Podróż w czasie. Przystanek Cinecittà
Julia WollnerIdą. Jeden szybkim, marszowym krokiem; drugi, choć lepiej zbudowany, z piękną sylwetką zawodowego żołnierza, wygląda na mocno zaspanego. Obserwuję, jak w krótkich tunikach wychodzą z uliczki z prawej strony placu. Wbrew pozorom, nie jesteśmy wcale gdzieś daleko w przeszłości. W kieszeni mam przecież telefon i kartę kredytową. Owszem, jest okropnie gorąco. Jedynym miejscem, gdzie można skryć się przed upałem, są schody świątyni Jowisza Najlepszego Największego, wznoszącej się nieopodal miejsca, w którym odczytuje się dekrety i obwieszczenia. Od nadmiaru słońca jest mi ciut niedobrze, mimo że nie zajadałam się dzisiaj garum – słonym i zapewne okropnie cuchnącym sosem ze sfermentowanych ryb, który przed wiekami używano trochę jak dzisiejszy ketchup. Obok mnie zasiada elegancki mężczyzna, krzyczący coś do swojej komórki. Czy już wszystko mi się pomieszało przez ten upał?
Mimo że słynna powieść Henryka Sienkiewicza Quo Vadis zaczyna się od równie sławnego zdania: Petroniusz obudził się zaledwie koło południa i, jak zwykle, zmęczony bardzo (…), ten dzień rozpoczął się dla wielu bardzo wcześnie. Chociaż był dopiero kwiecień i mijała właśnie kolejna rocznica założenia Rzymu, panowała zbytnia duchota, aby spać. Poza tym Kwintus był okropnie zmęczony po wczorajszym suto zakrapianym przyjęciu, a gdy bolała go głowa, nigdy nie był w stanie zmrużyć oka. Za dużo wina, za dużo ostro przyprawionych przysmaków pochodzących wprost z Aleksandrii. Jego przyjaciel Marek naprawdę wyprawił wczoraj niezwykłą ucztę.
Byli przyjaciółmi od dzieciństwa, choć ich życiorysy bardzo się od siebie różniły. Kwintus zajmował się handlem tekstyliami; jego życiowym celem było zostanie dostawcą tkanin dla samego Cezara. Marek robił karierę w wojsku. Kwintus zerknął na przyjaciela, który leżał nieruchomo na ławie obok. Dał mu kuksańca w bok, aby się obudził, ale ten mruknął tylko coś niewyraźnie. Kwintus podniósł się więc i zaczął rozmyślać, co by tu zjeść na śniadanie. Chleb z serem i miodem? Kartagińską owsiankę? Resztki z wczoraj, obficie doprawione garum? W końcu zdecydował się na krótki poranny post, tym bardziej, że z ulicy dobiegał już gwar i harmider, dużo większy niż zwykle – Kwintus z wrodzoną sobie ciekawością postanowił wyjść poza mury swojego domu, aby dowiedzieć się, czym spowodowany był ten okropny zgiełk. Pewnie odczytywać będą nowe rozporządzenie senatu. Już od kilku dni wszyscy szeptali, że w związku z planowaną nową kampanią wojenną, podatki znowu pójdą w górę… A niech to szlag. Marka trzeba chyba jednak obudzić. Pobiegną razem na forum posłuchać, co znowu wymyślili panowie w togach.
Pociąg do antyku
Idą. Jeden szybkim, marszowym krokiem; drugi, choć lepiej zbudowany, z piękną sylwetką zawodowego żołnierza, wygląda na mocno zaspanego. Obserwuję, jak w krótkich tunikach wychodzą z uliczki z prawej strony placu. Wbrew pozorom, nie jesteśmy wcale gdzieś daleko w przeszłości. W kieszeni mam przecież telefon i kartę kredytową. Owszem, jest okropnie gorąco. Jedynym miejscem, gdzie można skryć się przed upałem, są schody świątyni Jowisza Najlepszego Największego, wznoszącej się nieopodal miejsca, w którym odczytuje się dekrety i obwieszczenia. Od nadmiaru słońca jest mi ciut niedobrze, mimo że nie zajadałam się dzisiaj garum – słonym i zapewne okropnie cuchnącym sosem ze sfermentowanych ryb, który przed wiekami używano trochę jak dzisiejszy ketchup. Obok mnie zasiada elegancki mężczyzna, krzyczący coś do swojej komórki. Czy już wszystko mi się pomieszało przez ten upał? Krótkie tuniki obok iphone’ów? Otóż nie. Nie wsiadłam w wehikuł czasu, tylko w zwykle, rzymskie metro linii A, które z Piazza di Spagna zawiozło mnie wprost do jednego z najsłynniejszych studiów filmowych świata: Cinecittà. Po drodze do starożytnego Rzymu obejrzałam jeszcze ulicę znaną mi z filmu Gangi Nowego Jorku i spędziłam kilka chwil w borgo medievale, średniowiecznej osadzie, która w zależności od kaprysu filmowców zamienia się w Asyż, Weronę lub jedno z toskańskich miast; Gabriele Muccino kręci tu teraz swoją wersję Romea i Julii. Szkło zastępuje plastik, a potężne budowle są puste w środku. Z zewnątrz wyglądają jednak imponująco i tak prawdziwie, że moje udo, wystające spod kusych spodenek, jest już czerwone od szczypania. Co chwilę muszę upewniać się, czy nie doznałam pomieszania zmysłów.
