Szawuot
Julia WollnerSzawuot, czyli żydowskie Święto Tygodni, obchodzone jest 50 dni po Pesach. Celebruje żniwa i zbiory pierwszych owoców; z tego względu nazywa się je także Świętem Pierwocin. Podczas nabożeństw czyta się Księgę Rut. Zawarta w niej nauka przypomina znaną nam starogrecką sentencję...
Szawuot jest radosnym świętem o rolniczym charakterze; w przeszłości określało dzień początku zbiorów pszenicy, najpóźniej dojrzewającego zboża (w pierwszej kolejności odbywały się żniwa jęczmienia, które wyznaczało święto Pesach). W nawiązaniu do odczuwanej wdzięczności za hojność natury, zarówno synagogi, jak i prywatne domy przystraja się na zielono, dekoruje kwiatami i gałązkami. Rodziny spożywają dania z sera i mleka oraz chleb z nowego zboża.
Tekstem kojarzonym ze świętem Szawuot jest odczytywana podczas porannego nabożeństwa Ksiega Rut – prawdopodobnie dlatego, że opisywane w niej wydarzenia rozgrywają się podczas żniw. Nie ma ona jednak nic wspólnego z bukolikami – stanowi raczej zaskakująco rewolucyjną opowieść, która inspirować i skłaniać do przemyśleń może po dziś dzień.
Rut była Moabitką – pochodziła z nielubianej przez Izraelitów krainy położonej na wschodnim brzegu Morza Martwego, a więc na terenie dzisiejszej Jordanii. Jej mąż Machlon, wraz z całą rodziną, w tym matką Noemi, przybył do Moabu z Betlejem, chroniąc się przez głodem, który nawiedził Judeę. Małżeństwu nie było dane cieszyć się sobą zbyt długo, a gdy Machlon, a także jego ojciec i brat, umarli, teściowa Rut, Noemi, postanowiła wrócić w swoje rodzinne strony.
Ku zaskoczeniu wszystkich, Rut, która bardzo kochała swoją teściową, zdecydowała, że pójdzie razem z nią. Niech mi uczyni Pan cokolwiek zechce, a jednak tylko śmierć odłączy mnie od ciebie – powiedziała do matki zmarłego męża. Kiedy dotarły już do Betlejem, Rut czekało wiele ciężkiej pracy, by wyżywić siebie i Noemi. Zbierała kłosy na polu należącym do bogatego krewnego teściowej, niejakiego Boaza. Jej pełna determinacji i troski postawa zachwyciła mężczyznę, który niebawem poprosił ją o rękę. Ich syn, Obed, był dziadkiem króla Dawida (a więc także dalekim przodkiem Jezusa).
Historia ta, tocząca się przed tysiacami lat, zaskakuje na wiele sposobów. Pierwszym z nich jest otwartość na inne kultury, zarówno ze strony Rut, jak i jej pierwszego męża. Przedstawiciele wrogo nastawionych do siebie nacji stają się rodziną na przekór uprzedzeniom, różnicom, trudnościom. Co więcej, Rut dokonuje niełatwej decyzji dwukrotnie – nie tylko poślubia mężczyznę z innego kraju, ale także, po jego śmierci, decyduje się w tym kraju zamieszkać, porzucając własny dom, krewnych, przyjaciół. Ten z całą pewnością trudny krok stanowi ostateczne odwrócenie się od swojego dawnego życia, rozpoczęcie zupełnie nowej podróży. W czasach i kulturze, gdzie najważniejsze zdawało się przywiązanie do tradycji, było to posunięcie niespotykane i zadziwiająco odważne. Postawa Rut – wdowy, a więc kobiety pozbawionej najważniejszej w tamtej epoce podpory – to także niezwykły przykład kobiecej siły: nie tylko wyrusza ona w nieznane, ale także gotowa jest walczyć o przetrwanie swoje i osoby, za którą czuje się odpowiedzialna. Jest wreszcie w tej historii motyw niegasnącej nadziei na lepsze jutro, jakże pięknie splatającej się z pełną życia porą roku, kiedy świętuje się Szawuot.
W rodzinie mojego męża nigdy specjalnie nie celebrowano Święta Tygodni; dziś chyba po raz pierwszy rozmawiamy o jego znaczeniu i związanych z nim tradycjach. Czy jest w nas otwarcie na Innego, a także na nieznane, na niespodziewane? Czy gotowi jesteśmy na nowe, czy kurczowo trzymamy się przeszłości? Czy godzimy się na zmiany, choćby bolesne i trudne, które w dalszej perspektywie pomogą nam żyć lepiej?
Jakże znajomo brzmią te pytania, jakże wiele razy już je sobie stawialiśmy… Pobrzmiewa w nich niesłabnące echo antycznego panta rhei, pogłos myśli Heraklita: zmiana jest jedyną składową rzeczywistości, której możemy być naprawdę pewni. Rut zdaje się przekazywać nam tę samą prawdę. Czy wejdziemy do Heraklitowej wody, sięgniemy po Rutowe kłosy? Celebrowane dzisiaj plony i owoce czekają…