Marcellus. Pozory lubią mylić
Julia WollnerKilka lat temu, gdy mieszkałam jeszcze w Wiecznym Mieście, pewnego wieczoru udałam się na spotkanie ze znajomymi w którejś z knajpek na uroczym Campo de’Fiori. Jeden z moich przyjaciół przyprowadził ze sobą kolegę, który zdecydowanie wyróżniał się na tle reszty towarzystwa – wyglądał wyjątkowo niechlujnie, miał na sobie poplamioną koszulę, był potargany, a jego policzki pokrywał mało schludny zarost. Za każdym razem, gdy zamawiał piwo – a czynił to co kilkanaście minut – pożyczał drobne od wszystkich zgromadzonych, co wydało mi się wyjątkowo irytujące.
Po kilku godzinach towarzystwo podjęło decyzję, że udajemy się na kontynuację zabawy w mieszkaniu tegoż młodzieńca. Nie wzbudziło to mojego entuzjazmu – wyobrażałam sobie, że trafimy do obskurnej kawalerki, w której walać się będą puste pudełka po pizzy, a w kątach chować się będą karaluchy. Jednak przyjaciele usilnie namawiali mnie na pójście z nimi i tak też w końcu uczyniłam. Jakież było moje zdziwienie, gdy wspięliśmy się już na wysokie piętro antycznej kamienicy, w której mieszkał ów kolega-flejtuch…
Moim oczom ukazał się apartament urządzony z pałacowym przepychem, rzęsiście oświetlony przez kryształowe żyrandole. Po schodach (apartament był kilkupoziomowy) krążyli kelnerzy, którzy roznosili gościom Prosecco i drobne, acz wyrafinowane przekąski. Salon, w którym kusiły fotele w stylu sama nie wiem którego Ludwika, łączył się z obszernym tarasem. Zdobiła go niewielka fontanna, a tuż obok roztaczał się najpiękniejszy widok, jaki kiedykolwiek widziałam, stojąc na balkonie domu mieszkalnego. Antyczny Teatr Marcellusa znajdował się dosłownie na wyciągnięcie ręki.
Dbając o prywatność mojego kolegi-niechluja nie wyjawię Wam jego nazwiska; powiem tylko, że okazało się, iż jest on spadkobiercą gigantycznej fortuny i nosi nazwisko słynne w całym świecie. Dzięki niemu i tamtemu wieczorowi nauczyłam się dobitnie, że pozory lubią mylić. Z pozorami do dziś kojarzy mi się także Teatr Marcellusa.
Ta okazała budowla bywa nazywana Małym Koloseum, a jej podobieństwo do symbolu Rzymu wprowadziło w błąd niejednego turystę – wielu z nich fotografuje się na tle zabytku w przekonaniu, że oto udało im się zrobić piękne zdjęcie Amfiteatru Flawijskiego. Konstrukcja ta jest przy tym nie mniej niż Koloseum fascynująca i stanowi jedyny teatr w Rzymie, który do dziś zachował swój wygląd zewnętrzny w prawie niezmienionym stanie. Szacuje się, że pomieścić mógł on między 10 a 14 tysięcy widzów. Dla porównania, Koloseum gościć mogło przynajmniej 45 tysięcy osób. Zbudowano go natomiast kilka dziesięcioleci wcześniej: otwarcie nastąpiło prawdopodobnie w 13 roku p.n.e. Nazwa teatru nawiązuje do Marcellusa – ukochanego siostrzeńca cesarza Augusta.
Marcellus (dla Włochów Marcello, dla starożytnych – Marcus Claudius Marcellus) urodził się w 42 roku przed Chrystusem. Był, jak się dziś wydaje, bambino prodigio, czyli cudownym dzieckiem, obdarzonym niezwykłą inteligencją oraz nieprzeciętną urodą. W wieku zaledwie kilkunastu lat odbył ważną wyprawę wojenną jako trybun wojskowy, a następnie piastował urząd najwyższego kapłana; zaraz później mianowano go edylem. W międzyczasie poślubił jedyną córkę Augusta, piękną Julię. August traktował go jak ukochanego syna, którego nigdy się nie doczekał, i widział w nim swego godnego następcę.
Przed Marcellusem od najmłodszych lat otwierały się same wspaniałe możliwości, a przyszłość wydawała się bardziej niż świetlana. Niestety pozory lubią mylić. Marcellus nie miał jeszcze dwudziestu lat, gdy, podczas pobytu w wypoczynkowej miejscowości Baje, zupełnie niespodziewanie zachorował i… zmarł. Czy stała za tym zazdrosna cesarzowa Liwia, która marzyła o równie błyskotliwej karierze politycznej dla swojego syna Tyberiusza? Tego nie dowiemy się już pewnie nigdy. Wiemy natomiast na pewno, że śmierć Marcellusa złamała serce jego matce Oktawii. O tragedii pisał w swoim arcydziele sam Wergiliusz (zerknijcie do VI księgi Eneidy), zaś zrozpaczony August wyprawił siostrzeńcowi iście królewski pogrzeb. Niedługo później zarządził wybudowanie teatru na jego cześć. Efekty możemy podziwiać do dziś.
Spacer w okolicy teatru oraz położonego tuż obok portyku Oktawii może być równie zwodniczy, jak lektura życiorysu młodego członka rodziny cesarskiej. Niebieskie rzymskie niebo, romantyczna biel kolumn należących do stojącej tu przed wiekami świątyni Apollina i Bellony, pyszne włoskie gelato w ręku i gotowi jesteśmy uwierzyć, że trafiliśmy wprost do raju. Niestety – to znowu tylko apparenze. Wystarczy wspiąć się schodkami w kierunku Via Del Portico d’Ottavia, aby odkryć, że znajdujemy się w sercu rzymskiego getta, w którym w dniu 16 października 1943 roku rozpoczęła się masowa deportacja Żydów do obozów koncentracyjnych. Wydarzenia te upamiętnia tablica na Largo 16 Ottobre 1943.
Oby historia nigdy więcej nie uczyła nas już w ten sposób, że pozory lubią mylić.