Złote kamyki
Monika Utnik-StrugałaLubię szlaki nieoczywiste, pod prąd utartym schematom. Dlatego od kilku lat omijam we Włoszech renesansowych mistrzów i, na przekór wszelkim zachwytom, unikam ich idealnych bohaterów o dopracowanych proporcjach ciała i nieskazitelnie szlachetnych rysach, odzianych w łagodnie układające się tkaniny, których miękkość wydaje się niemal namacalna. Wybieram trudniejszą drogę, choć jakże atrakcyjną wizualnie: drogę spowitą w złoto.
Jak Rzym, to barok i starożytne ruiny – skojarzenie jest tak natychmiastowe i jasne, że trudno z nim polemizować. A jednak można się sprzeczać. I nawet trzeba. Bo Rzym epatuje nie tylko formą i wielkością, ale migocze też tysiącami złotych kamyków.
Tuż przed moim ostatnim wyjazdem do włoskiej stolicy trafiłam na książkę Ewy Bieńkowskiej Spacery po Rzymie – publikację, z której niezwłocznie uczyniłam swój przewodnik, wytyczając sobie nowy szlak rzymskich wędrówek. Szlak prowadzący śladem wczesnośredniowiecznych mozaik.
Lateran, Santa Maria Maggiore, Santa Cecilia in Trastevere, Santa Maria in Trastevere, Santa Prassede, Santa Prudenziana – po czterodniowym intensywnym zwiedzaniu mozaiki zlewają mi się w jedną całość o złotej poświacie. Wybieram dwa kościoły, znajdujące się najbliżej mojego hotelu, i wracam do nich wieczorami, by jak najmocniej wyryć sobie w pamięci historie, które opowiedziane są w ich apsydach.
Tuż obok bazyliki maryjnej stoi moja ulubienica, Santa Prassede, z wielobarwnym mozaikowym tłumem postaci i scen. Patrząc z dołu łuk apsydy i łuk triumfalny nakładają się na siebie, potęgując wrażenie, że wszystkiego jest aż nadto. Na chmurze w centrum mozaiki stoi błogosławiący Chrustus, towarzyszą mu św. Piotr i Paweł oraz papież Paschalis I, który ufundował kościół – wszyscy ujęci lekko pod kątem, ale tradycyjnie jeszcze patrzący nieobecnym wzrokiem na wprost. Dalej chóry anielskie oraz święci i apostołowie ściśnięci mocno, jak chce bizantyjska maniera, w jedną zwartą grupę. Zostawiam ich na chwilę i przechodzę do kaplicy św. Zenona usytuowanej w bocznej nawie. Wyobraźmy sobie, że zamknięto nas w celi wybitej złotem i na tym tle ułożono figury o barwach esencjalnych, zaczerpniętych z pieca alchemicznego, gdzie wytwarzają się prakolory wszystkich rzeczy – pisze Ewa Bieńkowska. Cztery anioły w czterech rogach kaplicy podtrzymują popiersie Chrystusa w centrum sklepienia. Małe, ciasne pomieszczenie sprawia, że jeszcze intensywniej czujemy niemą obecność Boga, jeszcze dobitniej przemawiają do nas głęboki granat, czerwień, ciemna zieleń i złoto. W kościele odbywa się msza dla niewielkiej grupki wiernych, ale dźwięki modlitwy dziwnie nie dochodzą do kaplicy. Jestem tu sama, śledzona przez kilka par oczu obserwujących mnie z sufitu – w takie wieczory najmocniej odczuwa się wiek murów. Kiedy wychodzę z kaplicy do nawy głównej, oślepia mnie jasna przestrzeń i strzelające pod sufit starożytne kolumny z granitu.
Mozaiki z Santa Maria Maggiore i Santa Pressede tkwią jeszcze głęboko w epoce bizantyjskiej. Ale są w Rzymie złote dzieła, które zdają się już mówić innym językiem. To mozaiki w bazylice Santa Maria in Trastevere. Chodzi jednak nie o te główne w apsydzie, lecz o ciąg niewielkich scen z życia Maryji stworzonych ręką Cavalliniego. Malarz i mozaikarz późnego średniowiecza, dekadę starszy od Giotta, nieśmiało jeszcze, ale z pełnym przekonaniem zaczyna przepracowywać maniery bizantyjskie, kładąc podwaliny pod nową epokę. Doszukiwanie się w jego sztuce pierwszych zapowiedzi renesansu sprawia mi autentyczną frajdę. Z zaangażowaniem dziecka śledzę więc wzrokiem po scenach Narodzin Maryi, Zwiastowania, Zaśnięcia i w końcu odnajduję w nich kilka znamiennych cech. Na przykład to, że w postaciach Cavalliniego jest zdecydowanie więcej życia, ich ruchy i gesty są bardziej elastyczne, naturalne. Do tego w tle pojawiają się skrótowe, ale finezyjnie naszkicowane krajobrazy i architektura z ładnie wyprowadzoną perspektywą. Styl narracji przerasta wszystkie mozaiki, które do tej pory widziałam w Rzymie. I choć Cavallini gęsto kładzie złoto, czerpiąc z kultury Bizancjum, sposób, w jaki przedstawia treść, zapowiada już nowożytne czasy.