Przeciążony Izrael
Karolina MintsNa tak zwany chłopski rozum, ludzie w Izraelu powinni zastanowić się dwa razy, zanim zdecydują się na potomstwo. Biorąc pod uwagę sytuację polityczną, ekonomiczną czy społeczną kraju, według naszych europejskich standardów lepiej byłoby, gdyby odłożyli prokreację na lepsze czasy. A jednak – nic z tych rzeczy. Jak na izraelską hucpę przystało, Izraelczycy zdają się iść dokładnie pod prąd.
Wylądowałam w Izraelu 1 lipca 2014 roku, gotowa, by zacząć nowy rozdział w życiu. Planowałam przez 3 miesiące podróżować po kraju, by rozmawiać z ludźmi i spróbować nakreślić mozaikę społeczną tworzoną przez współczesnych Izraelczyków. Efektami swojej pracy chciałam dzielić się z czytelnikami bloga Izrael Friendly. Zaledwie cztery dni po moim przybyciu na miejsce ze strefy Gazy zaczęły lecieć rakiety. Rozpoczęła się wojna z Hamasem. Najbardziej dotkliwie paraliżowała ona życie południa Izraela, czyli miejscowości Ashdod, Ashkelon czy Sderot, nieco mniej centrum (Jerozolimy i Tel Avivu) oraz północy – Wzgórz Golan, Hajfy. Walki toczyły się dosłownie nad naszymi głowami. Kilka razy dziennie rozlegał się przerażający dźwięk syren, który zmuszał wszystkich do biegu w kierunku najbliższego schronu. Pamiętam, że serce podchodziło mi do gardła, a organizm aktywował tryb “walcz lub uciekaj”; po kilku minutach słychać było huk rakiety roztrzaskanej w powietrzu na kawałki, a zaraz później wszyscy wracali do swoich obowiązków. Już wtedy zastanawiałam się, jak możliwe jest życie w kraju, w którym podobny konflikt wybucha średnio co 2-3 lata, więc zapewne niezwykle ciężko jest o jakąkolwiek stabilność pozwalającą na uregulowane, bezpieczne życie. Jak pracować i wychowywać dzieci w takich realiach?
Rodzicielstwo wbrew logice
Przyjeżdżający do Izraela w pierwszej kolejności zwracają zwykle uwagę na wszechobecnych młodych żołnierzy z bronią. Zaraz po nich naszym oczom ukazują się tabuny kobiet w ciąży i biegających wokoło dzieci. Bardzo częsty widok to ciężarna matka pchająca wózek, której towarzyszy ojciec z kolejnym dzieckiem w nosidełku. Co ciekawe, nie jest to tylko niesłuszne pierwsze wrażenie – sytuacja polityczna na Bliskim Wschodzie wydaje się nijak nie wpływać na macierzyńskie decyzje tutejszych rodzin: Izrael jest jednym z nielicznych krajów na świecie, gdzie wraz z rozwojem technologicznym, wzrostem poziomu życia oraz zarobków, wzrasta również przyrost naturalny. Zupełnie odwrotnie niż w Europie czy w innych rozwiniętych państwach, gdzie wzrost dobrobytu społeczeństwa zwykle koreluje ze spadkiem rodzicielskich motywacji.
Zresztą wojny to nie jedyny poważny i logiczny powód, dla którego społeczeństwo mogłoby być nieco bardziej powściągliwe w wydawaniu na świat dzieci. Wystarczy wspomnieć chociażby wysokie koszty życia, a zwłaszcza te związane z pielęgnacją i wychowaniem. Nie zagłębiając się w analizę bardzo wysokich kosztów mieszkania i wyżywienia, wspomnę tylko, że szczególnie dużym wyzwaniem dla rodziców są cena wyprawki dla noworodka i koszt ewentualnej opieki. Zakup pierwszego wózka to wydatek rzędu ok. 3 000-6 000 NIS; podobna kwota potrzebna jest na czesne w prywatnym żłobku (do 3 roku życia dzieci można oddawać tylko do takich instytucji). Jedna średnia pensja krajowa, której wysokość wynosi aktualnie ok. 7 000 NIS netto, pokrywa więc koszt żłobka dla dwójki dzieci. W sytuacji, gdy rodzina zdecyduje się na trójkę lub więcej, kobieta zwykle albo decyduje się na pomoc niani, albo sama zostaje w domu, zaoszczędzając przy tym kilka tysięcy szekli.
Kolejnym racjonalnym powodem, dla którego współczesne kobiety mogłyby z rezerwą podchodzić do macierzyńskich decyzji, jest dość restrykcyjne prawo pracy, wedle którego płatny urlop macierzyński trwa maksymalnie 15 tygodni (kilka miesięcy temu izraelskie kobiety wywalczyły przedłużenie urlopu o… 2 tygodnie!), a bezpłatny – odpowiednio do pół roku, rzadziej do roku (zależy od czasu przepracowanego u danego pracodawcy). Warto przy tym wspomnieć, że izraelski system socjalny nie motywuje rodzin wsparciem finansowym. Izraelskie 500 + to zaledwie 150 NIS na dziecko, co nie wystarczy nawet na miesięczny zapas pieluch.
