Antonio Canova. Nieśmiertelne piękno ludzkiego ciała
Małgorzata Biłozór-SalwaW Muzeum Rzymu (Museo di Roma), mieszczącym się w Palazzo Braschi, którego okna wychodzą na Piazza Navona, kilka miesięcy temu oglądać można było doskonale przemyślaną i przygotowaną monograficzną wystawę zatytułowana "Canova – Wieczne Piękno" ("Canova – Eterna Bellezza"). Jej tematem było piękno ludzkiego ciała, widzianego oczami wybitnego osiemnastowiecznego rzeźbiarza, Antonia Canovy. I choć od jej zamknięcia minęło już kilkanaście tygodni, nadal warto o niej wspomnieć.
Antonio urodził się w 1757 roku w niewielkim miasteczku Possagno nieopodal Treviso. Po przedwczesnej śmierci ojca dzieckiem zajął się jego dziadek, a chłopiec bardzo wcześnie chwycił za dłuto. Pasino Canova był lokalnym kamieniarzem, który specjalizował się w rzeźbieniu ołtarzy dekorowanych pełnoplastycznymi postaciami świętych. W wieku 13 lat przyszły wybitny rzeźbiarz posiadał więc już spore doświadczenie zdobyte w warsztacie dziadka. Wyjechał wówczas do Wenecji, gdzie mógł rozwinąć swój talent. Bardzo szybko został dostrzeżony i doceniony, najpierw przez swoich mistrzów rzeźbiarskich, potem profesorów w tamtejszej Akademii Sztuk Pięknych (Accademia di Belle Arti di Venezia), gdzie z sukcesami studiował, wreszcie – przez zleceniodawców. Za miarę sukcesu można przyjąć fakt, że mając zaledwie 22 lata otworzył własne studio. Jednak już wtedy postanowił opuścić Serenissimę i udać się do Wiecznego Miasta.
Po przybyciu do Rzymu zamieszkał u weneckiego ambasadora w Palazzo Venezia. Natychmiast rzucił się w wir obowiązków, które czekały na artystę studiującego w osiemnastowiecznym Rzymie. Zwiedzał niemal wszystkie możliwe zabytki, kościoły i zbiory. Z pasją studiował zarówno rzeźby antyczne, jak i dzieła Michała Anioła. Rysował starożytne posągi oglądane w Watykanie, na Kapitolu i w ważniejszych rzymskich kolekcjach. Wszystko zaś pieczołowicie opisywał w swoim dzienniku.
Opowieść zaprezentowaną na wystawie rozpoczęto właśnie w tym momencie. Na wstępie kurator Giuseppe Pavanello przedstawił widzom plejadę artystycznych mistrzów rzymskich, których twórczość ukształtowała gust Canovy i jego sposób myślenia o sztuce (G.B. Piranesi, J.J Winckelmann, A.R. Mengs, G. Cades i inni). Widzowie, wyposażeni w tę wiedzę, mogli stanąć twarzą w twarz z boskimi bliźniakami, Kastorem i Polluksem. Zestawione ze sobą gigantyczne gipsowe odlewy głów dioskurów z Kwirynału (Fontana dei Dioscuri) pokazują faktyczną skalę antycznych rzeźb. Dla młodego Canovy były one uosobieniem ideału piękna. W swoim dzienniku pisał, że właśnie dzięki nim – lepiej niż dzięki jakiejkolwiek innej rzeźbie – jest w stanie zgłębić proporcje ciała ludzkiego.
W osiemnastym wieku rysunek stanowił podstawę akademickiego wykształcenia wszystkich artystów. Zarówno malarze, jak i rzeźbiarze kształcili się, kopiując rysunki dawnych mistrzów oraz szkicując antyczne rzeźby. Ową fundamentalną rolę disegno na wystawie podkreśliła duża grupa rysunkowych studiów ze zbiorów najważniejszej rzymskiej uczelni, Akademii świętego Łukasza (Accademia di San Luca). W 1818 roku Canova, będący u szczytu kariery, stanął na jej czele – obejmując najpierw stanowisko księcia, a następnie prezydenta Akademii.
Rysunek był też codziennym towarzyszem pracy artysty. Canova notował pomysły, wykonywał liczne, szybkie, niekiedy nie pozbawione błędów anatomicznych studia, poszukując idealnej formy dla projektowanej przez siebie rzeźby. Prowadził dokładne i precyzyjne studia przygotowawcze, które nie tylko pomagały w opracowaniu bozzetto, ale także mogły być zaprezentowane zleceniodawcy. Wszystkie te rodzaje rysunków umiejętnie zaprezentowano na wystawie.