Scorsese i Via Sacra
Wizyta w Cinecittà jest wspaniałą przygodą, bez względu na to, czy jesteście miłośnikami historii, czy nie, czy interesuje Was archeologia i antyczne zabytki, czy też macie je w zupełnym poważaniu. Amatorzy srebrnego ekranu z przyjemnością zwiedzą zapewne ekspozycję w tutejszych pawilonach, podziwiając dekoracje wnętrz z różnych epok, piękne, ręcznie szyte kostiumy, niezliczoną ilość rekwizytów. Tęskniący za dalekimi wyprawami docenią chwile spędzone w łodzi podwodnej, odtworzonej w najdrobniejszym szczególe. Miłośnicy włoskiego kina przysiądą na kilka minut, aby wziąć udział w projekcji jednego z filmów dokumentalnych – bezcenne jest w końcu usłyszeć, jak Martin Scorsese narzeka z przekąsem na włoski bałagan i zamęt! Nie lada atrakcją jest nawet wizyta w toalecie, która w niczym nie przypomina klasycznej muzealnej ubikacji.
Zdecydowanie największe wrażenie robi jednak ogromny plan filmowy serialu Rzym, emitowanego także w Polsce przez HBO. To właśnie tu wydawało mi się, że zobaczyłam mężczyzn w tunikach, mimo że koło mnie siedział pan w eleganckim garniturze. Sugestywnie, z ogromną dbałością o detale, odtwarza on wygląd Wiecznego Miasta kilkadziesiąt lat przez narodzeniem Chrystusa, a dokładnie – w czasach Juliusza Cezara. Podczas zwiedzania możemy przejść się słynną rzymską Via Sacra, podziwiać Basilica Iulia, poczuć jak zwycięzcy wodzowie pod łukiem triumfalnym i poprosić o szczęście w miłości samą boginię Wenus w jej eleganckiej świątyni. Kilka kroków dalej czeka na nas brudna i gwarna Suburra, czyli dzielnica biedoty, pełna kamienic czynszowych, warsztatów rzemieślniczych i niebezpiecznych zaułków. Termy, świątynie, wille i kolumny wzniesiono z drewnianych paneli i nowoczesnego polistyrenu – tworzywa sztucznego, wykorzystywanego m.in. do produkcji styropianu. Zadziwia kolorystyka budowli – wielu zwiedzających spodziewa się przecież reprodukcji miasta ze złota i białego marmuru, a nie intensywnej czerwieni, zieleni, błękitu i ochry… Z zaskoczeniem odkrywają, że stolica starożytnego świata przyobleczona była w krzykliwe barwy, które dziś wydają się co najmniej kiczowate. Kolorowe fasady zdają się podkreślać to, co widzowie serialu Rzym pamiętają doskonale: chaos i okrucieństwo. Mieszkańcy ówczesnej Urbs stykali się z nimi na co dzień, zarówno ci wysoko urodzeni – Cezar i jemu podobni – jak i członkowie niższych klas społecznych – w filmie Lucjusz Vorenus i Tytus Pullo, w mojej wyobraźni: Kwintus i Marek. Rzym był ojczyzną senatorów i niewolników; bajeczny przepych sąsiadował tu ze skrajnym ubóstwem. Wszystkie te elementy doskonale odzwierciedla scenografia stworzona przez Josepha Benetta w samym sercu współczesnej włoskiej metropolii. Spacer po rozległym Forum i chwila refleksji w wąskich zaułkach dostarczają emocji nie mniejszych, niż wizyta na prawdziwym rzymskim Palatynie, przy Panteonie czy pod Koloseum. Śmiem nawet twierdzić, że większych – naszym oczom ukazuje się świat dokładnie taki, jak postaciom znanym z kart historii, nie nadszarpnięty zębem czasu. Poza tym, gdy wchodzić będziemy na teren ekspozycji, czeka nas jeszcze jedna niespodzianka. Jeśli przewodnik pozwoli, zatrzymajmy się na moment i wzorem bohaterów z najsłynniejszych kinowych przebojów szepnijmy Good to see you again, old friend. Bring me fortune! (‘Dobrze znów cię widzieć, stary przyjacielu. Przynieś mi szczęście!’), łapiąc za palec u nogi pomnik Marsa, boga wojny. Jeśli wiecie, z jakiego filmu pochodzą te słowa, na pewno mnie zrozumiecie.
