artykuły kultura historia

Wulkanalia

Karolina Janowska

Upalne sierpniowe popołudnie. Powietrze w Rzymie jest nieruchome, panuje zaduch, gorąco niemal nie do wytrzymania. Nie bez powodu rzymska arystokracja podczas kanikuły ucieka do swych wiejskich posiadłości, ten zaś, kogo obowiązki zatrzymują w Rzymie, stara się spędzać możliwie jak najmniej czasu na skwarnych ulicach. Jednak tego szczególnego dnia, 23 sierpnia, u stóp Kapitolu płonie święty ogień, a odziani na biało kapłani suną w długiej procesji, aby złożyć bóstwu ofiary. Gdy nadchodzi święto boga ognia, pobożni Rzymianie nie oglądają się na upał i wychodzą na ulice, aby oddać cześć Wulkanowi – boskiemu kowalowi, władcy piorunów, panu płomieni.

O Wulkanaliach wiadomo bardzo niewiele. Najwięcej informacji o nich miał do przekazania Pliniusz Młodszy, a uczynił to w kontekście wybuchu Wezuwiusza w 79 roku n.e. Nam, współczesnym, wydawać by się mogło, że najlepszą porą do świętowania uroczystości związanych z ogniem jest zima – przez większą część dnia panują wtedy ciemności, które ludzie pragną choćby na chwilę rozproszyć. Nasuwa się tu skojarzenie choćby ze świętem Niezwyciężonego Słońca (Sol Invictus), celebrowanym 25 grudnia. Jednak obchody ku czci ognia odbywały się w Rzymie w okresie największych upałów, kiedy zdawało się, że ogień dosłownie spływa z nieba na ziemię.

Obchodzone 23 sierpnia Wulkanalia stanowiły jedno z czterech najważniejszych sierpniowych świąt razem z Consualiami (świętem na cześć boga Consusa, patrona żniw), świętem Vinalia Rustica obchodzonym z okazji winobrania oraz ze świętem Opisconsivia, podczas którego oddawano cześć bogini płodności Ops. W niezwykły sposób festiwal ognia wplata się zatem w krąg świąt dedykowanych bogom urodzaju i obfitości. Ogień ma moc niszczenia wszystkiego, a letnie pożary stanowiły śmiertelne zagrożenie dla dojrzewającego zboża – jednym z pragmatycznych powodów urządzania festiwalu ognia w samym środku świąt związanych ze zbiorami mogła być chęć przebłagania straszliwego pana płomieni, aby oszczędził tegoroczne plony.

W roku 64 n.e. w Rzymie wybuchł wielki pożar, który odebrany został przez mieszkańców Miasta jako wyraz gniewu Wulkana. Pożar trwał sześć dni. Większość dzielnic Rzymu została całkowicie zniszczona. Gdy wreszcie ugaszono płomienie, okazało się, że tylko cztery dzielnice pozostały nietknięte, w tym również... świątynia Wulkana.
W roku 64 n.e. w Rzymie wybuchł wielki pożar, który odebrany został przez mieszkańców Miasta jako wyraz gniewu Wulkana. Pożar trwał sześć dni. Większość dzielnic Rzymu została całkowicie zniszczona. Gdy wreszcie ugaszono płomienie, okazało się, że tylko cztery dzielnice pozostały nietknięte, w tym również… świątynia Wulkana. Powyżej: osiemnastowieczny obraz Huberta Roberta Pożar Rzymu.

Święto Wulkanaliów należało do jednych z najstarszych w tradycji rzymskiej, podobnie zresztą jak większość świat o rustykalnym charakterze – nie zapominajmy, że Rzymianie, zanim stali się żołnierzami i prawnikami, byli przede wszystkim narodem rolników, a pierwszy rzymski dyktator, Lucjusz Kwinkcjusz Cyncynat,został dosłownie oderwany od pługa, kiedy delegacja rzymskich senatorów przybyła do niego z dekretem powołującym go na urząd. Pierwotny panteon, do którego należały w pierwszym rzędzie bóstwa chtoniczne oraz związane z przyrodą, Rzymianie odziedziczyli po Etruskach. Wulkanalia zostały ustanowione przez króla sabińskiego, Tytusa Tacjusza, a zatem wkrótce po założeniu Rzymu. Według tradycji władca nakazał, aby festiwal ku czci Wulkana odbywał się co roku, a także zarządził wzniesienie przybytku temu właśnie bogu u stóp Kapitolu.

