kultura kino ludzie

Nieśmiertelny wybrał Kretę

Ariadna Lewańska

Odszedł wielki Mikis Theodorakis. Athanatos, nieśmiertelny. Lokalna uroczystość na Krecie uświadamia, że tu odprowadza się ciało, ale nie grzebie człowieka.

Kreta, 9 września 2021 roku


Athanatos!
, pisały gazety, czyli „Nieśmiertelny!”. Mikis Theodorakis dziś rano dopłynął do Chanii, a tuż po południu trumnę z jego ciałem wniesiono do cerkwi Świętego Mikołaja w Galatas. Na wzgórzu zebrała się wioska, w kościele rządzący i rodzina kompozytora. O sporach wokół miejsca ceremonii – czy bardziej liczy się wola zmarłego, czy wola żywych, naprędce decydował sąd – już się nie wspomina. Nieśmiertelny wybrał Kretę. Na placyku przed świątynią nie ma tłoku i, choć jest to dozwolone, większość nie zdejmuje maski. Tu na Krecie, dokąd Zeus porwał Europę, tu gdzie jego samego wykarmiła koza Almatea, z godnością i pilnie chronią życie w czasie pandemii, dla wspólnego dobra. Garstka wystarczy, żeby uczcić odchodzenie Theodorakisa do wieczności.

Pogrzeb Theodorakisa w Galatas 9 września 2021, fot. A. Lewańska
Pogrzeb Theodorakisa w Galatas 9 września 2021, fot. A. Lewańska

Słońce w zenicie, uroczystość skromna i krótka, nabożeństwo pod czystym niebem, choć wcześniej padało. Ziemia, w której złożą szczątki, pachnie werbeną, figami i lawendą. Liście odzyskały intensywne barwy. Niżej, na drodze do Chanii, policja zatrzymuje ruch, gdy od dołu, od morza, podchodzą żałobnicy. Ludzie niosą drobne gałązki kwiatów. W tym dniu w Galatas nie ma gapiów, wszyscy w okolicy stajemy się uczestnikami pożegnania. Gazety pisały, że odchodzi otoczony czcią niczym bohater, zamieszczały zdjęcia tłumów w Atenach i w porcie. W Galatas nie ma miejsca dla całego demos, dla wszystkich. Nie ma miejsca na oficjalny patos, choć przyjechali najważniejsi w państwie, z panią prezydent na czele. Policyjne samochody osłaniają owocowe drzewa. Przed cerkwią przestrzeń dla zbożnych wytyczają linki przytroczone do drewnianych słupków, jak na statku czy trapie, co przypomina, jak blisko stąd do morza. Mieszkańcy Galatas i okolicznych wiosek szukają cienia pod murami, w sklepiku i kafejce toczą cicho rozmowy, puszczają dyskretnie dymki cygaretek między płatki amarylisów, rododendronów i bugenwilli. Nabożeństwo z cerkwi jest nagłośnione. Na placu nie uronisz ani nuty. Nad głowami latają drony i ptaki, w uliczce dzieci jeżdżą na rowerach. To pogrzeb, a jakby nikt nie umarł, tylko był między swoimi. Tuż przed cerkwią stoi w upale krótki szpaler mężczyzn w tradycyjnych strojach. Wraz z nabożeństwem w kościele kończy się nagłośnienie. Milkną głośniki, drony jak sępy zniżają lot nad oliwny gaj, a ich obcy dźwięk skutecznie zagłuszają cykady. Najbliżsi opuszczają kościół, ale ciemnobrązowa trumna zatrzymuje się na środku placu, gdy rozlega się śpiew Kreteńczyków. Łzy się cisną do oczu, ale obetrzeć nie sposób, bo każdy komórką próbuje zatrzymać tę chwilę na pamiątkę. Płyną więc łzy przy donośnym śpiewie i trudno już rozeznać, czy to pieśni, które układał Theodorakis, czy te, które go tworzyły, formowały jego wrażliwość daleko wcześniej nim poznał Messiaena.

Tłum w Galatas, fot. A. Lewańska
Tłum w Galatas, fot. A. Lewańska

W Chanii od kilku dni retrospektywa twórczości Mikisa – mówią tu o nim najczęściej po imieniu – rozlegała się z miejskich głośników i chrapliwych szczekaczek przytroczonych do latarni. Utwory puszczano z radia, szumiały w kafejkach i w ulicznym zgiełku. W mieście kipiało życie razem z tym nieinwazyjnym echem, jak gdyby je powlec dziedzictwem kompozytora. Wymarzone to dla artysty, by, zamiast sterczeć na pomniku, być po śmierci z ludźmi. Pani Prezydent powiedziała, że Theodorakis dał nam swoją muzykę jak „bezcenną nić” do  rozwikłania trudności współczesnej demokracji. Talent przekuł w działanie, wyzwany przez historię. Na wyspie, którą uważamy za źródło europejskiej kultury, tu, gdzie wciąż odkopują ślady cywilizacji minojskiej, takie wyzwanie dudni wielokrotnie.

