Alessandro Barbero. Boccaccio dzisiejszej pandemii?
Zofia AnuszkiewiczSwą polską premierę ma właśnie głośna książka Dante Alessandra Barbero. Kim jest włoski historyk i co stanowi klucz do jego medialnego sukcesu?
Na scenie w wypełnionym po brzegi ogromnym namiocie stoi samotny mikrofon, a przy nim mężczyzna w średnim wieku, okularnik drobnej postury w nieco luźnych ubraniach, przywodzących na myśl styl Roberta Benigniego. Publiczność szaleje. Mężczyzna uśmiecha się jakby nieśmiało, po czym wysokim głosem mówi „Dziękuję” i zaczyna wykład. Tak wyglądają spotkania z Alessandrem Barbero na Festiwalu Umysłu organizowanym co roku we wrześniu w liguryjskiej Sarzanie, a także przy wielu innych okazjach. Internetowe społeczności wielbicieli profesora Barbero zrzeszają po 50.000 członków. Latem 2021 r. jego najchętniej oglądanym na YouTube wykładem był ten o seksie w średniowieczu, z milionem odsłon. Chwytliwy temat? Dziś, po pół roku, na czoło wysunęła się opowieść o okolicznościach wybuchu drugiej wojny światowej, obejrzana już ponad 4 miliony razy.
Sam Barbero nie ma kont w mediach społecznościowych, a o jego życiu prywatnym wiadomo bardzo niewiele: rodem z Turynu, jest żonaty, w młodości zapisał się do partii komunistycznej, deklarował się jako ateista, choć pochodzi z rodziny katolickiej, a obaj dziadkowie popierali faszystów. W dzieciństwie, jak wspomina, był bardzo nieśmiały, najchętniej bawił się żołnierzykami (robi to czasem do dziś), oglądał mapy albo czytał książki. Nie ma telewizora.
Kandydat na dyktatora?
Barbero to historyk-mediewista, profesor uniwersytetu prowadzący zwykłe życie naukowe, na które składa się publikowanie artykułów, uczestniczenie w konferencjach, dydaktyka, promowanie prac dyplomowych. Jednocześnie przez ostatnich 15 lat współtworzył włoską „popkulturę wysoką”, której w ostatnich latach stał się niezaprzeczalnym bohaterem. Od 2007 roku współpracuje z telewizją RAI jako komentator filmów dokumentalnych; w tym samym roku po raz pierwszy wystąpił z serią 3 wykładów o historii na festiwalu w Sarzanie. Jego popularność szaleńczo wzrosła w czasie pandemii. Strategię dziesięciorga młodych florentczyków z Dekameronu, którzy leczyli traumę dżumy 1348 roku słuchając opowieści, stosują teraz całe rzesze dzisiejszych Włochów – a profesor snuje opowieści z wielką maestrią. Liczba odsłon jego wypowiedzi wzrosła z kilkunastu tysięcy jeszcze kilka lat temu do nawet kilku milionów dziś. Do nagrań z wykładów, wcześniej zamieszczanych na YouTube przez organizatorów festiwali, fani (nigdy sam Barbero) zaczęli dodawać liczne fragmenty paneli i wywiadów na najrozmaitsze tematy. W komentarzach pojawiają się apele, by został dyktatorem Włoch.
Słuchacze profesora dopiero w zetknięciu z nim odkrywają czar historii, której nie znosili w szkole
Jakie są klucze do jego popularności? Po pierwsze chyba zasada, że „tylko prawda jest ciekawa”. Barbero, w odróżnieniu od wielu współczesnych mu humanistów, w tym historyków, wierzy w prawdę – ale rozumie ją jako niezmiernie bogaty zbiór szczegółów, różnych aspektów, których naświetlanie zmienia dotychczasowy stan wiedzy – w tym sensie dla historyka nie istnieje punkt dojścia. Ustalenie, co się wydarzyło, jest dla profesora najważniejszym i podstawowym zadaniem historyka. Co więcej, jako popularyzator nie zajmuje się tylko jedną epoką – jego wykłady omawiają różne kwestie, od słynnych bitew starożytnej Grecji, przez starożytny Rzym, zachodnie średniowiecze i nowożytność, Imperium Osmańskie – aż do XX wieku. Jego mistrzem jest Marc Bloch, na którego grobie widnieje napis Dilexit veritatem (‘Umiłował prawdę’). Założyciel szkoły Annales postulował w pierwszej połowie XX w. odejście od uprawiania „historii wydarzeniowej” na rzecz opisywania wielkich struktur, nawyków, całościowego wpływu ludzkiej działalności w danej epoce np. na krajobraz. Barbero opowiada prawie zawsze o wydarzeniach, wykazując wielką wrażliwość wobec anegdoty, dowcipu, lirycznej opowieści, ale obudowuje je zawsze opowiadaniem o tym, jak wyglądał świat – społeczny, technologiczny, duchowy – w którym wydarzenia te miały miejsce. Słuchacze, jak piszą w komentarzach, dopiero w zetknięciu z nim odkrywają czar historii, której nie znosili jako przedmiotu szkolnego, wykładanego – jak widać, nie tylko u nas – z klucza sekwencji dat. Co daje profesorowi przewagę? On sam wyjaśnia: gdy masz opowiedzieć o czymś, co działo się w innych czasach, różniących się od naszych pod wieloma względami, nie da się tego zrobić w 5 minut. Jego wykłady trwają zazwyczaj około godziny. W tym czasie wyjaśnia szczegółowo realia, o których inni nie mówią – albo o które sami nie zadali sobie pytań – a także obficie cytuje, czasem parafrazuje źródła.
