artykuły styl życia osobiście

Zwyczajne

Julia Wollner

Ze wzruszeniem oglądam niepozowane, czasem rozmazane fotografie, niepoprawione w programie graficznym. Jest na nich wszystko, na co prawie nie zwracaliśmy uwagi, a co dziś sprawia, że oczy wilgotnieją niczym przy siekaniu mocno aromatycznej cebuli.

Otwieram z córkami komputerowy folder ze zdjęciami sprzed 10 lat. Od tak, trochę przypadkiem, szukając potrzebnego dokumentu wśród tysięcy plików zapisanych na twardym dysku. Dekadę temu – jak odkrywam – byłam bardzo zorganizowana; fotografie uporządkowane są tematycznie, z podziałem na miesiące, metodycznie ułożone i posegregowane. Spodziewam się, że córki w pierwszej kolejności sięgną po “Wyprawę na Pustynię Judzką 2010” czy “Włochy lipiec 2011”. A jednak pomyłka – szybko wyszukują kursorem albumy o dużo bardziej prozaicznych tytułach. Prym wiodą “Pierwsza kąpiel Tullii”, “Sprzątanie”, “Gotujemy makaron”, “W parku” i “Spacery z psem”. Przez chwilę protestuję, chcąc przenieść się myślą do ciepłych zakątków świata; prędko jednak kapituluję, wzruszona prostotą obrazów sprzed lat. Moja najstarsza córka, raczkująca wśród sterty prania albo pogryzająca bez najmniejszego grymasu plasterek cytryny w zabałaganionej kuchni. Mój mąż, jeszcze z burzą czarnych loków na głowie, próbujący skręcić regał na książki. Ja wystawiająca faktury na komputerze, z głodnym niemowlęciem u piersi. Nasz włoski przyjaciel, emerytowany wenecki profesor, z wizytą w Warszawie. Nie mogliśmy wtedy wiedzieć, że ostatnią. Fotografie niepozowane, czasem rozmazane, niepoprawione w programie graficznym. Zwyczajne. Na nich: wszystko, na co prawie nie zwracaliśmy uwagi, a co dziś sprawia, że oczy wilgotnieją, niczym przy siekaniu mocno aromatycznej cebuli.

O szukaniu bardzo ważnego dokumentu prędko zapominam. Ja, wiecznie utyskująca na konieczność ciągłego sprzątania, z rozkoszą odkurzam wspomnienia. Te najbardziej powszednie – pachnące przypalonym obiadem, trochę pogniecione, z kilkoma dziurami do zacerowania. Wieczorem, przed zaśnięciem, myślę, że mam wszystko. To wszystko nazywa się codzienność.