kultura historia książki styl życia

Wakacje, dziecię zarazy

Zofia Anuszkiewicz

Zastanawialiście się, od kiedy ludzie jeżdżą na wakacje? Kiedy zrodził się pomysł na urlop? A przynajmniej – kiedy po raz pierwszy opisano letni wypoczynek poza domem, ograniczony czasowo, uporządkowany i mający na celu odnowienie sił do produktywnej pracy? Dobrym kandydatem jest tekst napisany już prawie 700 lat temu – Dekameron Giovanniego Boccaccia.

Czy zastanawialiście się kiedyś, od kiedy ludzie jeżdżą na wakacje? Kiedy narodził się pomysł na letni dom albo dwutygodniowy turnus wypoczynkowy? Odpowiedź nie wydaje się trudna. Rodzicami powszechnej kultury sezonowego wypoczynku są rewolucja przemysłowa, która sprawiła, że ogromne rzesze ludzi zaczęły pracować w wielkich przedsiębiorstwach, następnie zwiększające się latami od końca XIX w. prawa pracownicze, w tym urlop, a wreszcie państwowe systemy redystrybucji. Kiedy jednak po raz pierwszy opisano taki letni wypoczynek poza domem, ograniczony czasowo, uporządkowany i mający na celu odnowienie sił do produktywnej pracy? Dobrym kandydatem jest tekst napisany już prawie 700 lat temu – Dekameron Giovanniego Boccaccia.

Społeczeństwo jego rodzinnej Florencji było nieco bardziej podobne do naszego niż te w ówczesnych centralizujących się królestwach. Miasto rządzone było przez klasę średnią, a władza polityczna opierała się na korporacjach cechowych – czymś w rodzaju związków przedsiębiorców zrzeszonych według różnych branż.

Wakacje pomyślane są jako sposób na uzyskanie maksymalnej wydajności w pracy

Najpotężniejsi ludzie we florenckiej polityce nie byli szlachcicami żyjącymi z renty gruntowej – pracowali w swoich zawodach, prowadząc firmy. Pozwalali sobie tylko na ograniczone czasowo okresy wypoczynku – zazwyczaj w lecie, kiedy gorąco w mieście stawało się trudne do zniesienia (podobnie jak szalejące tam i dziś komary) – ale wychowywani byli do tego, by nawet w czasie wolnym nie próżnować. Ich czas miał być dobrze zorganizowany i podporządkowany nadrzędnemu celowi.

I ten właśnie element mógłby szczególnie łączyć tamto podejście do odpoczynku z naszym. W naszej kulturze bowiem wakacje mają służyć zdrowiu, a przez to produktywności, są pomyślane jako sposób na uzyskanie maksymalnej wydajności w pracy. Takie podejście sprawia, że ludzie pragną jak najlepiej i jak najbardziej racjonalnie zaplanować swoje wakacje; z góry martwią się, czy nie wrócą do pracy sfrustrowani czy zmęczeni podróżą powrotną.

Choć, jak zaraz zobaczymy, specyficzne wychowanie nakazało bohaterom Dekameronu odpoczywać w sposób uporządkowany, to jednak wybierali się oni na swoje „wakacje” w okolicznościach bardzo szczególnych, co sprawiło, że nie planowali z góry, ile potrwa ich wypoczynek. W mieście szalała bowiem dżuma dymieniczna, która zburzyła wszelki ład, zniweczyła tradycyjny rytm dnia i pracy, nadwerężyła stosunki międzyludzkie. 7 młodych, zamożnych kobiet spotkało się więc w pustym kościele dominikanów Santa Maria Novella (którego nazwę nosi dziś także główny dworzec kolejowy) i postanowiło, że trzeba opuścić miasto, by nie dać się zarazić rozkładem obyczajów. Miały wybrać podmiejską willę którejś z nich i spędzić tam czas przyjemnie, odpowiedzialnie i rozsądnie. W trakcie narady dołączyło do nich 3 znajomych młodzieńców, którzy również zgłosili akces do tego przedsięwzięcia.

