Wieczne Miasto. Przetrwało stulecia, przetrwa i pandemię
Karolina DataPierwsze skojarzenie z Rzymem, jaki znamy, to obraz gwarnego miasta z milionami turystów, skąpanego w promieniach słońca. Jednak i tu, rok temu, życie musiało się zatrzymać.
Pierwsze skojarzenie z Rzymem, jaki znamy, to obraz gwarnego miasta z milionami turystów, skąpanego w promieniach słońca. Gdybyśmy chcieli zajrzeć do statystyk ruchu turystycznego, dowiedzielibyśmy się, że w latach poprzedzających pandemię stolicę Włoch odwiedzało corocznie około 10 milionów osób, a zwiedzających wciąż przybywało. Jeszcze w styczniu 2020, aby zrobić efektowne zdjęcie pod Koloseum, bez wszechobecnych kolejek do kas w tle, trzeba było cierpliwie odczekać dłuższą chwilę. Zaraz później życie na całym świecie właściwie się zatrzymało. Globalna pandemia wymusiła na nas wkroczenie w nową epokę; w nowej rzeczywistości żyje także Wieczne Miasto, które zmieniło się nie do poznania.
Wieści o pierwszych przypadkach koronawirusa w Italii przyjmowano w Rzymie z nieufnością, potem z coraz większym niepokojem; pojawiało się zdezorientowanie, poprzez panikę, aż do akceptacji sytuacji. Zapytani o pierwsze wrażenia rzymianie pewnie wspomnieliby o znikających w okamgnieniu ze sklepów i aptek maseczkach i żelach do dezynfekcji, w tym o słynnej Amuchinie. Śledzenie krzywej wzrostu zakażeń, pnącej się nieustannie w górę, wzmagało nerwowość. Ostatecznie zarządzono lockdown. Wieczne Miasto zamarło i wyludniło się; z tłumów na ulicach pozostało może 10%. I choć szczęśliwie stolica Włoch nie poniosła strat tak dużych, jak miasta lombardzkie, w tym Bergamo – uznane poniekąd za symbol tej epidemii w Italii – to jednak i tu, w sposób nieunikniony, odczuwa się skutki przetoczenia się żywiołu, który ogarnął cały kraj.
Kilka pięter nad ziemią
Gdy dla całych Włoch ogłoszono kwarantannę, a gwarne dotąd ulice opustoszały, włoski temperament i poczucie humoru dały się poznać z nowej strony. Życie towarzyskie toczyło się na balkonach, a pogawędki z sąsiadami z piętra stały się kluczowym elementem codzienności. Właśnie to odkrywanie na nowo, czym jest społeczność i jak ważna jest bliskość drugiego człowieka, nadały w dużej mierze ton pierwszym miesiącom epidemii. Próby znalezienia odrobiny normalności w nienormalnych czasach uwiecznili na zdjęciach Alex Majoli i Marco Di Lauro, twórcy The COVID-19 Visual Project. Majolego pandemia zastała w Reggio Emilia – tam zrobił pierwsze zdjęcia. Potem przeniósł się do Palermo, by następnie fotografować także inne ważniejsze miasta, w tym Rzym i Mediolan. Czarno-białe fotografie skupiają się na emocjach towarzyszących pierwszym miesiącom pandemii. Drugi artysta, Marco Di Lauro, na swoich zdjęciach uwiecznił przede wszystkim stolicę, gdzie spędził lockdown. Jego Rzym jest cichy, wręcz wymarły. Na wyludnionych ulicach i placach wzrok przyciągają detale, wcześniej umykające w tłumie i w feerii barw. Na zdjęciach z innej serii widzimy ludzi toczących codzienne życie na balkonach swych kamienic: uprawiają sport, łapią pojedyncze promienie słońca, gawędzą z sąsiadami. Przez pierwsze dni lockdownu o 18:00 wychodzą na tarasy, by śpiewać uprzednio wybrane piosenki, poczynając od hymnu Mameliego. Ich świat przeniósł się ponad miasto. W oknach rozwiesza się plakaty i banery z podnoszącymi na duchu napisami; wśród tych, które zostały na dłużej, jest Andrà tutto bene (“Wszystko będzie dobrze”), widoczne nawet na balkonie burmistrza Rzymu na Kapitolu.
