podróże styl życia rośliny

Płynne złoto Maroka

Anka Florczak

Drzewa arganowe (Argania spinosa) pojawiły się na ziemi miliony lat temu. Są gatunkiem endemicznym dla marokańskiej doliny Sus ciągnącej się od gór Atlasu na wschodzie po wybrzeże Oceanu Atlantyckiego na zachodzie. Te przybierające baśniowe kształty „żelazne” rośliny o kolczastych gałęziach i sękatych pniach mogą żyć aż 200 lat, zasypiając w okresach suszy. Są niezwykle wytrzymałe, a ich korzenie, sięgające nawet do 30 metrów wgłąb ziemi, przeciwdziałają erozji gleby, jednocześnie chroniąc naturalne zasoby wodne i powstrzymując ekspansję żarłocznej Sahary. Owoce i liście są pożywieniem dla zwierząt, a rzucające życiodajny cień korony idealnym miejscem na uprawy. Właśnie dlatego w 1998 roku marokański las arganowy został wpisany na listę rezerwatów biosferycznych Unesco.

Jest potwornie gorąco, a w małej taksówce, poza kierowcą mieszczącej sześć innych osób, upał naprawdę daje się we znaki. Przyciśnięta do drzwi przez jednego ze współpasażerów, próbuję powstrzymać ogarniającą mnie senność. Zakurzona droga z Taroudantu do Tiznitu zdaje się wić bez końca. Spod wpółprzymkniętych powiek obserwuję przesuwający się za szybą krajobraz – płaski, wysuszony teren w kolorze złota, tu i ówdzie porośnięty kępkami rachitycznych roślin, którym nie straszny brak wody. Są też drzewa. Dziwacznie poskręcane, powyginane przez wiatr we wszystkie możliwe strony, o zadziwiająco bujnych zielonych koronach. Wyglądają jak pradawne stwory od zawsze wrośnięte w tę niegościnną ziemię, jakimś cudem czerpiące z niej energię, by z mozołem piąć się ku słońcu. Jest ich wiele. W nieregularnych, zupełnie przypadkowych odstępach ich sylwetki ciągną się aż po horyzont. Żar lejący się z nieba zupełnie obezwładnia. Bezmyślnie błądzę spojrzeniem, gdy niespodziewanie coś przykuwa mój wzrok. Niezliczone ciemne plamy poruszające się wśród konarów w oddali. Fatamorgana? Mrużę oczy, by widzieć lepiej, a i tak cały czas nie jestem pewna, co właściwie dostrzegłam. A jednak! Bez wątpienia są to… kozy. Mimo mych usilnych perswazji kierowca za żadne skarby nie chce się zatrzymać. Pędzimy więc dalej. Kiedy docieramy na miejsce, półprzytomna wytaczam się z samochodu i natychmiast postanawiam zawrócić tą samą trasą, którą przyjechaliśmy.

Droga pokonywana pieszo dłuży się niemiłosiernie. Za każdym kolejnym zakrętem mam nadzieję, że to już, że nareszcie je zobaczę. Po czterdziestu minutach spaceru w pełnym słońcu dosłownie spływam potem. Tuż nad ziemią faluje rozgrzane powietrze. I nagle zupełną ciszę przerywa charakterystyczny dźwięk. Są! W odległości kilkuset metrów dostrzegam całkiem spore stado. Kilkanaście zwierząt próbuje wdrapać się na rozłożyste konary, które obserwowałam wcześniej z samochodu. Inne, wyraźnie zadowolone, siedzą już pomiędzy liśćmi, z ukontentowaniem konsumując zielone owoce. Nie wierzę własnym oczom. Widok jest tyleż przezabawny, co niecodzienny.

