Andrà tutto bene
Agnieszka Poczyńska-ArnoldiZa oknem oślepiające słońce, kwitną glicynie, drzewa brzoskwini i jabłonie. Chciałoby się opalać, ale śródziemnomorskie plaże są puste. Wstęp surowo wzbroniony.
Warunki kryzysowe u jednych wyzwalają szlachetność, u drugich – wręcz przeciwnie, bez względu na pochodzenie. Włosi, w tym oczywiście lekarze, wykonują bohaterską pracę, ale niektórym dzieje się krzywda, gdy syci, zdrowi i bezpieczni muszą chwilowo zmienić przyzwyczajenia zamiast podkulić ogon i dziękować Bogu, że nic im nie dolega. Pewnie, łatwo nie jest. Za oknem oślepiające słońce, kwitną glicynie, drzewa brzoskwini i jabłonie. Można by się już opalać, ale śródziemnomorskie plaże są puste, wstęp surowo wzbroniony. Wybuchła wiosna, a my oglądamy ją przez szybę, w najlepszym przypadku z tarasu lub ogródka. Oddajemy się domowy porządkom, hobby, lekturze, odcięci od naturalnego światła, ciepła i zapachu powietrza. Normalnie energię czerpiemy z przyrody, z kontaktów z innymi ludźmi. Rzeczywistość rozkwita w spotkaniu – pisała kiedyś Anna Janko. Dziś bliskość jest zakazana.
Kolejny weekend i puste ulice. – Damy radę! Będzie dobrze! – dodajemy sobie nawzajem otuchy, ale sytuacja jest bez precedensu i nie bardzo wiadomo, jak się zachować. Taki stan ogólnego zagrożenia Włochy przeżywają po raz pierwszy od czasu Czerwonych Brygad. Najpierw wszelkie ostrzeżenia przyjmują z niedowierzaniem, ale gdy liczba zakażonych rośnie, powoli dociera, że to już nie przelewki. Moment jest dramatyczny. Śmiertelność we Włoszech jest wyższa niż we wszystkich pozostałych krajach, z Chinami włącznie, lekarze zaczynają podejrzewać, że przyczyną może być czynnik genetyczny, ale to tylko jedna z wielu hipotez i niewiadomych. Zmarło przeszło 6 000 osób, jest ponad 60 000 zarażonych. Co prawda od dwóch dni nieśmiało śledzimy malejące liczby, ale okoliczności są ciągle absolutnie wyjątkowe. Ważne, abyśmy nadal nie wychodzili z domów.
Znakomita większość społeczeństwa zachowuje się odpowiedzialnie, ale, podobnie do innych krajów, po ulicach włóczy się jeszcze kilka procent imbecyli, jak pisze dziennikarz Gianni Mura. I tak przyłapano policjanta, który tłumaczył się, że wracał od… kochanki. Pewnie liczył na męską solidarność ze strony współbraci, ale się przeliczył, dostał karę i zyskał niemal międzynarodowy rozgłos. Jakiś chłopak na głodzie oświadczył, że wyszedł po narkotyki. Lekarz z miejscowości Castellaneta chory na koronawirusa zaraził siedmiu kolegów. Nie przyznał się do objawów i nie zachował podstawowych procedur, a kiedy źle się poczuł, udał się bezpośrednio na pogotowie, mimo, że od tygodni apeluje się, by tego nie robić. Starsi panowie uprawiający jogging w miejskim parku, mimo monitów i apeli, nadal trenują grupie; gdy zatrzymuje ich patrol, zaczyna się dyskusja. – To nie my stanowimy problem. Przecież pracują jeszcze fabryki, ludzie się ze sobą stykają… – próbuje mędrkować jeden z nich. Na szczęście policjanci szybko ucinają rozmowę.