Wulkanalia odbywały się na świeżym powietrzu. W ofierze składano żywcem ryby złowione w Tybrze, a także małe zwierzęta, również żywe. Ofiara miała na celu przebłaganie boga, aby oszczędził dusze ludzkie, nie dopuszczając do pożaru miasta. Co ciekawe, z okazji Wulkanaliów ludzie rozwieszali na ulicach swoją świeżo wypraną garderobę i wszelkiego rodzaju tkaniny, aby schły na słońcu. Dość szczególny to sposób okazywania czci bogu ognia, jednak być może wskazuje to na związek, jaki Rzymianie widzieli pomiędzy ogniem a słońcem. W sierpniu powietrze przesycone było ogniem i żarem; nie bez powodu również z ogniem związany jest lew, sierpniowy znak zodiaku.

Najstarszą świątynią Wulkana był Volcanal, ufundowany zgodnie z tradycją przez Romulusa i Tytusa Tacjusza na Forum Romanum u stóp Kapitolu, gdzie wzniesiono kwadrygę z brązu poświęconą bogu. Według Plutarcha została ona zdobyta w jednej z wojen latyńskich, która miała miejsce szesnaście lat po założeniu miasta. Pozostałości po świątyni przykryte są szarym dachem widocznym z prawej strony.
Najstarszą świątynią Wulkana był Volcanal, ufundowany zgodnie z tradycją przez Romulusa i Tytusa Tacjusza na Forum Romanum u stóp Kapitolu, gdzie wzniesiono kwadrygę z brązu poświęconą bogu. Według Plutarcha została ona zdobyta w jednej z wojen latyńskich, która miała miejsce szesnaście lat po założeniu miasta. Pozostałości po świątyni przykryte są szarym dachem widocznym z prawej strony.

 

Władca płomieni

Panuje przekonanie, że Wulkan został przeniesiony z panteonu greckiego; utożsamia się go helleńskim Hefajstosem – brzydkim, ponurym, kulawym kowalem, który w podziemnych kuźniach tworzy pioruny dla Zeusa-Jowisza oraz misterną biżuterię dla wymagających bogiń. Identyfikacja ta pojawiła się w czasach dojrzałej Republiki, już po wojnach punickich i po podboju Hellady, kiedy do Rzymu napływali greccy uczeni, filozofowie, poeci, a wraz z nimi bogata grecka kultura. Moda na „greckość” stała się wówczas tak powszechna, że nawet zatwardziały konserwatysta Katon Starszy pod koniec życia nauczył się greckiej mowy. Nic dziwnego, że italski Wulkan zyskał nowe, nieco mniej surowe oblicze.

W istocie jednak Wulkan jest jednym z najstarszych bogów rzymskich. Jego imię wywodzi się od czasownika fulgere, co oznacza „płonąć”, „błyszczeć”.  Rzymianie otrzymali go w spadku od Etrusków, ci zaś prawdopodobnie przywieźli go ze sobą ze swej wschodniej ojczyzny, o ile przyjmiemy za pewnik, że wywodzili się z Lidii w Azji Mniejszej. Interesującym faktem jest, że w kulturze minojskiej na Krecie istniało bóstwo o nazwie Velkhanos, które należało do panteonu podziemnego i które mogło zostać przez Etrusków zapożyczone. Gdybyśmy jednak chcieli pozostać przy teorii autochtoniczności Etrusków, musimy przyjąć, że Wulkan był bogiem rdzennie italskim i niewiele miał wspólnego z greckim Hefajstosem. Hefajstos, jakkolwiek groźny i tragiczny, posiada także pewien rys komiczny – wspomnijmy chociażby historię konstruowania przemyślnego tronu dla Hery lub niewidzialnych sideł dla swej niewiernej żony Afrodyty i jej kochanka Aresa. Italski Wulkan jest tylko groźny, komizmu w nim niewiele. Wymowny jest sam fakt, że rzymscy wieszczkowie w początkach istnienia miasta zabraniali wznoszenia jego przybytków w obrębie pomerium.

