kultura historia ludzie

O odkrywaniu świata. Niezwykła historia Ibn Battuty

Anka Florczak

Człowiek nie może odkryć nowych oceanów, dopóki nie znajdzie odwagi, żeby stracić z oczu brzeg. André Gide

 

Latem 2009 roku po raz pierwszy stanęłam wśród labiryntu wietrznych uliczek Tangeru. Natychmiast się zgubiłam, ale też zupełnie nie czułam potrzeby odnalezienia drogi powrotnej. Było trochę tak, jakby miasto schowało mnie w ciepłym, przesyconym oceaniczną wodą uścisku. Pokochałam je za to właściwie od razu i ta miłość do Tangeru nigdy nie minęła. Uliczki prowadziły donikąd, kończyły się nagle w kolorowych zaułkach, zataczały niezrozumiałe koła, ze słońca uciekały w ciemność, powodowały zawrót głowy. Tak błądząc bez celu natknęłam się na obdrapany, zupełnie niepozorny budynek utrzymany w charakterystycznej biało-niebieskiej tonacji. To nie jego wygląd przyciągnął mój wzrok, ale mała tabliczka wmurowana w niewielką, szarą kopułę. Na białym tle po arabsku i francusku wykaligrafowano słowa: „Grób Ibn Battuty”. Stanęłam zaskoczona, ale też obezwładniona niezwykłością miejsca. Ibn Battuta był mi dobrze znany – na jego opus magnum, tom w żółtej obwolucie, wydany w Polsce w 1962 roku, o pożółkłych, pachnących latami kartach, natknęłam się jakiś czas wcześniej w jednym z warszawskich antykwariatów. A więc odnalazłam cię także tu… Jak zaczyna się twoja historia?

Ilustracja autorstwa L. Benetta pokazująca Ibn Battutę i jego przewodnika w Egipcie (1878)
Ilustracja autorstwa L. Benetta pokazująca Ibn Battutę i jego przewodnika w Egipcie (1878)

 

Jest rok 1325. W leżącym na północy Maroka Tangerze młody student prawa postanawia porzucić dotychczasowe życie, rodzinę oraz przyjaciół. Najwyraźniej coś z dziwną mocą nakazuje mu „stracić z oczu brzeg”. Czy to pragnienie odbycia pielgrzymki do Mekki pcha go w drogę? A może to jedynie pretekst, za którym kryje się zupełnie, co innego? Niemożność pozostania w bezruchu tak bliskim śmierci, podskórny niepokój, odwieczny strach, że oto zło wyciąga swe szpony. Trzeba więc uciec, by wiecznie w ruchu, w miłości do świata, badać, poznawać, przypatrywać się ludziom. Jakikolwiek nie byłby powód, Ibn Battuta rusza w drogę i, co niezwykłe w tych czasach, wybiera samotność. Nie przyłącza się do karawany, nie szuka towarzysza podróży. W tę wielką przygodę, którą już przeczuwa, musi wkroczyć zupełnie sam. Jak we śnie o ptaku unoszącym go na swych skrzydłach do Mekki i dalej na wschód, przemierza rozległe tereny. Kilometr za kilometrem posuwa się wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego, przez dzisiejsze Algierię, Tunezję, aż do Aleksandrii. Tu docierają do niego opowieści o przepowiadającym przyszłość pustelniku, żyjącym w jednej z wiosek w delcie Nilu. Odnajduje więc świętego męża, który interpretuje sen o podniebnej podróży Ibn Battuty. Oto dotrze on do Mekki, odwiedzi Jemen, Irak, Turcję, Centralną Azję i wreszcie Indie, gdzie przed wielkim niebezpieczeństwem ocali go Dilszad Hindus. Czy przepowiednia się spełni? Tego Ibn Battuta nie może być pewien, ale wie, że czas jechać dalej. Nie kieruje się przez pustynię Synaj wprost do celu pielgrzymki. Zbacza z drogi, by dotrzeć do stolicy imperium dynastii Mameluków, Kairu. Wspaniałe, tętniące życiem miasto robi na nim niesamowite wrażenie. Uczy się recytacji Koranu na słynnym, powstałym cztery stulecia wcześniej, uniwersytecie Al Ashar. Obraca się w towarzystwie uczonych, prawników i studentów z całego świata. Słucha ulicznych bajarzy, raczy się serem z bawolego mleka, zachwyca smakiem miejscowych ryb. Ale i tu nie pozostaje dłużej. Wyrusza na południe, podążając wzdłuż Nilu. Po drodze słyszy kolejne proroctwo: będzie musiał zawrócić i udać się do Mekki przez Syrię. Tak rzeczywiście się dzieje, bo kiedy Ibn Battuta przekracza zdradziecką, rozpaloną zabójczym słońcem pustynię, docierając do portu w Aidhab, okazuje się, że walki pomiędzy Mamelukami a plemionami berberyjskimi uniemożliwiają przeprawę przez Morze Czerwone.

