Andreas Viestad, Obiad w Rzymie. Historia świata w jednym posiłku
Julia WollnerPromocja Obiadu w Rzymie Andreasa Viestada wydawała się w ostatnich tygodniach niezwykle intensywna; okładkę książki dostrzec można było dosłownie wszędzie. Czy za świetnie pomyślanym planem marketingowym kryje się równie ciekawa treść?
Promocja książki Obiad w Rzymie. Historia świata w jednym posiłku była w ostatnich tygodniach niezwykle intensywna – okładka z włoskimi motywami przewijała się na prawie wszystkich znanych mi blogach, na instagramowych profilach dziennikarzy i celebrytów, u krytyków literackich i u influencerów. Choć zwykle takie działania wydawcy wywołują u mnie niechęć do lektury, tym razem wyczekiwałam przesyłki ze sporą dozą niecierpliwości. I to wcale nie ze względu na Rzym w tytule.
Nie uważam się za smakosza, a gotować nie umiem i nie lubię; fascynuje mnie jednak historia jedzenia, a jeszcze bardziej (i szerzej) – jego antropologia. Symbolika pokarmów, ich rola w kulturze, pokarmowe tabu – to moje koniki. Przyznam więc, że, choć jestem italianistką, od Wilczycy Kapitolińskiej i Tybru na obwolucie bardziej zainteresował mnie podtytuł książki, jak również kilka haseł, którymi reklamowano publikację. Wyrusz szlakiem smaków i składników, które zmieniły naszą cywilizację – ten wydał mi się szczególnie frapujący. Pomysł na książkę również jawił mi się jako dosyć udany. Andreas Viestad, norweski felietonista i krytyk kulinarny, podczas jednego z licznych pobytów w uwielbianym przez siebie Wiecznym Mieście, odwiedza La Carbonarę, znaną restaurację na Campo de’ Fiori. Spożywając posiłek, snuje opowieść o historii świata i historii jedzenia, a może raczej o tym, jak bardzo losy świata były od jedzenia zależne. Swój wywód dzieli na tematyczne działy: Chleb, Oliwa, Sól, Makaron, Pieprz, Wino, Mięso, Cytryna; dodaje też do nich Ogień, a więc rozważania o jednym z najważniejszych odkryć ludzkości. Wszystko to przeplata wzmiankami o swej ulubionej restauracji i daniach, które znajdziemy w jej karcie.
Jakie wrażenie wywarła na mnie ta opowieść? Obiad w Rzymie czyta się szybko i gładko; opowieść jest zajmująca i niebanalna. Ciekawostek, na które bardzo czekałam, znajdziemy tutaj sporo; wiele z nich nie zostało wcześniej przytoczone w innych dostępnych w Polsce wydawnictwach. Odrobinę przeszkadzał mi natomiast brak zdecydowania autora, który zdawał się nieustannie wahać: czy skupić się na Półwyspie Apenińskim, czy jednak zarysować historię naszych związków z poszczególnymi produktami na szerszym tle. Ci, którzy spodziewają się książki o Italii, z zaskoczeniem odkryją, że tytułowy obiad w Rzymie w większości rozdziałów stanowi tylko pretekst do rozpoczęcia gawędy. Z drugiej strony, czytelnik, który szuka całościowego ujęcia – nawet przy założeniu, że do czynienia mamy z książką bardzo daleką od naukowego dyskursu – może poczuć się zdziwiony faktem, że Viestad raz po raz Italię w swej opowieści opuszcza, jednak nowe kierunki dobiera według nie zawsze klarownego klucza. Nierzadko pomija też dosyć znane historie, które ubarwiłyby jego wywód jeszcze bardziej. Może to jednak kwestia moich osobistych preferencji, nie zaś rzeczywistych uchybień autora? Najlepiej będzie, jeśli spróbujecie przekonać się sami. Próba ta na pewno nie będzie czasem straconym.