O brzuchu w sztuce
Anna CirockaBrzuch, który daje życie, jest dzisiaj najmniej docenianą i najbardziej retuszowaną częścią ludzkiego ciała, w szczególności ciała kobiety. Czy zawsze tak było?
Dawno temu ze świątyni Apollina w Delfach wypuszczono dwa orły, które, pofrunąwszy w różnych kierunkach, okrążyły ziemię. Po ponownym spotkaniu ustanowiły jej środek, uznany za pępek świata – omphalos. Świat, w którym żyjemy, został przez antycznych Greków porównany do człowieka, do jego ciała. Ciało to było od zarania dziejów punktem wyjścia do wszystkiego, do wszelkich obliczeń odległości, wagi, długości. W I p.n.e. Witruwiusz rozpisał własny kanon sylwetki człowieka w słynnym traktacie o architekturze; na jego rozważaniach oparł się Leonardo da Vinci, wpisując sylwetkę mężczyzny w kwadrat i koło – dwie figury idealne. Ich środkiem był pępek. Część ciała wydająca się zbędną. W środku brzucha, jego miękkości, płaskości, ciążowej wypukłości lub obfitości mamy coś, co tylko przez chwilę spełnia swoją rolę; później staje się blizną. Fizyczną i emocjonalną.
Brzuch jest dzisiaj najmniej docenianą i najbardziej retuszowaną częścią ludzkiego ciała, w szczególności ciała kobiety. Zdumiewające, prawda? Brzuch, który daje życie, który zamyka w sobie przeponę – mięsień pozwalający oddychać całemu ciału, brzuch z pępkiem, który jest pozostałością po tunelu do karmienia i dowodem naszego istnienia. Dziś, według badań i statystyk, stanowi najbardziej wstydliwą część kobiecego ciała w kontaktach intymnych. A jak było przez stulecia? Jakie dowody na obecność brzucha pozostawiła nam historia sztuki?
Brzuch antycznej bogini
Geometria, harmonia i poszukiwanie idealnych proporcji w czasach antyku zaczęło się od ciała męskiego, jednak szybko zaczęto przedstawiać także kobiece akty. Najpiękniejsze boginie rzeźbiono z estymą, a ich idealne brzuchy były miękkie, lekko wypukłe, z wgłębieniem na pępek; czasem załamywały się tuż nad łonem. Nie była to obfitość pramatki, płodnej kobiety Wschodu, obdarzonej charakterystyczną wąską talią. Brzuch bywał idealizowany, ale bez wątpienia pozostawał brzuchem żywej kobiety, a rzeźbiarzowi nie zdarzało się zapomnieć o pępku. Wydaje się, że greckie i rzymskie boginie nie uprawiały sportów, a ich mięśnie ukrywały się pod pięknie modelowanym, rozkosznie miękkim brzuchem. Afrodyty i Wenus skromnie zasłaniały łono, Gracje tańczyły w półprzezroczystych szatach, boginie łowów i nimfy prężyły się pełne wdzięku. Grecja i Rzym idealizowały lub skromnie przesłaniały ciało kobiety: bogini była idealna i niedostępna. Jak powiedziano, antyczne ciało kobiece bywało idealizowane, ale pozostawało anatomicznie poprawne.
Idealna kobieta średniowiecza
Długie średniowiecze i rozkwit religii chrześcijańskiej ukryły ciało ludzkie pod obfitymi szatami, ujawniając jedynie twarz, szyję i dłonie. Można się pokusić o stwierdzenie, że średniowiecze zdewaluowało ciało ludzkie na rzecz duchowości. Jedynie Ewy, pierwsze kobiety na ziemi, podczas zrywania owocu lub późniejszego wygnania z Raju, nadal malowano nago; Madonny i święte ukrywają ciała pod sukniami.
Z całą pewnością nikt nie malował ciała, by następnie pokryć je kolejną warstwą farby, czyli ubraniem. Takie praktyki pojawiły się dopiero w renesansie. Kobiety średniowiecza miewały wystające brzuchy, choć często nie wiemy, czy to nie moda na suknie z podwyższonym stanem powodowała złudzenia obfitości ciała w tym dającym życie miejscu. Okrągłe brzuszki Ewy na obrazach późnośredniowiecznych mistrzów z Europy Północnej ukazywały ówczesny ideał figury, chociaż, patrząc na ramiona i klatkę piersiową, trudno oprzeć się wrażeniu, że nie malowano ich z natury. Brzuch w średniowieczu był podkreślony, bo kojarzył się z płodnością. Ciało jako takie stało się natomiast tematem tabu i przedmiotem dyskusji o poczuciu winy, bo Adam i Ewa wstydzili się nagości i świadomości jej widzenia.
Akty kobiece epoki nowożytnej
W XV wieku, wraz z rozwojem mecenatu świeckiego, wzrosło zapotrzebowanie na tematykę mitologiczną oraz portrety, często alegoryczne. Mitologia oferowała okazję do zaprezentowania ciała ludzkiego, głównie kobiecego; na obrazach i rzeźbach sławiono piękno pogańskich bogiń, a artystom pozowały żywe modelki. Ciało kobiety zaczęto traktować jak estetyczny przedmiot pożądania, a posiadanie w swoich zbiorach aktu kobiecego legitymowano symbolicznym tytułem. W kardynalskich i książęcych pałacach wystarczył tytuł Trzy Gracje i już bez poczucia winy można było rozpatrywać technikę malarską, geniusz artysty, i, przede wszystkim, urodę modelek. Przedstawianie nagości rozpowszechniło się szczególnie w XVI wieku; aby być uczciwym, należy postawić znak równości między aktem kobiecym i męskim. Oficjalny zakaz przeprowadzania sekcji zwłok nie powstrzymywał renesansowych mistrzów przed zgłębianiem tajemnic anatomii na martwych ciałach. Budowa mięśni, ścięgien, kości w artystycznych przedstawieniach zyskała nowy wymiar; jeśli postać w obrazie podnosiła rękę, napinały jej się odpowiednie mięśnie i ścięgna, natomiast kościec w widocznych partiach dłoni, stóp, żeber czy mostka odmalowany był jak najbardziej realistycznie. Publiczne pokazywanie ciała kobiecego wciąż pozostawało tajemnicą, a nazwiska modelek pozostają nieznane. Inaczej rzecz się miała z mężczyznami, którzy, występując pod swoim imieniem i nazwiskiem, jak choćby Andrea Doria jako Neptun czy Kosma I jako Orfeusz, byli mocno idealizowani.