Przez kolejne lata Ibn Battuta przemierza Pustynię Arabską, by zobaczyć szyicki grobowiec w Meszhedzie, odwiedza Fars i Sziraz, Górną Mezopotamię oraz Jemen. W 1331 roku dociera do Turcji i zatrzymuje się w Konyi zafascynowany mistyczną poezją założyciela zakonu tańczących derwiszów, Mewlany. W Synopie czeka na pomyślne wiatry, które przez Morze Czarne pozwolą mu przeprawić się do Kaffy na Krymie, a następnie dostać przed oblicze Chana Złotej Hordy. Pozostająca pod chrześcijańskimi rządami Kaffa nieco onieśmiela Ibn Battutę. Dziwi go dobiegające zewsząd bicie dzwonów, nie przypada do gustu wygląd miejscowych o „rudych włosach, niebieskich oczach i szpetnych twarzach”. Wkrótce jednak zapomina o przykrych doświadczeniach, poddając się urokowi czterech żon Muhammada Uzbeka Chana. Szczególnie fascynuje go najważniejsza z nich, która, jak wieść niesie, co noc odradza się jako dziewica. Z Krymu udaje się Ibn Battuta do Konstantynopola, wschodniej stolicy chrześcijańskiego świata. Odwiedza kościoły, monastery, zachwyca czystym głosem chłopca czytającego ewangelię. Tu również poznaje cesarza, który, porzuciwszy sprawy doczesnego świata, abdykował i został mnichem. To jedno z najbardziej wzruszających spotkań, nie tylko dwóch ludzi, ale również dwóch wielkich religii, które przecież tak wiele łączy. Tak mnich zwraca się do tłumacza Ibn Battuty: Powiedz temu Saracenowi, że pragnę uściskać dłoń tego, który odwiedził Jerozolimę, którego nogi stąpały w Bazylice na Skale, w wielkiej świątyni zwanej kościołem Zmartwychwstania i w Betlejem, po czym dotyka ręką jego stóp, a następnie swojej twarzy.

Ibn Battuta jest autorem jednego z pierwszych opisów Wielkiego Muru Chińskiego poczynionego poza Chinami, choć nigdy go nie zobaczył
Ibn Battuta jest autorem jednego z pierwszych opisów Wielkiego Muru Chińskiego poczynionego poza Chinami, choć nigdy go nie zobaczył

W 1333 roku, pokonując trasę wiodącą przez współczesny Uzbekistan, Afganistan oraz Pakistan, dociera Ibn Battuta do Indii, przedziwnego kraju, tak bardzo różniącego się od miejsc widzianych wcześniej. Podziwia lewitujących magików, joginów o długich brodach, Abisyńczyków, którzy w tanecznym transie spacerują po ogniu i połykają rozżarzone węgle. Przez 8 długich lat pozostaje na dworze sułtana w Delhi, pełniąc rolę kadiego, muzułmańskiego sędziego, po czym porzuca służbę, by przyłączyć się do Kamala ad Adina, mieszkającego w pieczarze ascety. Podobnie jak guru, oddaje pieniądze i cały dobytek ubogim. Jednak w 1342 roku na wezwanie władcy powraca do stolicy Indii. Ten czyni go swym ambasadorem i wysyła w niebezpieczną podróż do Chin. Wkrótce w okolicach miasta Dżalali Ibn Battuta oraz jego towarzysze zostają napadnięci przez dzikie górskie plemiona. Podróżnik, straciwszy z oczu przyjaciół, w samej bieliźnie długo błąka się po bezdrożach, znikąd nie widząc ratunku. W końcu spotyka świętego męża, który na swych barkach przenosi go w bezpieczne miejsce. Ten człowiek to Dilszad Hindus. Tak oto spełnia się egipska przepowiednia, a Ibn Battuta powraca do towarzyszy, by udać się do Kalikatu, jednego z największych portów świata, prawdziwego kulturalnego tygla, gdzie wspaniale koegzystuje religia hiduistyczna i islam, a miejscowym kobietom wolno poślubiać arabskich handlarzy. Miasto gości przybyszy z całego świata – z Jawy, Malediwów, Jemenu czy Persji. Właśnie stąd obładowane porcelaną, przyprawami i jedwabiem dżonki wypływają do Chin. Taki jest również zamysł Ibn Battuty. Przez 3 miesiące czeka na pomyślne wiatry, które pozwoliłyby mu wyruszyć. Kiedy w końcu nadchodzą, sztorm zatapia statek z ładunkiem i załogą. Ibn Battuta traci wszystko – w tym także podarunki dla cesarza. Nie zawraca jednak. Ciekawość świata i pragnienie ujrzenia odległych Chin są silniejsze. Samotnie wyrusza w dalszą drogę. Z przystankiem na Malediwach, jawiących mu się jako raj seksualnej wolności, dociera do Zaitun, kosmopolitycznego miasta, gdzie osiedliło się wielu arabskich oraz perskich kupców, a następnie, po trwającej 27 dni przeprawie rzeką, wychodzi na ląd w Kantonie.

W 1353 roku po 29 latach spędzonych w podróży przez 44 kraje i przebyciu 75 000 mil, czyli dystansu 3-krotnie dłuższego niż Marco Polo, Ibn Battuta powraca do ukochanego Maroka, gdzie z pomocą sekretarza spisuje historię swego życia. Niezwykłe dzieło zatytułowane Podarunek dla patrzących na osobliwości miast i dziwy podróży zostaje ukończone w 1355 roku. Pięć wieków później francuscy kolonizatorzy odkrywają je w Algierze i przewożą do Bibliothèque Nationale w Paryżu. I tu zaczyna się ostatnia już, europejska przygoda jednego z największych podróżników w historii – uczonego, mistyka, namiętnego kochanka, wojownika, a przede wszystkim niestrudzonego odkrywcy tajemnic świata.

 

Zdjęcie główne: Person-with-No Name / Flickr, CC BY 2.0