kultura historia

Czy Rzymianie się uśmiechali?

Małgorzata Członkowska-Naumiuk

Z antycznymi Rzymianami kojarzy nam się głównie cnota gravitas. Ale przecież im także zdarzało się czasem zachichotać, a nawet gromko roześmiać! Przyjrzyjmy się więc tematowi śmiechu i uśmiechu w starożytnym Rzymie.

Ilustracje przedstawiające uśmiechnięte rzymskie popiersia przygotowano w programie komputerowym.

Mary Beard w książce Laughter in Ancient Rome (Śmiech w starożytnym Rzymie) dość prowokacyjnie twierdzi, jakoby Rzymianie się nie uśmiechali. To kontrowersyjne stwierdzenie może od razu budzić sprzeciw. Uśmiech jest naturalnym odruchem człowieka, jak to możliwe, aby nie występował u Rzymian? Jak mogli nie uśmiechać się do dzieci, bliskich, ukochanych? Jak mogli się nie uśmiechać, reagując na coś przyjemnego czy umiarkowanie zabawnego? A cały arsenał uśmiechów wykorzystywanych przez polityków albo wodzów? Uśmiech pobłażliwy, ironiczny, pełen politowania, pogardliwy, złośliwy czy wreszcie uśmiech triumfu?

Amerykańska badaczka Kristina Milnor z Barnard College w Nowym Jorku w recenzji książki Beard wyraziła podobne wątpliwości: Ostatni rozdział pierwszej części – pisze – dotyczy związku między śmiechem greckim i rzymskim; autorka skupia się w nim głównie na języku. To tutaj przedstawia tezę, którą, jak podejrzewam, wielu czytelników uzna za osobliwą, jeśli nie nieco wątpliwą: Rzymianie się nie uśmiechali. Jest to oczywiście niezmiernie trudne do udowodnienia i możemy raczej powiedzieć mniej prowokacyjnie, a być może dokładniej, że nie mieli słowa, które konkretnie określałoby charakterystyczne ułożenie ust oznaczające przyjemność lub rozbawienie. Język, z czym – jestem pewna – sama Beard by się zgodziła, stanowi problematyczną soczewkę do obserwowania rzeczywistości społecznej, chociaż przyznaję, że powszechne tłumaczenie ridere i słów pokrewnych jako „uśmiechać się” (smile) zamiast „śmiać się” (laugh) w języku angielskim jest rzeczywiście mylące. I to właśnie tę kwestię autorka stara się podkreślić. A owo bardziej ogólne stwierdzenie „Rzymianie się nie uśmiechali” było nieco prowokacyjną przesadą („Bryn Mawr Classical Review” 22.10.2015, tłum. MCN).

Beard analizuje kwestie językowe i opiera swój sąd na tym, że w łacinie nie istniało wyraźne rozróżnienie między śmiechem a uśmiechem, jak to ma miejsce w grece czy w angielskim. W językach tych „uśmiechać się” i „śmiać się” to wyrazy niespokrewnione ze sobą (gr. meidao i gelao, ang. smile i laugh). Rzymianie używali zaś najczęściej tylko jednego czasownika: ridere – „śmiać się”, który czasem mógł też znaczyć „śmiać się lub uśmiechać się do kogoś”, oraz rzeczownika risus – określającego „śmiech”, a niekiedy „uśmiech”. Opinia brytyjskiej badaczki o „braku uśmiechu u Rzymian” wynika więc głównie z porównania z greką i z angielskim.

W słowniku języka łacińskiego znajdziemy jednak także wyraz subridere, w wersji obocznej surridere – „uśmiechać się”, który pojawia się w tekstach literackich już w I wieku p.n.e., a więc nie bardzo późno. Być może używano go wcześniej, lecz zachowało się niewiele tekstów z dawniejszych epok, nie mamy więc pełnego przekroju rzymskiej literatury. To od słowa subridere/surriderepochodzą pokrewne wyrazy w językach romańskich, jak włoskie sorridere czy francuskie sourire.

Przyimek sub oznacza „pod”, ale jako przedrostek ma bardzo wiele znaczeń, czasem analogicznych do tych w języku polskim, na przykład subscribere to „napisać u dołu” czyli „podpisać”. Sub- dodane do czasownika albo przymiotnika może też oznaczać „trochę”, „lekko”, „nieco”: np. timere to „bać się”, a subtimere – „trochę się bać”, tristis to „smutny”, a subtristis – nieco smutny, luteus to żółty, a subluteus – żółtawy. Subridere znaczy więc „trochę, lekko się śmiać” czyli „uśmiechać się”. Zauważmy, że także w polskim – i pewnie w paru innych językach poza romańskimi – wyrazy „śmiech” i „uśmiech” oraz pochodne czasowniki są sobie bardzo bliskie, mają wspólny rdzeń, od którego się wywodzą.

