Śródziemnomorska zima Roberta D. Kaplana
Julia WollnerZima na Południu początkującemu podróżnikowi jawić się może jako ucieczka do krainy światła i ciepła; dla bardziej doświadczonego będzie synonimem pewnego zastoju albo przejmującego doświadczenia samotności. Kaplan nie wykorzystuje jednak symboliki śródziemnomorskiej zimy; czyni z niej raczej rozmytą plamę na osobistej osi czasu. Trudno ocenić, czy jest to zabieg świadomy, jednak rezultatowi nie można odmówić pewnego uroku.
Lektura Śródziemnomorskiej zimy Kaplana nie przynosi uniesień. Oferuje spotkanie z historią, z dawno zapomnianymi postaciami, z więcej niż poprawnymi opisami zwyczajów, spotkań czy krajobrazów. Stanowi podobno zapis podróży odbytej w latach ’70, z której pozostały niewystarczająco szczegółowe notatki. I jak takie niewystarczająco szczegółowe notatki się ją czyta: z zainteresowaniem, przyjemnie, ale z pewnym niedosytem emocji, jakiegoś poruszenia, czegoś, co pozwoliłoby podróż tę i jej opis zapamiętać na dłużej.
Przede mną rozciągała się zima jak całe życie. Jak odtworzyć poczucie nieskończonych możliwości przed nagromadzeniem wymagających uzasadnienia czynów: kiedy nie było się odpowiedzialnym w obliczu czasu, bo zawsze był czas, by naprawić błędy? – pyta Kaplan. – Wiecznie zmieniająca się sceneria daje złudzenie nieskończoności wielu szans i okazji. Trudno ocenić, które fragmenty kreślił autor wśród pustynnego tunezyjskiego chłodu albo w ciemnych zaułkach Palermo. Można mieć jednak wrażenie, że, oszołomiony tą iluzoryczną nieskończonością szans, nie przyłożył się wystarczająco do pracy, odkładając uzupełnienie zapisków na później – z nadzieją, że wspomnienia będą wystarczająco intensywne, a przemyślenia świeże.
Niestety wspomnienia blakną, a refleksja po latach, choć może dojrzalsza, bywa pozbawiona iskry. Tunezja, Sycylia, Dalmacja, Peloponez – jakże wiele widoków, barw, różnorodności, ale i podobieństw. Drobne rozbieżności i względności są esencją podróżowania, porównanie bowiem jest podłożem dla solidnej analizy – tego jest Kaplan świadomy, jednak solidnej analizy, tego porównania pejzaży, kultur czy choćby osobistych przeżyć w odwiedzonych krajach do ostatniej stronicy niestety nie znajdujemy.
Zimowa proza Kaplana jest łagodna, inteligentna, dobrze napisana, choć okoliczniki mające sytuować jego rozważania w czasie wydają się zbędne: wszystkie “tej zimy” i tym podobne mogłyby równie dobrze być wiosną, jesienią lub latem. Nadaje to książce wymiar ponadczasowości, rozpinając nad słowami pewien woal, który jednocześnie czaruje i nuży, jak chłodne miesiące będące momentem tymczasowego uśpienia. I może o to właśnie chodziło – by delikatna szarość słów, a może nawet pewna bezbarwność relacji oddała ciszę, w której słychać miarowy oddech regionu spowitego zimowym snem.
Robert D. Kaplan, Śródziemnomorska zima. Uroki historii i krajobrazu Tunezji, Sycylii, Dalmacji oraz Peloponezu, tłumaczył Marek Grzanka, Sprawy polityczne, Warszawa 2009