Wśród świętych kobiet nader często przedstawiano Marię Magdalenę, osłoniętą jedynie włosami. Była to jednak kontynuacja tradycji średniowiecznej, bowiem pojawiły się także postacie biblijne, których erotyka z całą pewnością była świadomym zabiegiem. Popularnością cieszyły się Zuzanna, Judyta i Batszeba. Ich wizerunki, począwszy od XV wieku, malowano zgodnie z estetyką epoki, podobnie, jak antyczne boginie: smukłe, choć z nieco większymi, zwiastującymi już XVI wiek ramionami, piersiami, często mocnymi nogami. Brzuchy ponownie lekko uwypuklano, a pozy stawały się coraz bardziej zmysłowe. Wiek XVII przyniósł jeszcze więcej zmysłowości, a ekstazy św. Teresy czy św. Ludwiki Berniniego oscylują na granicy przyzwoitości; sankcjonuje je tylko świętość i historia życia bohaterek.
Kod mitologiczny i biblijny
Dopóki nagi brzuch kobiety był brzuchem zawstydzonej Ewy albo brzuchem bogini, nie stanowił publicznego problemu, chociaż na pewno bywał dyskutowany. Zachowała się korespondencja między Pietrem Aretinem a Michałem Aniołem dotycząca nagości na fresku Sąd Ostateczny. Michał Anioł nie legitymizował swoich przedstawień kontekstem na skraju hipokryzji, jak działo się w przypadku innych obrazów czy rzeźb. Za przykład takiej postawy weźmy historię Wenus z Urbino, która pozostaje przecież nagą kobietą leżącą na łóżku, a wszelki kontekst matrymonialny, jak skrzynia w tle, doniczka z mirtem czy róża, nie spowodowały, że dzieło miało charakter mniej erotyczny. Jego zleceniodawca chciał mieć na płótnie wizerunek nagiej kobiety, a umożliwiały mu to właśnie tytuł i atrybuty. Tycjan sam musiał czuć się zawstydzony, bo łono kobiety zostało zacienione, a nic nie wskazuje na to, że akurat tam cień powinien był się znaleźć.
Erotyzm Zuzanny, którą podgląda dwóch starców, albo zgwałconej przez Tarkwiniusza Lukrecji był sposobem na przekazanie zasad moralnych renesansowym narzeczonym i młodym mężatkom, ale też, w zawoalowany sposób, uczył je zachowania w sypialni. Scenami z życia biblijnych czy antycznych bohaterek dekorowano skrzynie wianne – cassoni, wezgłowia łóżek albo naczynia, w których podawano młodym mężatkom pierwszy posiłek po porodzie. Czasy kontrreformacji, kiedy jednocześnie kwitła moralna sztuka kościelna i malarstwo gabinetowe, pokazały te skrajności zwłaszcza w Hiszpanii. Wenus z lustrem czy Maja naga były obrazami malowanymi na indywidualne zamówienia i tak, jak niewielkie Madonny służyły prywatnej dewocji, tak akty kobiece były prywatnie „kontemplowane”.
Retusz brzucha
Kiedy patrzymy na przedstawienia zmysłowych bogiń od czasów antyku po wiek XIX, każda z nich dumnie prezentuje brzuch: a to miękkie ciało z zagłębieniem pośrodku – niczym muśnięcie palcem w kremowej masie, a to kaskady bogatej tkaniny spiętrzone tak, by sugerowały większą wypukłość. Mamy Botticellowskie Wenus, Flory, Gracje, których małe brzuszki wystają przez zwiewne tkaniny; patrzymy na piękności Giorgionego i Tycjana i wiemy, że oddychały przeponą, brzuchem nie wciąganym na potrzeby wizerunku. Rubensowskim kobietom brzuchy fałdowały się niczym najlepszy deser z lodów i bitej śmietany. Apetyczne i świetliste ciała są piękne, bo prawdziwe. Kiedy ferment artystyczny doprowadził do portretowania nagich kobiet bez nadawania im tytułów mitologicznych, Olimpia pokazała lekko wypukły brzuch, który ułożył się w naturalne fałdy podczas śniadania na trawie. A co stało się później? Co wydarzyło się w XX wieku, że doprowadziliśmy do mody na płaski brzuch, w którym grafik wymazał pępek? Środek, wokół którego kształtuje się człowiek, blizna po matce, jak mawiała o nim polska artystka, został usunięty w szale pozbywania się zbędnych kilogramów. Ciało kobiece, przez stulecia potępiane, wciąż jest jednak przedmiotem pożądania. Dziś w większości same decydujemy o tym, jak ono ma wyglądać, jednak konia z rzędem tej, która na wyświetlającą się nachalnie reklamę „jak sprawić, że twój brzuch będzie płaski” w końcu w nią nie kliknie. A szkoda, bo przecież przez stulecia kobiety miały brzuszki piękne i wystające brzuszki, a idealizacja omijała brzuch – dawcę życia – szerokim ruchem pędzla lub dłuta.