Trzeba natomiast przyznać, że subtelne subridere występuje u rzymskich autorów niezbyt często. W codziennym języku musiało rzeczywiście dominować ridere, a subridere było raczej terminem literackim. Co ciekawe, słowo to znajdujemy początkowo u pisarzy pochodzących spoza Rzymu: u Cycerona z Arpinum w południowym Lacjum, u Marka Terencjusza Warrona, uczonego pochodzenia sabińskiego, i u Owidiusza z Sulmony, miasta w kraju Pelignów w środkowych Apeninach. Używa go też Wergiliusz, który urodził się w północnej Italii, niedaleko Mantui. Trudno jednak powiedzieć, czy fakt, iż autorzy ci nie wywodzili się z samego Rzymu, ma w tym przypadku jakieś znaczenie. Warron w dziele O gospodarstwie rolnym kilka razy używa imiesłowu subridens – „uśmiechając(y) się”, np. „Appiusz, uśmiechając się, rzecze…” (Appius subridensinquit, Rust. III 2, 2). U Cycerona czasownik subridere pojawia się w mowie W obronie aktora komediowego Roscjusza, w której autor mówi: „uśmiecha się Saturiusz, człowiek przebiegły” (subridet Saturius, veterator, Q. Rosc. 22). Również tylko raz używa go Owidiusz (Amores III 1, 33).


W Eneidzie Wergiliusza dobrotliwie uśmiecha się Jowisz:

Twarz ojca ludzi i bogów rozjaśnił
Uśmiech, co koi burze i rozchmurza

Niebo…

(subridens hominum sator atque deorum…, Verg. Aen. I 254-255).

A kiedy indziej:

… uśmiechnął się do niej ów ludzi

Sprawca i rzeczy…

(subridens hominum rerumque repertor…, Aen. XII 829-830)

Uśmiech srogich wojowników jest zaś wyzywający albo złowieszczy. Jeden z latyńskich wodzów zwraca się do osaczonego we wrogim mieście wodza italskich Rutulów, Turnusa:

„…Rozejrzyj się! Jesteś

W obozie wrogów. Stąd nie ma ucieczki”.

Te słowa Turnus odpiera uśmiechem,

Spokojny: „Zacznij, jeśli ci nie obca

Odwaga, zetrzyj się ze mną”…

(subridens sedato pectore Turnus…, Aen. IX 737-742)

W następnej księdze król etruski, Mezencjusz do wroga

…z uśmiechem i z gniewem

Powiada: „Teraz konaj!…”

(Ad quem subridens mixta Mezentius ira…, Aen. X 742-743; tłum. Z. Kubiak)


A jak właściwie śmiali się Rzymianie? Podobnie jak my. W komediach Terencjusza znajdujemy zapis hahae albo hahahae, którego wymowa brzmiała „ha haj!” lub „ha ha haj!”. W komedii Eunuch, w odpowiedzi na hahahae! jednej z postaci inna pyta: Quid rides? – „Z czego się śmiejesz?” (Eunuch, 496-497). To jedno z kilkunastu miejsc w rzymskiej literaturze, w których zachował sie „zapis rzymskiego śmiechu”.

W okresie republiki śmiech bywał potężną bronią w rzymskim życiu politycznym – jako narzędzie wyszydzania przeciwników. Zwykli ludzie mogli podśmiewać się anonimowo z polityków, o których układali złośliwe wierszyki i piosenki. Zaś podczas pochodów triumfalnych żołnierze i cywile bezkarnie żartowali z wielkich wodzów – jak kazał zwyczaj, śpiewali zabawne, nieprzyzwoite przyśpiewki o zwycięzcy. W czasach Cezara wolno jeszcze było poetom kpić i szydzić z polityków u szczytu władzy. Później stało się to śmiertelnie niebezpieczne. Za cesarstwa obraza majestatu władcy była surowo zakazana.

