kultura sztuki piękne kino ludzie

Velázquez i jego tajemnica. Kilka słów po obejrzeniu filmu Stéphane’a Sorlata

Julia Wollner

Hiszpański malarz realizm wynosił do rangi sacrum.

W kinach można jeszcze zobaczyć dokument pt. Velázquez i jego tajemnica, który miałam możliwość obejrzeć dzięki Gutek Film. Zrobiłam to z przyjemnością, bo malarz ten należy do moich ulubionych hiszpańskich artystów.

Film przybliża postać Velázqueza i pokazuje wpływ, jaki wywarł ona na pokolenia innych twórców, wśród których pojawia się Goya, Manet czy Salvador Dalí. O malarzu i jego dziełach opowiadają w nim eksperci z różnych instytucji; wszyscy wskazują na fakt, że, mimo upływu wieków, Velázquez wydaje się zadziwiająco nowoczesny. Zrozumiał to i docenił już sam Pablo Picasso, który z upodobaniem dekonstruował przecież słynny obraz „Las Meninas” sewilskiego artysty.

Właśnie: sewilskiego. Choć związany z Madrytem, dla mnie Velázquez był zawsze malarzem andaluzyjskim, na którego twórczość ojczysty region wywarł ogromny wpływ. Mam tu na myśli sposób patrzenia na świat, wybór tematów i operowanie światłem. Nie będąc historykiem sztuki, pozwalam sobie wierzyć, że dramatyczne kontrasty na jego obrazach to nie tylko znak epoki, w której triumfuje przecież Caravaggio, ale także wspomnienie światłocieni Sewilli, gdzie blask na każdym kroku ostro zderza się z mrokiem. Dodajmy do tego ikonografię jego rodzinnego domu i miasta: doskonale odwzorowywane przedmioty takie jak dzbany, moździerze czy gliniane misy, charakterystyczne dla Andaluzji XVII wieku. Velázquez malował je z niemal obsesyjną precyzją.

Z radością odkryłam, że we francuskim dokumencie fragment opowieści poświęcony został temu aspektowi twórczości Velázqueza, który porusza mnie najbardziej. Chodzi o  szacunek dla codzienności i jej cichych bohaterów. W ciekawy sposób zestawiono go z myślą XVI-wiecznej mistyczki św. Teresy z Ávili, bez wątpienia jednej z najważniejszych figur hiszpańskiej duchowości tamtego czasu. Choć trudno uznać Velázqueza za malarza mistycznego, to obie postaci łączy pewien rodzaj kontemplacji rzeczywistości. Karmelitanka głosiła, że że człowiek dostąpić może Prawdy poprzez się uważne patrzenie, a nie przez dekoracje czy retorykę; artysta dążył do uchwycenia rzeczywistości taką, jaka jest, bez idealizacji. Św. Teresa pisała o znajdowaniu Boga „pośród garnków”; jej duchowość była silnie antyiluzjonistyczna, zakorzeniona w realności. Ten sposób myślenia jest mocno obecny w twórczości Velázqueza, szczególnie we wczesnym okresie. Z upodobaniem malował prostych ludzi i należące do nich pospolite sprzęty, a realizm wynosił do rangi sacrum. Korzystał przy tym z ograniczonej palety barw i, choć wokół kwitł wszędzie barokowy przepych, rezygnował z przesady znanej nam np. z malarstwa włoskiego.

Przyznam, że ze względu na własne zainteresowania chętnie dowiedziałabym się więcej o tym, co budowało twórczość Velázqueza; mniej ciekawiły mnie wypowiedzi współczesnych i nieznanych mi zupełnie artystów, którzy dzielili się swoimi opiniami o hiszpańskim malarzu. Rozumiem jednak, że taki właśnie był zamysł reżysera, Stéphane’a Sorlata. Po obejrzeniu filmu prędko wracam do albumów z malarstwem Velázqueza. Podobnie jak on, od zawsze przekonana jestem o tym, że transcendencja dokonuje się w tym, co najbardziej powszednie.