Skok w przeszłość
Julia Wollner rozmawia z Francescą Di Marzo, przewodniczką po Cinecittà
Kto odwiedza Cinecittà? Dałabyś radę opisać typowego gościa Waszego studia?
Może być ciężko, bo Cinecittà jest miejscem, które odwiedza wiele rodzajów osób. Mamy tu bardzo dużo rodzin, miłośników kina albo zwykłych ciekawskich. Zwykle są w wieku między 25 i 50 lat, a większość z nich tylko bardzo ogólnie zna historię tego miejsca. Oczywiście bardzo dużą częścią publiczności odwiedzającej najważniejsze włoskie studio filmowe są obcokrajowcy.
Jak odwiedzający reagują na ekspozycję, dzięki której mogą przenieść się dwa tysiące lat wstecz? Zdarzają się reakcje dziwne lub zabawne, albo nieoczekiwane?
Bardzo lubię obserwować zdziwione miny gości, gdy wchodzimy razem na plan starożytnego Rzymu. Wszyscy mówią Łaa, niesamowite, wspaniałe!, we wszystkich językach świata. Najbardziej jednak rozczuliła mnie reakcja pewnego sześcioletniego chłopca, który powiedział: A więc Cinecittà to taki wielki wehikuł czasu! To była dla mnie wielka satysfakcja.
Dlaczego jednak wehikuł nie może zabrać nas w inne zakątki starożytnego świata? Przecież kręcono tu wiele innych filmów, których akcja rozgrywała się w starożytności, jak chociażby Ben Hur czy Kleopatra.
Wszystkie dekoracje w Cinecittà są, od zawsze, owocem pracy wielkich scenografów, którzy jako głównego materiału używają kartongipsu i włókna szklanego, a także drewna i metalu do produkcji konstrukcji podtrzymujących. Są to więc materiały, które tylko przez kilka lat są w stanie wytrzymać ciągłe zmiany pogody. Wiele scenografii zostaje zdemontowanych po zakończeniu zdjęć; tak było na przykład w wypadku imponujących dekoracji Johna DeCuira,zbudowanych na potrzeby filmu Kleopatra (1963) z Liz Taylor. Z Ben Hura (1959) został natomiast tylko wielki kolos, wysoki na ponad 15 metrów, który widoczny był w znanej scenie wyścigu rydwanów i który jest okresowo restaurowany.
Scenografia “Rzymu” jest bardzo sugestywna i pokazuje nam, jak Wieczne Miasto mogło rzeczywiście kiedyś wyglądać. Ciekawa jestem, czy budowa dekoracji odbywała się w sposób bardzo nowoczesny czy też zbliżony do metod budowy antycznych Rzymian?
Angielsko-amerykańska firma produkcyjna HBO zdecydowała się na to, aby te wspaniałe, wielkie dekoracje przedstawiające starożytny Rzym powstały właśnie w Cinecittà, bo tylko tutaj możliwe jest idealne połączenie rzemieślniczych i nowoczesnych metod budowy. Struktury nośne świątyń zrealizowano szybko, za pomocą wielkich dźwigów, zaś dekoracje, kolory, tynki itp. malowane były ręcznie, wykonywane za pomocą odlewów gipsowych i ozdabiane przez artystów.
Ile osób pracowało nad stworzeniem planu filmowego do serialu Rzym?
Około 400, a wśród nich scenografowie, robotnicy, technicy i artyści dekorujący świątynie. Aby stworzyć dwa hektary dekoracji, które dzisiaj możemy podziwiać, potrzeba było około 9 miesięcy. W chwili obecnej jest to największy plan na terenie Cinecittà i zarazem jeden z największych, jakie kiedykolwiek wzniesiono.
