Dolina Hula. Tam, gdzie hula wiatr
Julia WollnerDolina Hula, po hebrajsku Emek ha-Chula, położona jest między wzgórzami Górnej Galilei i wzgórzami Golan w północnej części Izraela. W 1963 roku na obszarze tym utworzono pierwszy w Erec rezerwat przyrody. Hula słynie na świecie jako miejsce odpoczynku dla ptaków migrujących z Europy do Afryki i z powrotem. Ich tymczasowy dom znajduje się wśród tutejszych stawów i bagien. Wiosną i jesienią podziwiają je ornitolodzy z całego świata.
Tekst ukazał się drukiem w Lente#03.
Na parkingu przed wejściem do rezerwatu przyrody mnożą się auta. Nieznany mi dźwięk, który wypełnia gorące i suche powietrze, wydaje się rykiem silników. Po chwili orientuję się, że w rzeczywistości słyszę po prostu strzały ze wzgórz Golan, wymieszane z silnym podmuchem wiatru. Niesie on głośne echo ptasich opowieści. W Dolinie Hula, położonej w Górnej Galilei, gdzieś na przecięciu szlaków prowadzących do Europy, Azji i Afryki, znajduje się przecież ptasi raj.


Raj, a może po prostu inny świat, równoległy do naszego. Podczas gdy człowiek, podobny małemu, rozzłoszczonemu dziecku, wykłóca się o kawałek ziemi, odbierając życie, siejąc terror i zniszczenie, wśród trzcin papirusu spotyka się corocznie i spokojnie żyje ponad 500 milionów ptaków. Żurawie, bociany, pelikany, kormorany i czaple przylatują tutaj jesienią z Polski i Rosji, uciekając zimie, wracając do śródziemnomorskiego ciepła i światła.

Przyglądam się im ze skrzypiącego wagonika, którym przewodnik obwozi nas po dawnych bagiennych terenach. Powietrze pachnie eukaliptusem, a zza wysokiej trawy raz po raz zerkają na nas błyszczące oczy nutrii, wydr i dzikich kotów. Połacie ziemi przed nami wypełniają ptasie rodziny, głównie pary z jednym lub dwoma małymi. Większe, białe głowy to mama i tata; ptasie dzieci mają łebki drobne, brązowe i gładsze. Hałas, który słyszałam jeszcze na parkingu, to nawoływanie rodziców, nieustannie sprawdzających, czy maluchy są obok. Trafiają się też samotnicy – niektórzy stoją spokojnie, wpatrzeni w niewidzialny punkt; inni krzyczą, zaczepiają sąsiadów, polatują i stroszą pióra niczym bankier z Małego Księcia. Świat podobny naszemu, ale nie nasz.
Ptaki w Dolinie Hula śpią na tafli miejscowego jeziora, kołysane falami. Woda chroni je przed drapieżnikami, a księżyc, który jeszcze podczas naszej wizyty wschodzi na niebie, odbija się w srebrzystej toni. Z daleka nadal słychać strzały. Chwytam w dłoń kołyszące się na wietrze piórko, jedno z tysięcy, ulotne – zupełnie jak wszystko, co ludzkie. Zabiorę je do domu: mój kawałek nieba z piekielnej, świętej ziemi.
Zdjęcie główne: Żurawie w Hula Valley, fot. mykaul / Flickr, CC BY-ND 2.0