Gdy Wulkan się gniewa

Strach mieszkańców Italii przed gniewem Wulkana wydaje się być w pełni uzasadniony, jeśli uświadomimy sobie, gdzie mieściła się jego główna siedziba.  Zlokalizowana była ona w podziemiach sycylijskiej Etny, jednego z groźniejszych europejskich wulkanów, zresztą wciąż aktywnych, co widzieliśmy w ostatnich dniach 2018 roku.

Rzymianie, nie potrafiąc wytłumaczyć sobie aktywności wulkanów w inny sposób, uważali, że stanowi ona wyraz gniewu boga ognia na niewierną żonę, zdradzającą go z jego przyrodnim bratem. W wierzeniu tym uwidacznia się asymilacja Wulkana z Hefajstosem – to on w niepohamowanym gniewie miotał się po swojej boskiej kuźni, powodując wybuchy wulkanów. Etna według starożytnych wierzeń stanowiła również jedno z wielu zejść do podziemi, a zatem Wulkan mógł być utożsamiany z bogami piekieł.

Spośród wszystkich italskich miast największą cześć oddawano Wulkanowi w Ostii, gdzie bóg posiadał własnego kapłana pontifex volcani, przewodzącego kolegium wszystkich kapłanów w mieście.
Spośród wszystkich italskich miast największą cześć oddawano Wulkanowi w Ostii, gdzie bóg posiadał własnego kapłana pontifex volcani, przewodzącego kolegium wszystkich kapłanów w mieście.

Ostatnie Wulkanalia w Pompejach

W największym stopniu gniewu Wulkana doświadczyli mieszkańcy Pompejów. Według tradycji bóg rozgniewał się na nich dzień po swoim święcie, 24 sierpnia 79 roku naszej ery, powodując wybuch Wezuwiusza. Dziś częściej kwestionuje się tę datę, jednak tragizm ówczesnych wydarzeń jest nie do podważenia. Bez względu na to, czy eksplozja miała miejsce w sierpniu, czy – jak się dzisiaj twierdzi – w późniejszych miesiącach, mieszkańcy Pompejów Wulkanalia obchodzili jak co roku, wznosząc modły do boga, rozpalając w jego przybytku święty ogień, składając ofiary i susząc ubrania w słońcu. Nie obawiano się wybuchu Wezuwiusza, który pozostawał uśpiony przez wiele wieków– zbocza wulkanu były zamieszkane, uprawiano na nich winorośl. O prawdziwej naturze Wezuwiusza wspominał między innymi grecki uczony Strabon (Geografia V, 4) twierdząc, że skały pokryte pyłem mogą dowodzić kraterów wypełnionych ogniem, jednak wydaje się, że mieszkańcy Kampanii, nie bez powodu nazywanej „ognistą równiną”, woleli żyć w błogiej nieświadomości – lub przynajmniej wypierać z niej zagrożenie ze strony Wezuwiusza. Wybuch, który nastąpił, pochłonął trzy tysiące istnień w samych Pompejach, a liczba ofiar w pozostałych miastach nadal nie została ostatecznie ustalona. Nam, żyjącym w XXI wieku, myślącym racjonalnie ludziom, nie przyszłoby do głowy stwierdzić, że kataklizm ten stanowił wyraz gniewu boga. Rzymianie szukali jego przyczyn w zbezczeszczeniu święta, niedopełnieniu obowiązku przy składaniu ofiar lub innych przewinieniach. Cesarz Tytus upatrywał w tragedii kary bogów za zdławienie powstania w Judei i spalenie Jerozolimy. Ciekawe, jak wytłumaczyliby niedawny wybuch Etny…

Zdjęcie główne: wybuch Etny