Dlaczego więc, wbrew zdrowemu rozsądkowi, izraelskie rodziny ciągle decydują się na dzieci? Zdaje się, że diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach, a nie w socjologicznych rozważaniach i liczbach.
Jeladim ze simcha czyli dzieci to radość
Tak powiada popularny cytat z Tory. Choć większość współczesnych Izraelczyków nie definiuje siebie jako religijnych ortodoksów, ta sama większość jest zdecydowanie przywiązana do podstaw tradycji żydowskiej, w której rozmnażanie się i dbanie do rodzinę było i jest najważniejszą wartością. Bardzo ortodoksyjne rodziny mają często nawet i kilkanaścioro dzieci, wierząc, że nie ma lepszego wypełnienia woli Boskiej, niż zgłębianie Tory i bycie płodnym. Z pewnością motywacja ta miała również znaczenie dla przetrwania narodu żydowskiego przez wiele lat tułaczki po świecie.
Rodziny żydowskie od początku wykształciły też sieć wsparcia dla siebie nawzajem. Starsze dzieci często opiekują się młodszymi, a rodzice czują się kolektywnie odpowiedzialni za potomstwo swoje i sąsiadów, odciążając dzięki temu niejedną matkę w połogu czy zapracowanego ojca. Na porządku dziennym jest praktyka wymiany przysług: jeden z rodziców odbiera ze szkoły dzieci swoje, a przy okazji także dwoje innych, i podwozi je do domów, czasem również zapewniając im darmowy baby-sitting. Dziś ty się zajmiesz moimi dziećmi, jutro ja zajmę się twoimi. Takie rozwiązanie uważane jest za zupełnie naturalne i często proponowane przez samych rodziców, bez konieczności specjalnego proszenia o pomoc.
W szabat (sobotę) praktycznie nikt nie pracuje, a czas spędzony z rodziną jest najważniejszym wydarzeniem w tygodniu. Nawet dla osób prowadzących własny biznes nie ma raczej miejsca na kompromis: sobota jest dla rodziny. Plaże, parki, górskie szlaki czy parki rozrywki zapełniają się rodzicami z dziećmi, z każdej strony słychać donośny wrzask maluchów, których nikt nie ucisza, nie czyści, nie uspokaja. Mało komu obecność dzieci przeszkadza. Wszyscy je mamy, więc mamy dużo większą tolerancję, na to, co czasem wyprawiają. Dzieci są krajobrazem Izraela. Izrael to dzieci, dzieci to Izrael. Czysta radość.
Rola mężczyzny
Ostatecznie decyzja o posiadaniu dzieci leży w rękach kobiety. O ileż jednak decyzja ta jest łatwiejsza, gdy można w pełni liczyć na wsparcie i partnerskie zaangażowanie ojca! Izraelscy mężczyźni zwykle wychowali się w dużych rodzinach, nierzadko mając pod opieką młodsze rodzeństwo. W efekcie, gdy sami decydują się na dzieci, po partnersku podchodzą do podziału obowiązków: prawdziwy mężczyzna w Izraelu to bardziej ten brodzący z niemowlakiem w wodzie na plaży niż ten siedzący w barze przy piwie. Tutejsze kobiety wiedzą, że nie zostaną z opieką same. Co więcej, nawet jeśli małżeństwo się rozstaje, zwykle nie ma batalii o alimenty czy o wyrównanie opieki nad dziećmi. To się rozumie samo przez się.
Szefie, będę miała dziecko
W Izraelu lekarze nie wydają zwolnień lekarskich tylko dlatego, że jest się w ciąży, a większość kobiet pozostaje aktywnymi zadowodo aż do jej końca. Wiem to z autopsji – kiedy zwolniłam się z hotelu w Tel Awiwie, gdzie pracowałam na recepcji, co wiązało się z wielogodzinnym staniem, mój rubaszny pracodawca, próbując mnie zatrzymać, powiedział, że sprzątaczki w naszym hotelu pracują do 9 miesiąca i nic im nie jest! Moja decyzja o poszukiwaniu pracy mniej wyczerpującej fizycznie spotkała się z lekkim niezrozumieniem. W firmie, gdzie obecnie pracuję, w 15 osobowym dziale aż 5 kobiet jest w tej chwili w ciąży. Potrącamy się na co dzień brzuszkami i wymieniamy sensacjami o czysto fizyczno-medycznym podłożu, pracując jednocześnie jak wszyscy inni: tyle samo godzin i bez żadnych specjalnych względów.
O swojej ciąży dowiedziałam się tydzień po podpisaniu dokumentów w nowej firmie. Znając sytuację koleżanek w Polsce, bałam się, że pracodawca szybko wymyśli powód, dla którego będzie mógł zakończyć współpracę. Ku mojemu zdziwieniu, nic takiego się nie stało. Mój szef, którego zresztą bardzo cenię, uśmiechnął się i po gratulacjach powiedział, żebym się nie martwiła, bo przecież nie jestem pierwszą matką w zespole! Oni sobie poradzą. Niedługo później wezwał mnie do siebie na rozmowę właściciel przedsiębiorstwa, zapewniając, że jego firma ma charakter rodzinny, a wiele osób w niej pracujących wychowało już po kilkoro dzieci, czego życzy także i mnie. Ku mojemu zaskoczeniu, to on chciał się upewnić, czy oby nie wybieram się nigdzie po urlopie macierzyńskim. Jest to powszechna postawa izraelskich pracodawców.