Rzymski dowcip bywał ciężki, szyderczy, wulgarny lub rubaszny. Jednak Rzymian śmieszyły nie tylko proste, przyziemne gagi, lecz także lżejsze, bardziej wyrafinowane dowcipy. O ich poczuciu humoru trzeba by napisać osobny obszerny artykuł, przytoczę więc tylko parę powiedzonek Rzymianina, który z humorem może się raczej nie kojarzyć – surowego cenzora, Marka Porcjusza Katona Starszego (234–149 r. p.n.e.). Znany z ciętego języka i kąśliwości Katon uchodził chyba za klasyka i cytowały go późniejsze pokolenia. Mimo słynnej surowości wiele rzeczy traktował z przymrużeniem oka. Część jego powiedzeń przekazał Plutarch z Cheronei w jego żywocie. To Katon Starszy był autorem zdania: Wszyscy mężowie (mężczyźni) rządzą kobietami, my wszystkimi mężami, a nami kobiety (Plut. Cato Maior, 8). Dziwiącym się, że kiedy wielu ludzi bez sławy posiada pomniki, on ich nie ma, mawiał, że woli, by się ludzie pytali, czemu nie ma pomnika, niż czemu go ma (Plut. Cato Maior 19). Do trybuna pozostającego pod zarzutem trucicielstwa, a chcącego koniecznie przeprowadzić swój zły wniosek, powiedział: „Chłopcze, nie wiem, co gorsze: pić, co namieszasz, czy uchwalić, co wnioskujesz!” (Plut. Cato Maior 9). Z Satyr Horacego i z tekstu jego późniejszego komentatora znamy zaś anegdotę, którą przytaczam w swobodnym tłumaczeniu. Idąc na forum, Katon spotkał pewnego znajomego młodego człowieka, który wychodził właśnie z domu publicznego. Młodzian wielce się zawstydził, a nawet przeraził. Ale Katon nieoczekiwanie go pochwalił: Bardzo dobrze, żeś tam poszedł! Jeśli już musisz, to lepiej, żebyś chodził właśnie tam, a nie uwodził cudze żony!. Kiedy jednak kilka dni później natknął się na owego znajomego przed tym samym lupanarem, powiedział: Młodzieńcze! Chwaliłem cię, że tam bywasz, a nie żeś tam zamieszkał! (Horacy, Satyry, 1, 2, 31-32 oraz komentarze tzw. Pseudo-Akrona). Niewzruszony Katon na pewno ani na chwilę nie stracił powagi i wygłaszał wszystko z kamienną twarzą.

Tego rodzaju poczucie humoru było nieobce i Grekom. W dziele O wróżbiarstwie Cyceron przytacza zaczerpniętą z greckich pism anegdotę o pewnym wieszczku, która zapewne przypadła do gustu także Rzymianom. Człowiek, który znalazł w domu węża owiniętego dookoła belki, zapytał wróżbiarza, czy to nie jest przypadkiem jakiś niezwykły znak wróżebny. Wieszczek odpowiedział jednak: Niezwykłym znakiem byłoby dopiero, gdyby to belka owinęła się wokół węża.

Fakt, że w łacinie początkowo nie istniało osobne słowo na określenie uśmiechu, a później używano go dość rzadko, nie znaczy oczywiście, że Rzymianie się nie uśmiechali, może jednak oznaczać, że – jak sądzi Mary Beard – uśmiech nie odgrywał ważnej roli w ich życiu społecznym. W jednym punkcie trzeba się zgodzić z brytyjską badaczką: Rzymianie nie uśmiechali się w bardzo wielu sytuacjach, w których my to dzisiaj robimy, przede wszystkim w życiu publicznym. Zamiast maski uśmiechu, zakładali maskę powagi. Obywatele, zwłaszcza ci z wyższych szczebli społecznej hierarchii, mieli wpojone, by wśród ludzi zachowywać powagę i powściągać emocje. Obowiązywała ich rzymska gravitas, godny i stateczny sposób zachowania.

Uśmiech był też rzadko ukazywany w sztuce. Poza okresem archaicznym prawie nie pojawiał się na twarzach rzymskich – ani zresztą greckich – posągów czy też postaci na malowidłach. Zachowały się co prawda antyczne „uśmiechnięte rzeźby” i przedstawienia malarskie, ale ukazują one Dionizosa lub Bachusa, Fauna, satyrów albo bachantki – a nie obywateli Rzymu. Rzymski hiperrealistyczny portret wywodził się z masek pośmiertnych, przedstawiane twarze były więc pozbawione uśmiechu. Również wówczas, gdy rzymska sztuka zaczęła wzorować się na hellenistycznej, ukazywane przez artystów twarze pozostały poważne. Taki był panujący w starożytności grecko-rzymski kanon. Nie było przyjęte, by ukazywać ludzi uśmiechniętych i nikomu nie przyszłoby do głowy, aby „uśmiechać się do portretu”. Ale czy właśnie ten brak uśmiechu, czasem wyraz jakby zamyślenia, nie dodaje antycznym posągom i postaciom z malowideł specyficznego, ponadczasowego piękna?

Warto obejrzeć:  Rekonstrukcje rzymskich twarzy
https://www.youtube.com/watch?v=YVupPG5gSy4
https://www.youtube.com/watch?v=fBu2XpZALE0