomitsze postaci XVI-wiecznej Europy: papieże, cesarze, królowie i królowe, książęta i księżne, poeci, kupcy i podróżnicy. Tycjan prowadził duży warsztat, co w jego czasach było praktyką codzienną i konieczną. W XVI wieku wciąż jeszcze nie funkcjonowała romantyczna wizja sztuki i pojęcie artysty w dzisiejszym rozumieniu, odziedziczone w dużej mierze po wieku XIX. Czasy Tycjana przyniosły wprawdzie nowe otwarcie w dyskusji o sztuce – sto lat wcześniej Leon Battista Alberti w swoich traktatach teoretycznych podniósł kwestię intelektualnego wymiaru twórczości malarza, rzeźbiarza, czy architekta, tym samym osłabiając nieco odium fizycznej pracy, niezbędnej dla tego rodzaju działalności. Jednak kwestie takie jak natchnienie, wena i duchowy wymiar twórczego wysiłku wciąż pozostawały domeną poezji, literatury czy wreszcie muzyki. Malarstwo i rzeźba uważano za dziedziny warsztatowe, gdzie mistrz pracował nad wybranymi dziełami, a kilku czy kilkunastu pracowników malowało pomniejsze dzieła, wykańczało je, przygotowywało płótna, rozcierało barwniki i pigmenty, mieszało farby itd. Cała ta utrwalona przez wieki praktyka dotyczyła również Tycjana, który objął w swe „władanie” osieroconą przez klan Bellinich Wenecję. Jego warsztat dostarczał estetycznych wrażeń bogatym patrycjuszom, miastu oraz władcom Europy. Znakomita większość znanych dzisiaj obrazów Tycjana wyszła jednak spod jego własnej ręki i nie jest trudno określić, czym różnią się one od prac warsztatu. Maniera Tycjana jest trudna do dosłownego podrobienia, ponieważ – jak każdy naprawdę wielki artysta – potrafił pozostawić po sobie nieuchwytny ślad w obrazie; stosował też specyficzną technikę, inną niż jego współpracownicy i uczniowie. Kompozycje i końcowy efekt prac warsztatu były „tycjanowskie”, ale po dłuższej obserwacji nie trudno jest zauważyć, które są dziełem Mistrza, a które jego współpracowników. Wszelkie wątpliwości rozwiewają badania konserwatorskie, gdzie światło podczerwone, RTG i inne zabiegi bezlitośnie ujawniają, czyje ręce stworzyły obraz.
Portrecista
Imię Tycjana kojarzy się dość powszechnie z portretami – zupełnie słusznie, ponieważ w sztuce włoskiej Tycjan wprowadził nową jakość portretu, a do tego eksportował ją za Alpy. Dzięki swoim talentom w tej dziedzinie malarstwa nawiązał wieloletnią współpracę z Karolem V Habsburgiem, cesarzem i jednocześnie królem Hiszpanii oraz władcą wielu ziem należących do imperium habsburskiego. Współpraca ta została nawiązana w 1548 roku, zaraz po wielkim zwycięstwie Karola V nad Ligą Protestancką pod Mühlbergiem. Cesarz był człowiekiem wykształconym i do tego poliglotą, zatem nie pojawiały się problemy komunikacyjne. Tycjan namalował jego wspaniały portret konny oraz znakomite studium psychologiczne cesarza siedzącego w fotelu – człowieka już chorego, zmęczonego, o przenikliwym spojrzeniu prawdziwego władcy.Oprócz portretów cesarza, na jego zamówienie Tycjan stworzył też scenę mitologiczną Wenus z organistą i Kupidynem (1548, Museo del Prado) – dzieło, które następnie wiele razy replikowano w warsztacie Tycjana.
Kronikarz bosko-ludzkich romansów
W latach 50-tych król Filip (być może jeszcze jako książę infant) zamówił u Tycjana cykl obrazów mitologicznych, którego tematem były miłosne perypetie bogów olimpijskich i śmiertelników – przyszłe Poesie. Tematy poszczególnych obrazów zaczerpnięte zostały z głównie z Metamorfoz Owidiusza, który bardzo szczegółowo opisywał miłostki bogów i ludzi. Biorąc pod uwagę surowość wychowania i religijną gorliwość młodego króla, temat należy uznać za dość osobliwy.
Jako pierwsze powstały Wenus i Adonis oraz Danae z opiekunką (1553 r. i 1554 r., dziś obydwa znajdują się w Prado). Danae była powtórzeniem kompozycji wykonanej dziesięć lat wcześniej dla rodziny Farnese, choć z pewnymi wariacjami – w wersji hiszpańskiej Danae towarzyszy opiekunka, która łapie złoty deszcz w fartuch, podczas gdy w wersji Farnese w miejscu opiekunki znajduje się Amor. Pendant do Danae stanowił obraz Wenus i Adonis, na którym widzimy boginię próbującą powstrzymać kochanka od odejścia na polowanie. W pierwszej chwili można pomyśleć, że zaborcza kobieta nie chce wypuścić młodzieńca ze swych ramion, jednak kiedy przyjrzymy się uważnie, dostrzeżemy oślepiające światło w prawym górnym rogu. Na kochanków spogląda bóg Mars, który za moment wcieli się w ogromnego odyńca i zabije rywala. Wenus przeczuwa niebezpieczeństwo, chce ocalić ukochanego, jak wiemy jednak – na próżno. Para obrazów pełna jest jeszcze weneckiego światła i koloru; w scenie z Wenus i Adonisem zachwyca błękit nieba, czerwień szat, świetlistość skóry; w Danae – karnacja dziewczyny i złoty deszcz spadający z góry.