Kondukt ruszył wreszcie powoli, z Damaskinem, metropolitą Kydonii i Apokoronas na czele. Ochrona bardzo blisko ludzi, w ciasnej ulicy gęsto, rodzina pieszo za karawanem, za nimi reszta. Szaty duchownych, garnitury, garsonki i jeansy zmieszały się w jeden wąski nurt. Pieśni intonowali mężczyźni z przodu, ale prędko odpowiadali wszyscy, śpiewając czysto, nierzewnie. Włączali się stereo mieszkańcy Galatas – z dachów, balkonów i drzew. Jak gdyby te pojedyncze zwrotki unosiły się z całej ziemi, choć szła gromada niewielka. Wkrótce budynki odsłoniły morze, a gdy ludzki strumień skręcił do cmentarza drogą wśród oliwek, Theodorakisa powitały góry. Zostawiając przestrzeń dla najbliższych, ludzie zaczęli niespiesznie zawracać. Uroczyście, ale zwyczajnie, do domu. Pojawiły się siatki z zakupami. Dzieci na rowerach zrywały po drodze małe gruszki i figi pęknięte od słońca. Do cykad i śpiewu dołączył warkot motorynek i świst limuzyn. Z asfaltu podnoszę oliwną gałązkę, ułamaną przez jakiś parkujący samochód. Ktoś mi tłumaczy, że te ciemne ślady na owocach to plaga w tym roku. Z boku włącza się w tę rozmowę gdakanie kur, jakby chciały przekrzyczeć cykady. Najprostsze życie wdziera się w odejście artysty. Zaprawdę Athanatos, kolejny z tej wyspy. Lokalna uroczystość uświadamia, że tu odprowadza się ciało, ale nie grzebie człowieka.

Galatas, 9 września 2021, fot. A. Lewańska
Galatas, 9 września 2021, fot. A. Lewańska


Nieśmiertelny
wybrał rodzinną wioskę ojca, jakby chciał przypomnieć współczesnym, nie tylko Grekom – zakopanym w betonie, zaoranym kredytami – że życie ma smaki proste jak suchy chleb, kozi ser, namaścić je można zwykłą oliwą, kropidłem z cytryn. Dość być wiernym sobie, mieć oczy otwarte na naturę, która jest najbliżej, i na człowieka, który obok ciebie pokonuje tę drogę pod górkę – od morza do wioski, do końca. W świątyni prędkie porządki. Wyniesiono kwiaty. Został tylko katafalk pokryty gęstą tkaniną w kolorze czerwonego wina. Jednego z najbardziej znanych Greków naszych czasów – taniec sirtaki z filmu Grek Zorba grany jest na weselach chyba w każdej szerokości geograficznej, nie wadząc żadnemu z wyznań – żegnano w cerkwi na kilkanaście ławek. Choć tu nie mieszkał, żegnano go jak swojego, jakby był z nimi stale. To, myślę, jeden z tych nadzwyczajnych supełków demokracji, o których mówiła prezydent Sakellaropoulou, a każdy musi rozwikłać sam, odnaleźć jako własną myśl. Te małe wioski tworzyły tu razem wielką kulturę. W muzeach poświęconych kulturze minojskiej uderzają kolekcje z grobowców – jak wiele zostało pamiątek po zmarłych. To oni, a nie ówcześni żywi, osiągnęli nieśmiertelność. To z nimi dotarły do nas złote klejnoty, dzbany z wizerunkami bogów i misy kamienne. Wielkie wyzwania rzuca każdemu – nie tylko artystom – historia tutaj na Krecie: by koncentrować uwagę na tym, co się nie przeterminuje, co błyskiem zmienia się w symbol. Demokrację można też tu odkrywać w nadzwyczajnej życzliwości, choć kończy się letni sezon i wszyscy na wyspie są zmęczeni od naszych niewprawnych gestów i natarczywej obecności.

Po uroczystości w Galatas, fot. A. Lewańska
Po uroczystości w Galatas, fot. A. Lewańska

Schodzę z powrotem szosą wąską, zapiaszczoną, na przełaj, kierując się jak żeglarze, wiatrem do morza. Między figowcami i cyprysami zatrzymuje się przede mną poobijany srebrny smart. Starszy pan z siwą brodą pyta mnie o drogę do Świętego Mikołaja. Mnie, ceperkę z Warszawy, Grek pyta o drogę na Krecie. Daję mu nitkę: prosto w górę, później lekko w prawo. Tak się złożyło, że wzwyż, a później za słońcem. Z demokracją to nie ma nic wspólnego, ale nosząc imię Ariadna mogłam przez chwilę poczuć się jak u siebie i odpowiedzieć na wyzwanie chwili. Mikis Theodorakis wybrał Kretę, gdzie wszędzie możesz sięgnąć małej prostej nieśmiertelności. Jego muzyka to dobry trop.

 

Mikis Theodorakis, fot. Bert Verhoeff / Anefo
Mikis Theodorakis, fot. Bert Verhoeff / Anefo


Mikis TheodorakisΜίκης Θεοδωράκης (29.07.1925–2.09.2021) – grecki kompozytor, polityk i działacz na rzecz ochrony praw człowieka i pokoju; w 2000 roku nominowany do Pokojowej Nagrody Nobla. Międzynarodową sławę przyniosło mu m.in. skomponowanie muzyki do filmu M. Kakojanisa pt. “Grek Zorba” (1964).