Mimo zamkniętych okiennic do mieszkań dociera także to, co nadwątla nadzieję – jak dźwięk karetek pędzących do szpitali. Pacjentów z koronawirusem przyjmuje nie tylko Spallanzani (Narodowy Instytut Chorób Zakaźnych Lazzaro Spallanzani przy via Portuense – przyp. red.); centra covidowe utworzono także w Poliklinice Gemelli i wojskowym szpitalu na wzgórzu Celio. Do badań antygenowych tworzą się kolejki. W tym względzie niewiele się zmieniło – jeszcze długo stanowić będą szarą rzeczywistość miasta. Podobnie jak wszechobecne maseczki i rękawiczki, żele dezynfekcyjne i mierniki temperatur przy wejściach do sklepów, muzeów, kościołów. Kolejki tworzyły się też, siłą rzeczy, do sklepów spożywczych. Stano więc cierpliwie, kilometrami, w odpowiedniej odległości, nie tylko na zewnątrz, lecz i w… Internecie. Zdecydowana większość rzymian kupowała najpotrzebniejsze produkty z dostawą do domu; gigantyczne zainteresowanie tą usługą sprawiało, że podstawowe artykuły znikały w kilka sekund, a system się przeciążał. Nie tylko w Polsce drożdże zostały hitem zakupowym – także w stolicy Włoch toczono o nie walki, najczęściej w środku nocy.
Kolejki i puste sklepowe półki to jednak nie jedyne problemy, z jakimi musiała zmierzyć się stolica. Wiele biznesów zamknęło swoje drzwi na zawsze, tak w Rzymie, jak i w okolicznych miasteczkach, na przykład w małym Tivoli, gdzie tuż po zakończeniu lockdownu większość barów i sklepików stała wciąż zamknięta. Na szczęście swe podwoje, nie tylko online, otworzyły przynajmniej muzea i atrakcje turystyczne. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że zabytki pozostały jedną z niewielu rzeczy niezmiennie trwających od czasów sprzed pandemii.
Zarazy stare jak świat
Koronawirus to zresztą nie pierwsza pandemia, jaką przeżyło Wieczne Miasto, i nie pierwsza zaraza, jaka wkroczyła w jego mury. O epidemiach w starożytnym Rzymie wspominał już Tytus Liwiusz, pisali także poeci, jak Wergiliusz czy Lukan. Choć tak naprawdę najbardziej zaraźliwe choroby zaczęto rozróżniać i nazywać dopiero od około XV wieku, to już od czasów starożytnych znano chociażby gruźlicę i malarię. Plagom łatwiej było się rozprzestrzeniać i mutować, biorąc pod uwagę warunki i styl ówczesnego życia, w którym każdy myślał tylko o sobie, jak gorzko zauważył w Dekameronie Boccaccio. Czy zresztą tak wiele się od dawnych czasów zmieniło? Jedną z bardziej znanych epidemii jest ta, która wybuchła niedługo po zagładzie Pompejów, za panowania Tytusa. Regularnie choroby przynosiła wojna, stanowiąca przecież niemal podstawę istnienia antycznego świata. Jedna z największych pandemii starożytności przybyła do stolicy imperium wraz żołnierzami, którzy brali udział w starciach z Partami. Skala zarazy Antoninów, jak ją potem nazywano, była bardzo duża: zmarło ponad 5 milionów ludzi. Zapiski historyczne sugerują, że ofiarą epidemii padł także cesarz Marek Aureliusz. Kolejny atak śmiercionośnej choroby, zwany plagą Cypriana – od imienia biskupa Kartaginy, który ją opisał – mógł być kolejnym wybuchem tego, co spowodowało