Przystanek pod wiszącą skałą
Julia WollnerWielka jurajska góra z wapienia zdaje się chylić ku człowiekowi. Czy jest to czuły gest wobec kruchości istnienia?
Z Gibraltaru nie mam wielu wspomnień. Zmęczyły mnie tłumy turystów, nie urzekła aleja z angielskimi sklepami czy stylizowane kosze na śmieci z napisem litter. Czerwone budki telefoniczne wydawały się nadymać przed zwiedzającymi zaopatrzonymi w aparaty fotograficzne, jakby chciały podkreślić swój imperialny rodowód. Zamiast wzbudzać szacunek, trąciły raczej prowincjonalnością, która razem z silnym wiatrem hula po gibraltarskich – ni to hiszpańskich, ni to brytyjskich – ulicach.
Obraz, który zostanie mi na długo w pamięci, ma się nijak do turystycznych atrakcji czy punktów widokowych. Jest nim kobieta w średnim wieku, zmęczona, o drobnej figurze i lekko podpuchniętych oczach, siedząca samotnie na przystanku autobusowym w podmiejskiej części Gibraltaru. Zapada wieczór, ludzie wracają z pracy do mieszkań w ogromnych wieżowcach, które gęsto wypełniają okolicę. Kobiecie chyba nigdzie się nie spieszy – rozsiada się na ławeczce wygodnie, odchyla głowę do tyłu, jakby w pragnieniu nabrania głębokiego oddechu przy jednoczesnym spojrzeniu w niebo. Zaraz jednak opuszcza brodę i zaczyna błądzić tęsknym wzrokiem po zatoce. Za jej plecami, za szybą przystankowej wiaty, wznosi się Skała, wysoka i majestatyczna. Zdaje się chylić ku morzu, ku kobiecie – jakby w geście czułości wobec kruchości ludzkiego istnienia. Nie wiem, o czym myśli mieszkanka Gibraltaru wpatrzona w horyzont – jej wzrok unosi się nad falami, podczas gdy ja, zza okna samochodu, podziwiam, jak ku jej drobnej sylwetce skłania się wapienna jurajska góra. Przypominam sobie, że powstała ponad 50 milionów lat temu, kiedy afrykańska płyta tektoniczna zderzyła się z europejską; że kilkadziesiąt tysięcy lat przed nami była zapewne ostatnią ostoją neandertalczyków. Za gibraltarską kobietą stoi najdawniejsza przeszłość, a ona wpatruje się w przyszłość; w to, co otwarte, nieznane, wolne. Może marzy o ucieczce, o zmianie, o czymś nowym. Przeszłość nachyla się ku niej, jakby chciała ją objąć, przytulić. Czy kobieta to czuje, docenia, czy też marzy tylko o odmiennym, dalekim horyzoncie?
Semafor zmienia barwę, nasz samochód rusza z impetem. Przystanek autobusowy zostaje w tyle; cały czas, niezmiennie obok mnie, pozostaje tylko Skała. Przychodzi mi na myśl, że jest jak kotwica w znaku stworzonym przez Manucjusza. My wszyscy – ja, Ty, kobieta na przystanku – jesteśmy Manucjuszowymi delfinami. Od codzienności mamy podpuchnięte oczy; marzymy o przyszłości i dalekich lądach, gdzie będzie nam łatwiej, inaczej, lżej. Ważne jednak, byśmy umieli docenić także swą kotwicę. I skałę, na którą możemy ją zarzucić.