Lingwista, historyk czy aktor?
To prowadzi nas do drugiego czynnika jego sukcesu: Barbero jest mistrzem języka, tak mówionego jak i pisanego. Jest nie tylko naukowcem i popularyzatorem, ale od połowy lat ’90 także pisarzem. Za debiutancką Bella vita e guerre altrui di Mr. Pyle, gentiluomo (‘Światowe życie i cudze wojny pana Pyle, esq.’), osadzoną na początku wojen napoleońskich, otrzymał jedną z najważniejszych włoskich nagród literackich, Strega. Jego powieści tchną melancholią. Płynie ona z przekonania, że ludzie zawsze będą zdolni do rzeczy strasznych i będą ich dokonywać, a z drugiej strony w samym życiu, w zaangażowaniu, w cielesności tkwi niezaprzeczalne piękno, które warto ocalać i upamiętniać. Język tych książek jest wyjątkowy dzięki zdolności autora do lingwistycznej mimikry, na której pozostawia jednak własne piętno. Bella vita, jak opowiadał pisarz i tłumacz klasyki literatury Aldo Busi, wydawała się wręcz publikacją oryginalnego tekstu z przełomu XVIII i XIX w., gdyby nie to, że jej język był jednocześnie do szpiku współczesny. Kolejna książka, Romanzo russo, osadzona w Moskwie pod koniec lat ’80, imitowała styl Bułhakowa i wdawała się w literacką grę z Mistrzem i Małgorzatą; ostatnia Alabama to prawie w całości monolog żołnierza konfederacji, który czyta się jak przekład amerykańskiej powieści o wojnie secesyjnej. Barbero przyznaje, że gdy decydował o kierunku studiów, rozważał lingwistykę – w jego wykładach widać ogromną świadomość, że język jest narzędziem, którym posługuje się bardzo sprawnie w zależności od potrzeb. Profesor zręcznie gra różnymi stopniami formalizacji. W cytatach jest wierny, z innych języków przekłada je bez zbytniego archaizowania. Jednak w parafrazach często używa wyrażeń potocznych, dzięki czemu łatwo nawiązuje kontakt z publicznością, choć nigdy nie popada w wulgarność lub uproszczenia. Jeden z komentatorów na YouTube zauważył: Wywód Barbero jest taki potoczysty. Używa klasycznego systemu budowy zdania za pomocą podmiotu, orzeczenia i dopełnień, nie gubiąc się w zdaniach podrzędnych. To bardzo proste stwierdzenie, ale być może właśnie ten słuchacz przeniknął magię języka Barbero.
Po trzecie, Alessandro Barbero ma zdolności aktorskie: choć nie dysponuje „radiowym głosem”, potrafi doskonale operować tonem, pauzą, gestykulacją. Kadr z jednym jego typowych gestów, zaciśniętą pięścią podniesioną w górę, jest podstawą licznych memów.
Antysystemowiec czy mistrz kłopotliwych wyznań?