zarazę Antoninów; także wówczas w samym Rzymie umierało dziennie tysiące osób. W 593 roku jeszcze jedna epidemia w mieście, równie śmiercionośna, miała zostać zatrzymana także dzięki wsparciu ikony Salus Populi Romani, przed którą także w następnych wiekach papieże będą prosić o wstawiennictwo. Po tak zwanej dżumie Justyniana (750 r.), która niemal zaważyła na upadku imperium, zapanował chwilowy spokój. W końcu jednak plaga powróciła, choć zastała już nie stolicę wielkiego imperium, a miasto stanowiące część Państwa Kościelnego. Czarna śmierć, przekleństwo XIV-wiecznej Europy, nie oszczędziła Wiecznego Miasta, leżącego na skrzyżowaniu szlaków i stanowiącego cel wielu pielgrzymek. Co ciekawe, właśnie wtedy zaczęto wprowadzać coś, co poprzedziło pojęcie dzisiejszej kwarantanny. Zarówno osoby chore, jak i te, którym dżuma zabrała życie, były lokowane w miarę możliwości poza miastem. Choroba wróciła jeszcze raz, w 1894 roku. Wtedy to właśnie ulicami Rzymu przeszła procesja z krzyżem z kościoła św. Marcelego, przed którym o ustanie pandemii modlił się rok temu papież Franciszek.
Szczęśliwie plagi po czarnej śmierci ustały na stulecia, aż do czasów bardziej nam współczesnych. W 1837 roku przez Europę przeszła cholera, a najstarsi mieszkańcy Wiecznego Miasta byli maleńkimi dziećmi, gdy, wiosną 1918 roku, trafiła doń epidemia grypy hiszpanki. W swoim okrutnym żniwie zabrała ona między innymi wszystkich mieszkańców jednej z kamienic na via Chiana. Raz jeszcze więc w historii dały o sobie znać wojenne okopy, przyczyniając się ponadto dotkliwie do zubożenia sporej części Włoch. Tym razem jednak medycyna mogła stanąć do walki z groźnym przeciwnikiem. Z początkiem roku 2020 przyszedł koronawirus.
Świat po apokalipsie
Jak po każdej pladze z przeszłości, także teraz miasto zdaje się odżywać. Mimo częściowo powracających obostrzeń, przywraca powoli swój dawny charakter. I choć pełnia swobody wciąż nie jest możliwa, to życie na ulicach zagościło od nowa i nie zamierza się już nigdzie wycofać.
Równo rok po poprzednim lockdownie, także i te święta wielkanocne Włosi spędzili ograniczeni surowymi restrykcjami – cały kraj stał się strefą czerwoną. Poświąteczne dni przyniosły jednak poluzowanie tych zasad, a czerwone pozostają jedynie cztery regiony: Kampania, Apulia, Sardynia i Valle d’Aosta. Pozostały obszar kraju, w tym Lacjum, objęty jest strefą pomarańczową. Nie znaczy to jednak, że dopuszczona jest całkowita swoboda, wręcz przeciwnie. Wciąż obowiązuje godzina policyjna – od 22 do 5 rano. Spotkania nie są rekomendowane. Dla najmłodszych klas otwiera się jednak szkolnictwo, i, jak zostało potwierdzone, ministerstwo przygotowuje się także do powolnego dopuszczania do tradycyjnej formy nauczania wyższych klas, na razie z ograniczeniami obecności. Powoli do życia wracają także bary i restauracje, dotychczas niestrudzenie pracujące w formie “na wynos” i “na dowóz”. Po ostatnich protestach restauratorów zapowiedziano jednak, że w końcu kwietnia i przez cały maj podjęta zostanie próba odmrażania tego sektora.
