Budowniczy mostów
Julia Wollner
Jednym z najbardziej zachwycających mostów, jakie dała nam natura, jest oczywiście tęcza, w kulturze judeochrześcijańskiej stanowiąca znak przymierza między Stwórcą a Jego ludem. Dla Rzymian most także był symbolem transcendencji – nie bez przyczyny kapłani, pośredniczący między Niebem a Ziemią, nosili tytuł pontifexa. Przewodniczącego kolegium kapłańskiego – w czasach cesarstwa był nim oczywiście sam august – nazywano najwyższym budowniczym mostów (pontifex maximus, od łac. pons – most i facere – robić, budować). Określenie to w V w. n.e. zaczęło odnosić się do biskupów Rzymu.

W zamierzchłych czasach uważano, że mosty przyciągają ponadnaturalne moce – może właśnie dlatego, dla zapewnienia bezpieczeństwa przeprawiającym się na drugi brzeg, tak chętnie umieszczano na nich figury świętych. W wymiarze symbolicznym most, choć pełniący wzniosłą i na wskroś pozytywną rolę klamry, także dziś budzi często niepokój ze względu na skojarzenie ze śmiercią, stanowiącą przejście nienegocjowalne, ostateczne.

Pontifexem może być każdy z nas – mostem są przecież połączone ludzkie dłonie w geście pokoju. Otwarcie się na drugiego człowieka to zaś najciekawsza podróż, jaką możemy przedsięwziąć. W języku etruskim pont, nam tak bardzo kojarzące się z mostem, oznaczało drogę. Jeśli to właśnie słowo przyjmiemy za etymologicznie dla mostu istotne, pontifex stanie się przygotowującym do drogi, do podróży.
Na wiosnę zaś podróży, przez budowę mostów, odbywajmy wszyscy jak najwięcej.