To, co może brzmieć jak spontaniczna decyzja o letnim wypadzie, można też interpretować jako ruch dużo bardziej dramatyczny. Wyjazd ma na celu ocalenie życia (i to – jeśli wierzyć Boccacciu – nie tyle tego fizycznego, co duchowego) przed zalewem beznadziei i demoralizacji płynącej z ulic zadżumionego miasta. W pięknej książce Le cento novelle contro la morte (Sto nowel przeciwko śmierci) Franco Cardini odczytywał Dekameron jako opowieść o grupowej terapii po traumie zarazy, koniecznej do odbudowania duchowego świata, który legł w gruzach. Terapia ta była niezbędna, by móc wrócić do życia społeczno-politycznego, znowu normalnie kochać i pracować.

Dżuma dymieniczna zburzyła wszelki ład, zniweczyła tradycyjny rytm dnia i pracy, nadwerężyła stosunki międzyludzkie

Znacznie starsza niż psychoterapeutyczna interpretacja Cardiniego jest ogólna obserwacja, że seria historii zaczynająca się od tej o łotrze i oszuście, Ser Ciappelletto, a kończąca się opowieścią o dobrej i niezłomnej Griseldzie, wiedzie od zepsucia do cnoty, od rozkładu do porządku. Sam termin decameron (10 dni) bywał porównywany do hexameronu – opisu 6 dni stworzenia świata. Świat, który się zawalił, trzeba było odbudować opowieściami, stworzyć na nowo.

Po pierwsze trzeba więc opuścić miasto, wspaniałą i zepsutą Florencję. Kompania w środowy poranek udaje się poza mury, ale nie oddala się za bardzo. Boccaccio chciał chyba, byśmy sądzili, że większość jej członków miała jakąś posiadłość na przedmieściach – willę z arkadową loggią, zapasami wody i wina oraz przylegającym do niej ogrodem (i rzeczywiście, na kilka lat przed dżumą nieco starszy od Boccaccia kronikarz pisał, że każdy co zamożniejszy florentczyk taką „działkę” miał, a piękne podmiejskie budowle zapełniłyby dwa kolejne miasta). Dzięki temu po kilku dniach pobytu w jednej z posiadłości, oddalonej nieco ponad 2 mile od Florencji, młodzież postanawia przemieścić się do innej rezydencji, by uniknąć tyleż złośliwych, co nieuzasadnionych plotek. XVIII-wieczna erudycyjna wieść, powtarzana do dziś, głosiła, że siedzibami wesołej kompanii były położone nieopodal Fiesole Villa Schifanoia i Villa Palmieri.

Spędzanie większości czasu w ogrodzie, naturze uporządkowanej, było bardzo ważnym elementem przywracania ładu: już w XIII wieku Piero de’ Crescenzi w swoim traktacie De agricultura twierdził, że pola i sady dostarczają strawy ciału, jednak ogród daje pokarm dla ducha. Porządek panował też w najbliższym otoczeniu młodych ludzi: ku ich radości dom okazał się na ich przybycie cały zamieciony, łóżka w komnatach posłane, a wszystko przyozdobione właściwymi tej porze kwiatami i wysypane tatarakiem.*

Kiedy ład zapanował już w przestrzeni, przyszła kolej na wprowadzenie go w czas i w relacje społeczne maleńkiej grupki. Kiedy tylko towarzystwo rozlokowało się w domu, nastąpiło pierwsze walne spotkanie. Najstarsza z całej kompanii Pampinea zaproponowała na nim, by na każdy dzień wybierać królową lub króla – osoba ta na 1 dobę weźmie na siebie honor i obowiązki zarządzania domem i aktywnościami całej grupy, by radość przebywania ze sobą nie rozpłynęła się w nudnym nieróbstwie. Według jej projektu pierwszy król miał zostać wybrany przez głosowanie, a wieczorem samodzielnie mianować swojego następcę, tak, by każdy miał szansę pełnić tę zaszczytną funkcję. Pomysł wszystkim się spodobał i na pierwszą królową jednogłośnie wybrano Pampineę. Młodzież nie pojawiła się w willi sama: każdy wziął ze sobą służącą lub służącego i pierwszymi decyzjami królowej było rozdysponowanie im zadań dotyczących funkcjonowania domu. Franco Cardini wyobrażał sobie Pampineę jako wciąż młodą, lecz już dojrzałą kobietę, być może wdowę, której mąż padł ofiarą zarazy. To praktyczne podejście pokazuje, że prowadzenie domu rzeczywiście nie było jej obce.

