Hasta la Muerte Francisca Goi. O starości w lustrze
Julia WollnerNajważniejszy hiszpański malarz przełomu XVIII i XIX wieku, niestrudzony kronikarz swoich czasów, często wykorzystywał w swych dziełach motyw lustra. Jest ono podstawowym narzędziem pracy portrecisty, absolutnie konieczym przy uwiecznianiu własnego wizerunku. Ma także ważny wymiar symboliczny. Kiedy przyglądam się, jak zostaje on przez Goyę wykorzystany w jednym ze słynnych Kaprysów, zastanawiam się: czy dziś Hiszpan malowałby tak samo?
Goya wydał Los Caprichos – cykl 80 miedziorytów stanowiących satyrę na hiszpańskie społeczeństwo końca XVIII wieku – w 1799 roku. Już po dwóch tygodniach odbitki, które według początkowego zamysłu trafić miały do jak najszerszego grona odbiorców, zostały jednak wycofane ze sprzedaży. Artysta, który dość otwarcie krytykował w swoich pracach arystokrację i duchowieństwo, obawiał się gniewu Inkwizycji. Niesprzedane kopie podarował królowi Karolowi IV. Kolejne serie odbitek, wykonywanych przy użyciu specjalnych matryc, powstały dopiero w latach 20′ XIX wieku.
Do każdej pracy Goya dołączył krótką notkę objaśniającą – manuskrypt znajduje się dziś w Muzeum Narodowym w Prado. W swoim komentarzu do planszy nr 55, zatytułowanej Hasta la Muerte (Aż do śmierci), napisał: Hace muy bien de ponerse guapa. Son sus dias; cimple 75 anos, y bendran las amigitas a verla – “Słusznie się upiększa. To jej siedemdziesiąte piąte urodziny i przychodzą do niej przyjaciółki.” Starsza kobieta – być może królowa Maria Luiza, ale dla naszych rozważań nie jest to istotne – przegląda się w zwierciadle. Mimo zaawansowanego wieku pozostaje próżna i skupiona na sobie; wydaje się też nieświadoma faktu, że jej uroda dawno już przeminęła, zaś otaczający mężczyźni dalecy są od zachwytu, a bliżsi kpinie.
Dziś, ponad 200 lat później, w czasach, kiedy kult młodości osiągnął apogeum, a gładka, pozbawiona zmarszczek skóra zdaje się najważniejszym gwarantem szczęścia i sukcesu, uparta pogoń za fizycznym pięknem nie jest już tylko przejawem próżności i pychy. Staje się raczej rozpaczliwą próbą dopasowania się do wymogów coraz bardziej odrealnionego społeczeństwa, żyjącego w wirtualnym, wyidealizowanym świecie jakichkolwiek zmarszczek pozbawionym. Dzisiejsi karykaturzyści i twórcy internetowych memów równie chętnie jak Goya portretują starzejące się telewizyjne gwiazdki, poddające się kolejnemu zabiegowi powiększenia ust czy ostrzyknięciu czoła. Ja zaś myślę, że miast szyderstwa przydałoby się raczej dobre słowo; zamiast zjadliwości – czuły gest. Zapewnienie, że akceptację, podziw i sympatię można budzić w każdym wieku i kształcie, bez względu na głębokość bruzd i jędrność pośladków. Może paniom, z których się śmiejemy, nikt tego nigdy nie powiedział?