Ciekawi mnie, gdzie ukrywają się kable, rozmaite instalacje, rury? W ogóle ich nie widać.
Metalowe rury, będące szkieletem każdej scenografii, są… właśnie szkieletem, a więc czymś ukrytym. Gdyby uważny zwiedzający bardzo chciał znaleźć ich elementy, mógłby wyszukać jakiś fragment metalowej struktury za którymś z okien. Oczywiście, podczas kręcenia filmu, bardzo uważamy, aby nie było ich widać. Jeśli chodzi o kable elektryczne, układa się je i chowa dopiero podczas zdjęć, a zaraz po ich zakończeniu demontuje, aby uniknąć wypadków, które mogłyby spowodować pożar całej scenografii i zniszczyć ją w ciągu kilku minut.
Czy to prawda, że cały brud, który widzimy na planie, jest naturalny? Czytałam gdzieś w internecie, że podczas zdjęć, za każdym razem, gdy coś spadało ekipie na ziemię, zostawało tam; w ten sposób dekoracje zapełniły się resztkami jedzenia, kurzem i pyłem.
Tak, rzeczywiście – to taki praktyczny sposób, aby plan wyglądał jak najbardziej prawdziwie. Szczególnie w wypadku rekonstrukcji uliczek Suburry i tamtejszych kamienic czynszowych, w których mieszkał lud Rzymu. Przecież wtedy nie istniały firmy oferujące usługi utylizacji śmieci! Jedynie Forum, czyli najważniejszy plac w całym antycznym świecie, utrzymywano w czystości i porządku.
Zastanawiam się też, czy producenci serialu zdecydowali się kręcić go właśnie tutaj ze względu na bliskość prawdziwego Rzymu? Na dobrą sprawę jest to przecież dzisiaj zupełnie inne miasto, nowoczesna metropolia…
HBO zdecydowało się kręcić Rzym w Cinecittà dlatego, że tutaj pracują najlepsi scenografowie na świecie. Mogli zrobić to w Hollywood, ale rezultat nie byłby tak dopracowany w każdym szczególe. Nawet Martin Scorsese, kiedy nakręcił tu Gangi Nowego Jorku (2001), powiedział: Zdecydowałem się nakręcić ten film w Cinecittà, bowiem pracują tu artyści będący godnymi spadkobiercami Michała Anioła i Leonarda da Vinci i którzy są w stanie stworzyć prawdziwe dzieła sztuki.
Czy praca tutaj zmieniła jakoś Twój odbiór Rzymu? Czy inaczej patrzysz teraz na swoje własne miasto?
Czuję się bardzo wyróżniona, mogąc tutaj pracować. Dobrze znam moje miasto – to prawdziwe – i jego starożytne zabytki, jednak teraz mam także możliwość wykonania codziennego skoku w przeszłość tu, w w Cinecittà, i przeżywać Rzym takim, jaki był w przeszłości. Towarzyszenie zwiedzającym, opowiadanie historii najważniejszego studia filmowego Włoch wypełnia mnie dumą. Kino jest wielkim źródłem dochodu dla mojego kraju i jestem zaszczycona, że mogę opowiadać o nim tym, którzy chcą mnie słuchać.
Jakich rad mogłabyś udzielić turyście wybierającego się do Cinecittà? Czego nie powinien przeoczyć? Na co warto zwrócić uwagę?
Radzę przede wszystkim zadawać jak najwięcej pytań przewodnikowi, który będzie Wam towarzyszył. Jest tyle zakulisowych opowieści i drobnych anegdot, które z przyjemnością opowiemy najbardziej zainteresowanym zwiedzającym! To, czego naprawdę nie można pominąć, to wizyta wśród kamienic na planie starożytnego Rzymu. Te wąskie uliczki można oglądać tylko w Pompejach i Herkulanum, podczas gdy tutaj perfekcyjnie je zrekonstruowano i udekorowano w tych samych kolorach, jakie obejrzelibyśmy dwa tysiące lat temu. Tego nie wolno przegapić!
Powyższy tekst ukazał się drukiem w magazynie “La Rivista” wiosną 2013 roku. Niestety w lipcu 2018 roku spora część scenografii serialu Rzym w rzymskim studiu filmowych została zniszczona w wyniku groźnego pożaru.
https://youtu.be/kdJsVsV2kVI