Pola i sady dostarczają strawy ciału, jednak ogród daje pokarm dla ducha

Dalej, królowa wydała dyspozycje co do organizacji dnia. Na resztę poranka dała poddanym czas wolny, a obiad zarządziła nieco przed południem, by uniknąć upału; po jedzeniu, opisanym kusząco w stylu najwyższej jakości katalogów turystycznych, przyszedł czas na śpiew przy akompaniamencie fletu i altówki, a potem na wspólny taniec. Wreszcie udano się na poobiednią drzemkę, która trwała – bagatela – 3 godziny (po tym czasie Pampinea obudziła wszystkich mówiąc, że zbyt długie spanie w ciągu dnia nie jest zdrowe). Gdy w końcu wszyscy znowu zebrali się w ogrodzie, królowa wypowiedziała słowa, które zaważyły na wielu kolejnych wiekach literatury:

Jak widzicie, słońce stoi wysoko i jest bardzo gorąco, a jedyne co słychać to cykady na drzewkach oliwnych, dlatego jest jasne, że iść teraz gdziekolwiek byłoby głupotą. Tutaj siedzi się przyjemnie, jest chód, jak widzicie są tu i stoły do gry i szachownice, i każdy może robić to, co najbardziej lubi. Jednak jeśli pójdziecie za moją radą, to spędzimy tę gorącą część dnia nie na grach, z których jedna strona musi wyjść niezadowolona, a druga i widzowie wcale nie mają większej radości, ale na opowiadaniu – bo gdy jeden opowiada, cała kompania, która słucha, czerpie z tego przyjemność.

W ten sposób narodził się powtarzany później codziennie model spędzania czasu: rano spacer lub czas wolny dla każdego, po jedzeniu drzemka, w gorących przedwieczornych godzinach snucie opowieści – każdy z 10 przyjaciół po jednej. System ten, później nieco tylko doprecyzowany, przetrwał przez cały okres „wakacji” młodego towarzystwa. W ciągłym dążeniu do porządkowania otrzymanego czasu i jak najbardziej godnego go przeżywania ustalono, by w piątek i sobotę wstrzymywać normalne rozrywki. W piątek należało rozważać raczej mękę Pańską niż zabawiać się nieobyczajnymi niekiedy historyjkami, zaś sobota była dniem cotygodniowej toalety: panie myły głowę, a wszyscy całe ciało. W dniach tych nie wybierano nowych królów: pierwszą taką przerwę zarządziła Neifile zaraz po tym, jak w czwartek wieczorem Pampinea mianowała ją królową, którą to funkcję sprawowała w efekcie aż do niedzieli. W rezultacie królowanie ostatniego, dziesiątego członka kompanii, Panfila, zakończyło się dokładnie w 2 tygodnie po rozpoczęciu „wczasów”. W tym momencie młodzież zdecydowała, że jest gotowa wracać do miasta.

Radość stanowi warunek budowania dobrego świata

Uporządkowanie czasu wypoczynku to jednak nie wszystko. Kluczowym wydaje się fakt, że tenże porządek, to godne życie miało służyć radości. Od samego początku – od spotkania w Santa Maria Novella – celem całego wypadu miało być odzyskanie i przeżywanie radości, która jest potrzebna do życia tak samo, jak zdrowie. To przez nią kompania miała odbudować swoje życie duchowe: jej członkowie chcieli robić to, co kochają, w miejscach, które się im podobają, z ludźmi, których lubią i szanują. Za najskuteczniejszy sposób osiągania radości bez sprawiania przykrości komukolwiek (jak to bywa w grach) uznano zaś słuchanie opowieści. Jeśli „słuchanie” zamienimy na „czytanie”, to można wysnuć z tego następujący wniosek: od momentu napisania Dekameronu literatura, nie przestając być dialogiem z najwyższymi ideami i wciąż pokazując ideał dobrego życia, zaczęła służyć przede wszystkim radości. Ta zaś była rozumiana jako coś o wiele więcej niż czysta rozrywka: stanowiła warunek budowania wciąż na nowo dobrego świata.

Uznajmy to za dobry morał na rozpoczynający się właśnie najbardziej wakacyjny miesiąc: w miarę możliwości każdego dnia, choćby chodziło tylko o spacer po pobliskim parku czy lesie, warto wybierać na spędzanie wolnego czasu piękne miejsca, dobrych towarzyszy, naprawdę lubiane, ale i nie szkodzące aktywności. Dodatkowym towarzyszem niech zaś będzie dobra książka.

* Przekłady fragmentów: Zofia Anuszkiewicz

 

Ilustracje: @casa.mroux