Jednak “Eterna Bellezza” to przede wszystkim wystawa rzeźby – sztuki, w której Canova osiągnął mistrzostwo. Przyjeżdżając do Rzymu, młody artysta podjął się niezwykle ambitnego zadania. W Wiecznym Mieście zachwyt budziły nie tylko rzeźby antyczne, ale i genialne dzieła Giovanniego Lorenza Berniniego, którego geniusz bezpowrotnie zmienił oblicze Rzymu. Wystawa, na której zgromadzono przeszło 170 dzieł Canovy, udowodniła, że owemu wyzwaniu sprostał. Zrezygnował z barokowego dramatyzmu i oszałamiającej dynamiki na rzecz klasycznego ładu, równowagi, porządku i elegancji.
W swoich pracach starał się oddać klasyczny ideał piękna rzeźby greckiej. Jak dalece przeniknął ducha dzieł starożytnych, świadczyć może to, że współcześni niektóre z jego rzeźb uznawali za doskonałe kopie antycznych pierwowzorów. Nie chcieli uwierzyć, że tak doskonałe kompozycje mogą był tworem artysty żyjącego w ich czasach. Mistrzostwo techniczne, które osiągnął, połączył z doskonałym wyczuciem gustu epoki. Dzięki temu stał się jednym z najbardziej pożądanych twórców w ówczesnej Europie. O jego prace zabiegali możni zleceniodawcy, wśród których był sam Napoleon Bonaparte.
Wątek relacji artysty z przyszłym imperatorem został w interesujący sposób ukazany na wystawie. W 1802 roku artysta wyruszył do Paryża na wyraźne zaproszenie Napoleona. Wówczas, w czasie bezpośrednich sesji, opracował popiersie, które po powrocie do Rzymu służyło mu za wzór do stworzenia monumentalnego posągu. Canova sportretował Napoleona jako Marsa czyniącego pokój. Co ciekawe, ponadnaturalnych wymiarów rzeźba, nawiązująca zarówno do przedstawień bogów, herosów, jak i cesarzy rzymskich, ostatecznie nie zyskała aprobaty władcy.
Dobre stosunki Canovy z najwyższymi urzędnikami Francji niebawem przyniosły artyście dyplomatyczne sukcesy. Również w 1802 roku rzeźbiarz objął niezwykle prestiżowe stanowisko Głównego Inspektora Sztuk Pięknych i budowli papieskich.
Rozbudował wówczas znacząco Muzea Watykańskie, powiększając też kolekcję, a także wprowadził prawo zakazujące wywozu dzieł sztuki poza granice Italii. Co więcej, dzięki skutecznym negocjacjom, już po upadku Napoleona udało mu się odzyskać arcydzieła zagrabione i wywiezione do Rewolucyjnej Francji w 1798 r. Wśród nich były m.in. rzeźba Apolla Belwederskiego i Grupa Laokoona.
Ostatnim wątkiem, który podjęto na wystawie, była rola Canovy jako mistrza zawiadującego olbrzymim warsztatem. Będąc jednym z najbardziej pożądanych twórców epoki, stworzył znakomite studio, w którym zgromadził rzeszę utalentowanych uczniów i współpracowników. Bez nich nie byłby w stanie zrealizować licznych zamówień płynących z całej Europy. Wieloetapowa praca rzeźbiarza, który z nieforemnych brył kamienia wykuwał zachwycające swym pięknem ciała, była zadaniem żmudnym i czasochłonnym. Aby przybliżyć fascynujący proces powstawania rzeźb, w ostatniej części wystawy zebrano dużą liczbę modeli. Uwagę widza przykuwają gęsto rozsiane na ich powierzchniach metalowe punkty. Są to znaczniki niezbędne do przenoszenia wymiarów na opracowywany blok marmuru. Dzięki nim rzeźbiarz był w stanie idealnie oddać proporcje modelu. Zwiedzający mogli się o tym przekonać, porównując gipsowy model z gotową marmurową rzeźbą ukazującą śpiącego Endymiona.
Tym, co najbardziej zapada z tej wystawy w pamięć, jest piękno. Ciemne ściany i punktowe światło sprawiało, że rzeźby wprost emanowały blaskiem. Intensywne oświetlenie wydobywało z nieskazitelnej bieli marmuru niezwykłą plastyczność form. Pełnoplastyczne rzeźby można i należy podziwiać z każdej strony. Prosty zabieg umieszczenia wybranych arcydzieł na ruchomych, powolnie obracających się platformach, umożliwił oglądanie ich w całości.
Postaci portretowane przez Canovę charakteryzują się idealnymi proporcjami i spokojnymi, nieskazitelnymi obliczami. Wzorując się na swym duchowym ojcu – Fidiaszu – artysta ukazywał ludzkie ciało tak, by wydobywać jego boskie piękno. Wieczne, nieśmiertelne piękno. Takie, które kryje się w ciele każdego z nas.