Płynne złoto Maroka

Drzewa arganowe, czyli Argania spinosa, bo właśnie na nich żerują kozy, pojawiły się na ziemi miliony lat temu. Są gatunkiem endemicznym dla marokańskiej doliny Sus ciągnącej się od gór Atlasu na wschodzie po wybrzeże Oceanu Atlantyckiego na zachodzie. Te przybierające baśniowe kształty „żelazne” rośliny o kolczastych gałęziach i sękatych pniach mogą żyć aż 200 lat, zasypiając w okresach suszy. Są niezwykle wytrzymałe, a ich korzenie, sięgające nawet do 30 metrów wgłąb ziemi, przeciwdziałają erozji gleby, jednocześnie chroniąc naturalne zasoby wodne i powstrzymując ekspansję żarłocznej Sahary. Owoce i liście są pożywieniem dla zwierząt, a rzucające życiodajny cień korony idealnym miejscem na uprawy. Właśnie dlatego w 1998 roku marokański las arganowy został wpisany na listę rezerwatów biosferycznych Unesco.

Dla berberyjskich rodzin zamieszkujących ten teren drzewa arganowe od zawsze były kluczowym źródłem utrzymania, a wytłaczany z ich nasion olej, zwany marokańskim złotem, podstawowym składnikiem większości tradycyjnych dań, w tym Amlou, niezwykle popularnej słodkiej pasty z migdałów oraz miodu akacjowego. Powszechnie stosowany w medycynie ludowej miał zwalczać reumatyzm, choroby serca czy problemy ze skórą. Był również nieodłączną częścią wszelkich pielęgnacyjnych rytuałów. Czynił prawdziwe cuda. Nakładany na skórę wyrównywał jej koloryt oraz zapobiegał powstawaniu zmarszczek. Włosom dodawał objętości i wspaniałego połysku. Krótko mówiąc, odmładzał.

Dziś jest równie ważny, a jego pozyskanie tak samo skomplikowane, jak przed wiekami. Raz do roku Argania spinosa pokrywa się drobnymi żółtymi kwiatkami, z których zawiązują się małe jajowate owoce o żółtozielonej barwie, dojrzewające w przeciągu jednego roku. Na przełomie lipca i czerwca te, które nie zostały wcześniej zjedzone przez zwierzęta, spadają na ziemię. Wtedy to właśnie rozpoczyna się cały żmudny proces. Dojrzałe owoce suszy się na słońcu do momentu, kiedy ich skórka stanie się brązowa i pomarszczona, a dzięki temu stosunkowo łatwa do usunięcia. Ukryty pod nią migdałowy orzech zazdrośnie strzeże prawdziwego skarbu – trzech niepozornych nasionek.

Aby je wydobyć, należy otworzyć niezwykle twardą łupinę. Co więcej, trzeba zrobić to umiejętnie, gdyż drzewo i jego owoce wytworzyły swoisty mechanizm obronny: wstrząśnięte, wytwarzają kwas. W produkcji tradycyjnej Marokanki wydostają nasiona przy pomocy dwóch kamieni. Następnie przesypują je do moździerza  i mielą na gęstą masę, z której w procesie tłoczenia uzyskuje się olej kosmetyczny lub spożywczy, o silnym orzechowym aromacie. By nic się nie zmarnowało, zmielone resztki orzechów służą jako surowiec w produkcji ceramiki i kosmetycznych eksfoliantów, zaś z wyschniętej skorupy owoców powstaje pasza dla zwierząt.

W ostatnich latach zainteresowanie marokańskim złotem znacznie wzrosło. Najwięksi producenci oleju zatrudniają lokalnych pracowników, którym zapewniają komfortowe warunki pracy, posiłki, a nawet opiekę nad dziećmi. Powstały również kobiece kooperatywy, skupujące suszone owoce od rolników i zajmujące się tylko i wyłącznie obróbką arganowych orzechów. Dla kobiet, które wcześniej nie miały żadnych szans zarobienia własnych pieniędzy, ani tym bardziej uniezależnienia się od mężczyzn, jest to prawdziwa szansa. Wreszcie wyszły z domu. Razem stworzyły siostrzaną wspólnotę, dającą nieporównywalną z niczym innym siłę płynącą z poczucia przynależności. Dla nich arganowy olej to prawdziwe złoto – źródło utrzymania i przyszłość ich dzieci.