Przy wzrastającym zainteresowaniu mediów Barbero zaczął ukazywać się jako intelektualny antysystemowiec, myślący na tyle samodzielnie, że często zaskakuje swoją publiczność. Lewica mogła sądzić, że ma go po swojej stronie, gdy 2 lata temu zdradził, iż w młodości zapisał się do partii komunistycznej i cały czas jej ówcześni przywódcy są dla niego ideałem polityków. Ostatnio wzbudził jednak skandal, mówiąc („tylko proszę mnie źle nie zrozumieć!”), że warto zbadać, czy kobiety mają niższą pozycję w świecie pracy z powodu szklanego sufitu, czy też przez swoją – statystycznie – naturalnie mniejszą agresywność. Jako historyk zwracał uwagę na fakt, że sytuacja, w której na Zachodzie kobiety i mężczyźni mogą robić dokładnie te same rzeczy, jest na tle dziejów ludzkości „cudownym eksperymentem”. Nagłówki w gazetach następnego dnia głosiły: Barbero nienawidzi kobiet!. Wcześniej wzbudził skrajne emocje, podpisując list protestacyjny wobec wprowadzania przepustek covidowych – we Włoszech szczepienie lub świeżo wykonany test był w ostatnich miesiącach (również letnich) ścisłym warunkiem wejścia do budynku uniwersytetu, biblioteki czy lokalu gastronomicznego. Argumentem profesora było to, że każdy ma prawo żywić wątpliwości, gdy nakłania się go do zaaplikowania sobie na własną odpowiedzialność substancji badanej, w jego opinii, od bardzo niedawna, co uniemożliwia rzetelną wiedzę o możliwych działaniach niepożądanych. Za uczciwe postawienie sprawy uznałby natomiast wprowadzenie szczepień obowiązkowych, gdzie odpowiedzialność za decyzję o szczepieniu ludzi przyjmuje w całości państwo. Uznał za absurd skrajne konsekwencje ruchu Black Lives Matter, jak niszczenie pomników bohaterów historii amerykańskiej, oraz reperkusje tego procesu w dydaktyce uniwersyteckiej (np. wycofanie się z uczenia o Arystotelesie z powodu jego poglądów na niewolnictwo). Komentując serial Bridgertonowie, powiedział: Dlaczego castingi mają być color-blind? Chciałbym zobaczyć reakcje na Martina Luthera Kinga granego przez białego mężczyznę, albo – jeszcze lepiej – przez białą kobietę.
Barbero pokazuje, że nawet najbardziej racjonalny badacz pozostaje zawsze człowiekiem skądś i może żywić typowe dla swojego backgroundu uprzedzenia
Również swoim wielbicielom znad Wisły nie szczędzi kłopotliwych niespodzianek. Wydaje się, że nie lubi Polski i Polaków. Pan Pyle, amerykański ambasador podróżujący przez Europę u progu XIX w., widział polską szlachtę w Warszawie krzyczącą o niepodległości, po tym jak przy źle utrzymanych, błotnistych drogach oglądał chylące się z nędzy chłopskie chaty. Wśród spotkanych w Warszawie ludzi może największe wrażenie robi na nim Jan Potocki, mówiący o sobie, że jest Rosjaninem. Konfederaccy żołnierze ze wspomnień z Alabamy uznają za afront, że rzucono do walki przeciwko nim, dżentelmenom, imigrantów z Polski, najżałośniejszy typ ludzi. Kilka lat temu Barbero protestował w wywiadzie dla „Il Fatto Quotidiano” przeciwko zrównywaniu przez Parlament Europejski nazistowskiego i komunistycznego totalitaryzmu: Parlament wpadł w pułapkę rezolucji zaproponowanej przez kraje, których historia jest zupełnie inna niż nasza, które uparcie uznają, że nazizm był czymś lepszym niż komunizm, jak Polska, gdzie próbuje się zatrzeć pamięć o tym, z jakim entuzjazmem wielu Polaków brało udział w zagładzie Żydów. W ich wykrzywionej optyce rodzi się idea, że sierp i młot jest tak samo straszny jak swastyka. Coś takiego w Europie Zachodniej zupełnie nie trzyma się kupy. Zwłaszcza ten ostatni osąd, odnoszący się do faktów, ale nieprecyzyjny i niespójny, dowodzi, że nawet najbardziej racjonalny badacz pozostaje zawsze człowiekiem skądś i może żywić typowe dla swojego backgroundu uprzedzenia. Barbero ma zresztą podobne pretensje wobec własnego narodu – oskarża go o nadmierną skłonność do wielkich słów, za którą nie idzie praca i systematyczność. To zaś może prowadzić do banalnego podporządkowania się złu.
Jesienią zeszłego roku profesor wygłosił 3 wykłady pod wspólnym tytułem Kobiety władzy; na ich bohaterki wybrał Katarzynę Wielką, Nilde Iotti i matkę Teresę z Kalkuty. Te opowieści były jak historie z Dekameronu – obejmowały tematy od nieokiełznanej seksualności do głębi doświadczenia duchowego, przez wielką, romantyczną miłość. Skuteczna, makiaweliczna władczyni, kochająca fizyczną miłość bardziej niż mężczyzn, którzy jej ją dawali; matka powojennego komunizmu we Włoszech, którą z sekretarzem partii Palmiro Togliattim łączyła przez lata wielka, niesformalizowana (z powodu braku legalnych rozwodów) miłość; wreszcie radykalna, spójna do bólu mistyczka, która podbijała świat, by wprowadzać do niego trudną, wcale nie cukierkową chrześcijańską miłość. Tak naprawdę łączy je tylko czułość opowieści, przedstawiającej każdą z postaci z punktu widzenia jej własnych racji. A może po prostu pasja do życia?
Zdjęcie główne: Alessio Jacona / Wikimedia, CC BY 2.0