Opieka medyczna
Poziom opieki medycznej, jaką kraj oferuje kobietom w ciąży i dzieciom, jest w Izraelu bardzo wysoki. Kobiety w ciąży mogą liczyć na wszelkiego rodzaju testy i badania genetyczne niemal od pierwszego miesiąca ciąży, w ramach swojego ubezpieczenia. Czas oczekiwania na badanie zależy od sytuacji, jednak pilne wizyty u specjalistów są często umawiane przez lekarzy rodzinnych poza kolejnością. Rzadko kiedy korzysta się z typowo prywatnej opieki medycznej – po pierwsze dlatego, że jest niesłychanie kosztowna (wizyta u specjalisty może kosztować nawet i ponad 1 000 NIS), ale także dlatego, że system opieki publicznej jest na tyle sprawny, że praktycznie nie ma takiej potrzeby.
Przed porodem większość kobiet, podobnie jak w Polsce, odwiedza kilka szpitali, wybierając ten, który najbardziej im odpowiada. Zapoznają się się z miejscem, z procedurami związanym z przyjęciem na oddział oraz samym porodem. Rodząca ma prawo zdecydować, jakiego porodu sobie życzy: naturalnego (bez żadnych znieczuleń), porodu siłami natury, ale ze znieczuleniem (najczęściej podawany jest epidural) lub cesarskiego cięcia. Wszystkie opcje są dozwolone i można o ich zdecydować w porozumieniu z lekarzem.
Po wypisaniu ze szpitala, za dodatkową opłatą – w dużej mierze pokrytą przez pakiet medyczny – młoda rodzina może udać się do przyszpitalnego pensjonatu, gdzie przez dzień lub dwa kobieta ma możliwość dojść do siebie po trudach porodu i, przy wsparciu położnych, nauczyć się, jak należy pielęgnować niemowlę, a także uzyskać porady dotyczące laktacji. Po takim wstępie powrót do domu wydaje się być odrobinę łatwiejszy.
Żłobki, przedszkola, nianie, stowarzyszone matki
Dzieci jest mnóstwo i ktoś musi się nimi zająć, kiedy kobiety decydują się na powrót do pracy. Izrael dysponuje ogromną liczbą żłobków i przedszkoli. Nie przesadząjac, całkiem prawdopodobne jest, że niemal na każdym osiedlu znajduje się więcej niż jedna taka placówka, co sprawia, że codzienny dojazd do nich zajmuje nie więcej niż 10 minut. Po 3 latach dziecko można zapisać do publicznego przedszkola, a następnie szkoły, które są już bezpłatne. Jak wspomniałam wcześniej, prywatne żłobki potrafią być bardzo drogie, dlatego wiele kobiet decyduje się na pozostanie w domu i opiekuje się w ciągu dnia kilkorgiem dzieci – nierzadko znajomych i sąsiadów. W Izraelu założenie placówki opieki nad dziećmi jest formalnie dużo łatwiejsze niż w Polsce.
Inną dostępną opcją jest oczywiście opiekunka; także na tym gruncie rynek wychodzi matkom naprzeciw. Ciągły napływ olim hadashim (nowych żydowskich imigrantów) powoduje, że na rynku jest mnóstwo nianiek z doświadczeniem, które, w oczekiwaniu na załatwienie wszystkich formalności, zajmują się dziećmi za opłatą. Są to najczęściej młode, wykształcone kobiety, mówiące w kilku językach, co może być ważne dla rodziców, którym zależy na utrzymaniu wielojęzykowej rodziny. Bardzo popularna jest także opcja opieki nad dziećmi z zamieszkaniem u rodziny. Rodzice zapewniają wikt i opierunek oraz wynagrodzenie w zamian za całodzienną opiekę nad kilkorgiem dzieci, przygotowywanie posiłków, pranie czy prasowanie.
Ima-Polanija
W Izraelu, który jest mozaiką kultur i tradycji, mnóstwo jest stereotypów na temat każdej nacji. Izraelczycy szczególnie jednak wyśmiewają się ze stereotypu żydowskiej matki-Polki: przewrażliwionej, wiecznie zatroskanej i umęczonej. Czy i ja będę taka? Nie wiem. Mam ku temu predyspozycje, jednak zwykle nie znajduję zrozumienia w oczach znajomych izraelskich matek. Są one o wiele bardziej zrelaksowane, mają więcej wiary w swoje możliwości – prawdopodobnie “zaprawione w boju” podczas opieki nad młodszym rodzeństwem czy obserwując liczne dzieci na swoim podwórku. Doskonale wiedzą, czego się spodziewać; mają też w sobie niezwykły optymizm pozwalający wierzyć, że będzie dobrze. Muszę się od nich jeszcze wiele nauczyć.