osobiście

O tożsamości

Julia Wollner

Aby odkryć siebie, musimy doświadczyć Innego.

Telefon budzi mnie wcześnie rano, jeszcze przed świtem. Sięgam po niego natychmiast, wiedziona przeczuciem, że oto otrzymałam ważną wiadomość. Na ekranie miga nazwa laboratorium oferującego testy DNA. Zaraz potem ukazuje się obraz gwiaździstego nieba, w które wpatruję się niczym żeglarz szukający kierunku. Po chwili pojawia się pełen obietnic napis:

JESTEŚ…

Ileż w nim możliwości, ileż historii, tych dawno przebrzmiałych i tych jeszcze niewypowiedzianych! Czy noszę w sobie grecką mądrość i rzymską odwagę? A może iberyjską potrzebę spoglądania daleko, aż za horyzont? Czy jest we mnie choć ułamek Orientu? Okruch prawdawnej tęsknoty za Ziemią Obiecaną? Jaka przeszłość określić może moją przyszłość?

Wstrzymuję oddech. Klikam.

Blisko połowa mnie to spuścizna Bałkanów, prawie po równo, blisko ćwierci – Europy Wschodniej i Zachodniej. Do tego kropla krwi znad Bałtyku i jeden maleńki procent aszkenazyjskiego dziedzictwa. Pierwsza z grup etnicznych, do których mnie przypisano, obejmuje ludy północnej części ukochanej Grecji, ale przede wszystkim – imperium Habsburgów, skąd wiem, że pochodzili moi pradziadkowie. Wyłączam telefon, spoglądając w ciemność. W kilka sekund ukazano mi historię, którą noszę w środku, ale własną opowieść i tak muszę stworzyć samodzielnie, a potem opowiedzieć ją sobie, przyglądając się światu.

Tożsamość, czyli wizja własnej osoby, jaką ma człowiek, powstaje przecież zawsze w odniesieniu do innych – „mnie” nie ma bez „ciebie”, a „nas” bez „nich”. Aby odkryć siebie, musimy doświadczyć drugiego; aby sprecyzować swój stosunek do nas samych, musimy wiedzieć, jak zapatrujemy się na innych ludzi; określić własne spojrzenie na kulturę i tradycję. Ten ostatni element szczególnie istotny jest w wypadku tożsamości społecznej, która opiera się na związku ze wspólnotą i na naszym poczuciu przynależności do niej.

Kim jestem? Czy jest we mnie Matvejeviciowski człowiek Śródziemnomorza? Kim i czym, wreszcie, jest samo Śródziemnomorze? Oto pytania, które zadaję sobie coraz częściej – i coraz częściej nie znajduję na nie odpowiedzi, choćby laboratoria pełne naukowców przesyłały mi liczby i wykresy udające pewność na tle gwiaździstego nieba.

Odpowiedzi tych nie znajdziecie też na łamach „Lente”. Zamiast nich, czekać będzie na Was nieustanne zaproszenie do tworzenia kolejnych. Zachęta do myślenia, do refleksji, do kwestionowania siebie tak, jak przed wiekami czynili już starożytni Grecy. Płyńmy pchani pytaniami. Gdzieś na końcu tego rejsu odnajdziemy siebie – i siebie nawzajem.