Michał Kubicz, Liwia. Matka bogów
Julia WollnerWyobraź sobie, że jesteś rzymskim patrycjuszem niesionym w wygodnej lektyce. Możesz poprosić sługi o postój w dowolnym miejscu i momencie; uchylić rąbek jedwabnej zasłony i, niezauważony przez nikogo, podsłuchiwać i podglądać. Później, znalazłszy się już w domu, możesz analizować, złębiać temat, dociekać i oceniać; możesz też ograniczyć się do tej krótkiej, ale intensywnej wycieczki, po której wysiądziesz z lektyki i prędko wrócisz do swoich codziennych spraw. W obu przypadkach spędzisz czas w sposób wartościowy, ciekawy i przyjemny. Dziś do swojej lektyki zaprasza Cię Michał Kubicz i jego powieściowa Liwia, przyszła cesarzowa Rzymu. Uliczki Wiecznego Miasta już czekają...
Liwia. Matka bogów jest już czwartą powieścią Michała Kubicza, której akcja rozgrywa się w starożytnym Rzymie. Tym razem – po Agrypinie, Tyberiuszu i Kaliguli – autor zaprasza nas na spotkanie z Liwią, przyszłą żoną cesarza Augusta i panią świata, koncentrując się na jej wczesnej młodości, jeszcze przed ślubem z rzymskim imperatorem. Przeżyją razem długie lata, a ich relacja uchodzić będzie za wzór dla kolejnych pokoleń. Przedtem jednak dużo musi się jeszcze wydarzyć…
Podobnie jak we wcześniej opublikowanych książkach, autor pieczołowicie, z wielką dbałością o szczegóły, odmalowuje tło wydarzeń składających się na fabułę powieści. Zachwyca znawstwem antycznych obyczajów, imponuje orientacją w zawiłościach starożytnej polityki, genealogii, topografii. Po raz kolejny daje też dowód znajomości licznych zakamarków ludzkiej duszy, oferując czytelnikowi psychologiczną analizę wielu bohaterów o różnym pochodzeniu i statusie społecznym. Po raz pierwszy jednak, z pełnym przekonaniem, mam potrzebę określenia jego książki mianem nie tylko znakomitego fresku, ale także pierwszorzędnej rozrywki. Jest to zasługa zaskakująco wartkiej, dynamicznej akcji, która sprawia, że od przeszło 500 gęsto zapisanych stron powieści naprawdę trudno się oderwać.
Perypetie głównej bohaterki, której młodość przypada na okres następujący bezpośrednio po śmierci Juliusza Cezara, obserwujemy z zapartym tchem. Większość z nich to wydarzenia historyczne opisywane przez dawnych kronikarzy, jednak, jak na beletrystykę przystało, uzupełnione wątkami, które narodziły się w fantazji pisarza. Niczym podczas wycieczki po antycznym forum, do nas należy wybór, czy poprzestaniemy na wysłuchaniu opowieści przewodnika, na podejrzeniu kilku ciekawych scen i zachwyceniu się pięknem architektury, czy też zdecydujemy kontynuować spotkanie z historią poprzez własne studia źródeł, sięgnięcie do innych tekstów kultury czy bardziej wnikliwe rozważania o czasach i postaciach opisanych przez autora. W obu wypadkach wyprawę rozpoczynamy w najwygodniejszej z lektyk, w towarzystwie wytrawnego przewodnika, przy pięknej pogodzie i świetnie zaplanowanej trasie. Pozostaje mi życzyć Wam po łacinie: Iter tutum facete. Dobrej podróży!