Kolejne obrazy z serii to Perseusz i Andromeda (1554-1556), Diana i Akteon oraz Diana i Kallisto (obydwa 1556-1559). Pendant do Perseusza i Andromedy stanowić miał obraz przedstawiający Jazona i Medeę, ale wszystko wskazuje na to, że nigdy nie powstał. W roku 1562 Tycjan ukończył i wysłał do Madrytu Porwanie Europy, natomiast obraz Śmierć Akteona nigdy nie opuścił pracowni artysty.
Cykl Poesii zamyka Tarkwiniusz i Lukrecja, rozpoczęty w 1568 r. i wysłany do Madrytu trzy lata później. Historię Lukrecji trudno uznać za „miłostkę” – obraz przedstawia gwałt popełniony przez Tarkwiniusza na cnotliwej Lukrecji, która, poprosiwszy męża i ojca o pomszczenie swego nieszczęścia, popełniła samobójstwo, nie mogąc znieść bólu i upokorzenia.
Obrazy z serii Poesia układają się w pary – lub być może badacze twórczości Tycjana chcieliby je tak widzieć, w każdym razie układ parami wygląda na logiczny i uzasadniony. Problematyczny pozostaje brak obrazu z Jazonem i Medeą oraz fakt, że Śmierć Akteona, trudna do powiązania w parę z innym obrazem. nie opuściła nigdy pracowni Tycjana. Dziś nadal możemy próbować sobie wyobrazić, jaki mógł być pierwotny zamiar ewentualnego zestawienia obrazów w pary, jaka mogła być ich zamierzona wymowa. Podobnie jak niejednoznaczna jest poezja, której każda lektura przynosić może nowe odkrycie, podobnie rzecz ma się z obrazami Tycjana. Oglądamy serię scen mitologicznych, których wspólnym tematem jest miłość. Część z nich ma charakter wyraźnie erotyczny; czy jest to jjednak edyny wymiar, jedyna możliwa droga interpretacji?
Obserwator okrucieństw
Dostrzegam w tej serii jeszcze jeden wspólny mianownik – okrucieństwo bogów i ludzi. Historia Danae nie kończy się tragicznie, chociaż nie brakuje w niej dramatycznych zwrotów akcji – zostaje zamknięta w beczce razem z niemowlęciem i wrzucona do morza, a z opresji wychodzi cudem. Adonis zostaje pokonany przez Marsa, Kallisto przypłaca życiem złamanie ślubów czystości, choć to przecież ona została uwiedziona przez Jowisza, stając się tak naprawdę jego ofiarą. Akteon niechcący podejrzał Dianę w kąpieli i został okrutnie ukarany – zamieniony w jelenia i rozszarpany przez własne psy. Europę porwał (i w domyśle zgwałcił) Jowisz; równie podle postąpił Tarkwiniusz z Lukrecją. Trudno te historie nazwać po prostu „miłostkami”. Obrazy Tycjana nie pokazują tylko wycinka opowieści; można powiedzieć, że z obrazu na obraz wymowa dzieł staje się coraz bardziej mroczna i niepokojąca. Mogłoby się wydawać, że mitologiczne sceny stanowią pretekst, by pokazać nagie ciało kobiece (wszak mężczyźni są zawsze nieco lepiej wyposażeni w tekstylia), cały czas pobrzmiewa jednak echo finału, atmosfera jest napięta, wiemy, że cały ten erotyczny rozgardiasz musi się źle skończyć. Tragiczny akord w postaci sceny z Tarkwiniuszem i Lukrecją zdaje się to potwierdzać.
Skarga na nieczułość
Jest jeszcze jeden obraz, którego temat zaczerpnięty jest z Metamorfoz, ale który nie dotyczy spraw około miłosnych – chyba, że miłości własnej. Nie wiadomo kiedy i na czyje zamówienie powstał; wątpliwe też, by obraz należał do serii Poesie. Wiadomo tylko, że znajdował się w pracowni po śmierci malarza i, sądząc ze sposobu malowania, musiał powstać w ostatnich latach życia artysty. Obraz ten, Apollo i Marsjasz (obecnie w Muzeum-Pałacu Arcybiskupim w Kromeřyžu), wywraca nasze powszechne wyobrażenie o malarstwie Tycjana. Ciemne barwy, gęsta kompozycja, wreszcie straszliwe okrucieństwo ukazane jako pierwszoplanowe wydarzenie mają więcej wspólnego ze scenami męczeństwa chrześcijańskich świętych niż z mitologicznymi scenkami. Obraz ten to skarga na nieczułość bogów, pudrowaną przez wymyślną formę poezji, która o nich opowiadała. Jej bóg Apollo obdziera ze skóry Marsjasza, fauna, którego miłością była muzyka. W tym sensie Apollo i Marsjasz tworzyłby parę ze Śmiercią Akteona – tutaj siostra Apolla, Diana, przeszywa niewidoczną strzałą nieszczęsnego podglądacza, zamieniając go w jelenia i patrząc, jak rozszarpują go psy. Jedynym jasnym akcentem jest brudno-różowa szata bogini i jej jaśniejąca karnacja. Boskie rodzeństwo nie po raz pierwszy popisało się okrucieństwem – pamiętamy przecież zbolałą Niobe, której dziewięcioro dzieci zginęło od strzał olimpijskich bliźniąt.
Ut pictura poesis – obraz, jak poezja, przedstawia raz z bliska, raz z daleka jakąś prawdę, myśl, refleksję. My, słuchając, patrzymy i, patrząc, wsłuchujemy się w skandowane głoski, które opiewają to, czego nie da się pojąć.