Kwitnie politykierstwo i gadulstwo – znowu, jak w każdym kraju. Każdy ma swoją opinię i święte prawo do jej wyrażania. Wielu chciałoby radykalnych posunięć, postuluje, by wszystko pozamykać. Inni obawiają się, że, gdy sytuacja się unormuje, okaże się, że gospodarka leży w gruzach i rzesze Włochów znajdą się na bruku. Rząd szuka konsensusu, choć półśrodkami celu chyba nie osiągnie. Nie chce wprowadzać zbyt drastycznych posunięć, by nie naruszyć podstawowych praw obywatelskich. – Nie czas na pytania o wolność, kiedy trzeba ratować ludzkie życie – ripostuje profesor prawa Gustavo Zagrebelsky, który w posunięciach rządu nie widzi żadnych zagrożeń dla demokracji, a premier Conte i gubernatorzy poszczególnych regionów wprowadzają kolejne obostrzenia. W sobotę wszyscy czekają na specjalne wystąpienie premiera. Rząd po rozmowach ze związkami zawodowymi postanawia zamknąć również zakłady pracy, które w tym momencie nie są niezbędne do przetrwania. Zostanie zapewniona żywność, leki, środki czystości i usługi finansowe. Można poruszać się tylko w promieniu 200 metrów od miejsca zamieszkania, robić zakupy jedynie w najbliższych sklepach, psy wyprowadzać na krótko, na czas konieczny do załatwienia potrzeby.
Pozbawiony zwykłej codzienności naród jednoczy się więc w sieci i na balkonach, śpiewa, wywiesza flagi narodowe, maluje tęcze, urządza flash moby i kolacje on line, kombinuje, jak zabić nudę. Niestety w Lombardii, a przede wszystkim w Bergamo, rozgrywa się tragedia. Ktoś robi zdjęcie długiej kolumny wojskowych samochodów, która wywozi z miasta ciała ofiar koronawirusa. Wrażenie jest piorunujące. Szpaler ciężarówek opuszcza w ciszy opustoszałe miasto. Satyryk Rosario Fiorello zwraca się do wszystkich z apelem: – Przestańcie się wreszcie wygłupiać, śpiewać i grać na balkonach! Zmarłym i ich rodzinom należy się cisza i szacunek. Powinniśmy zachować trzy dni żałoby narodowej.
Śledzimy z niepokojem liczby, nie zawsze pamiętając, że za każdą kryje się czyjaś dramatyczna historia i trudne emocje. Zdarza się, że w niektórych rodzinach umiera więcej niż jedna osoba. Wirus zabrał już kilkunastu lekarzy i kilku księży. Wszyscy odchodzą w samotności – ze względu na ryzyko zarażenia nikt z bliskich nie może im towarzyszyć. Parę dni temu ktoś sprezentował służbom medycznym dwadzieścia komputerów, aby przez Skype umożliwić umierającym kontakt z rodziną, by chociaż w ten sposób mogli się pożegnać. Czuwający w kościele ojciec Aquilino Apassiti przybliża do trumien telefon, przez który najbliżsi modlą się za zmarłych. Dziwny i wzruszający to czas. Wraz z rozwojem informatyki powoli oddalaliśmy się od siebie, zaabsorbowani ekranem komputera i telefonu. A teraz została tylko zimna elektronika.
Ostatnio wiele państw krytykowało Włochy za brak reakcji na ekspansję wirusa, dziś trudno jednak przecenić bohaterstwo włoskiego personelu medycznego i ludzi zaangażowanych w walkę z chorobą. Teraz wszystkie kraje europejskie korzystają z tutejszych doświadczeń. Czas pokazał, że w warunkach pandemii wszyscy są tak samo nieprzygotowani, podobni, równi. W Stanach Zjednoczonych, Francji, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii – by tylko pozostać przy niektórych przykładach – wszyscy są tak samo bezbronni i bezradni. Chłodny pragmatyzm Donalda Trumpa czy realizm Borisa Johnsona przyprawia o dreszcze. Po dwóch tygodniach kwarantanny Włosi odnoszą już pierwsze zwycięstwa, a ja jestem dumna, że należę również do tego narodu, płaczę i śmieję się razem z nimi. Będzie dobrze, andrà tutto bene. Ważne, żeby nie odpuszczać.