Wirus niestety wciąż daje o sobie znać, a kliniki są przepełnione. W rzymskich szpitalach liczba osób oczekujących jednocześnie na pogotowiu waha się od około 20 do nawet 100 w Poliklinice Gemelli. Chorzy ciężko przechodzący koronawirusa trafiają najczęściej na intensywną terapię, która ma bardzo ograniczoną liczbę miejsc. Pod znakiem zapytania pozostaje więc dalszy powrót do całkowitej normalności, a w bliższej perspektywie – także wakacje. Jak podaje “Il Messaggero”, wielu Włochów już teraz zdecydowało się spędzić tegoroczne urlopy na pokładach wynajętych statków lub na mniejszych wyspach. Ich mieszkańcy przygotowują się na przybycie turystów między innymi poprzez masowe szczepienia, choć zdania zarządzających poszczególnymi regionami dość mocno się w tej sprawie różnią. Regiony nadmorskie, jak Liguria, gdzie łatwo można zarezerwować wakacyjne domy, także starają się optymistycznie patrzeć w przyszłość.
Rzym, choć wciąż podtrzymuje ofertę wirtualnych podróży po muzeach, nieśmiało otwiera się już także poza Internetem. Jak do tej pory, sporadyczne wizyty, głównie Amerykanów i Brytyjczyków, nie pomogły jednak hotelarzom, którzy w okresie świątecznym znów ponieśli w tym roku straty. Wszyscy liczą jednak na poprawę sytuacji. W ostatnich miesiącach otwarto dla zwiedzających odrestaurowane Mauzoleum Augusta – historia miejsca przyciągnie z pewnością wielu turystów. Najnowszy przewodnik wydany przez Lonely Planet, a poświęcony 48 godzinom, jakie można spędzić w Wiecznym Mieście, ma równie dużą szansę ożywić ulice włoskiej stolicy. Liczy ona jednak przede wszystkim na rodzimych odwiedzających. Wciąż nie wiadomo bowiem, jakie rozwiązania zostaną podjęte na świecie w kwestii podróży lotniczych. Bardzo prawdopodobne jest, że poza obowiązkowymi badaniami na obecność wirusa, chcąc przekroczyć granice Włoch, trzeba będzie okazać paszport potwierdzający szczepienia. Miałby on wejść w użycie na terenie Unii jeszcze przed wakacjami. Jak chciałby minister ds. turystyki, Massimo Garavaglia, badania antywirusowe miałyby być szybkie i jak najczęstsze – wykonywano by je więc nie tylko przy wjeździe do kraju, ale i w wypadku przemieszczania się wewnątrz, po upływie tygodnia w jednym miejscu. Takie obowiązkowe testy wewnętrzne funkcjonują już chociażby na największych wyspach – Sardynii i Sycylii.
Dziś, w obliczu trzeciej fali, mówi się, że dotychczasowa liczba ofiar pandemii w Italii stanowi równowartość ogółu mieszkańców Florencji. Niektórzy uważają, że jest znacznie większa niż zapisana w oficjalnych danych. 18 marca obchodzono po raz pierwszy dzień pamięci o ofiarach koronawirusa – stanowił on jednocześnie rocznicę najsmutniejszych chwil w najnowszej historii Bergamo, gdy przez opustoszałe miasto przejeżdżał konwój ciężarówek z trumnami. W Rzymie i całych Włoszech liczba zakażeń rośnie, lecz, podobnie jak w Polsce, ludzie przyzwyczaili się już do abstrakcyjnej, nowej rzeczywistości. Broni jednak nie składają, mając nadzieję, że uda im się podnieść. Tym bardziej, że pojawiło się przysłowiowe światełko w tunelu. Region Lacjum wykonuje szczepienia jako jeden z najszybszych w kraju, dzieląc podium z Lombardią i Veneto. Mieszkańcy Wiecznego Miasta są tacy, jak ich stolica – nawet jeśli nie wieczni, to w jakiś sposób niepokonani, próbując wyjść cało z opałów, bez większych szkód. I choć każda epidemia wydaje się groźniejsza od poprzedniej, to zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie chciał spacerować po rzymskich forach, w cieniu Koloseum. Dopóki ono stoi, to stać będzie także Rzym.