kultura historia ludzie

Aleksander

Karolina Janowska

Dziesiątego czerwca 323 r. p.n.e. starożytny świat pogrążył się w żałobie. Stało się to, co wydawało się niemożliwe, absurdalne, wręcz nie do pomyślenia, bo przecież bogowie nie umierają. Ten jednak odszedł zupełnie nieoczekiwanie, w pełni sił, w pełni młodości, w pełni możliwości. Miał niespełna 33 lata i wszystkie znane zakątki globu leżały u jego stóp.

Gdy umierał, jego królestwo sięgało od Morza Adriatyckiego na zachodzie do Himalajów na wschodzie, od Macedonii po dzisiejszy Pakistan, od Kaukazu po pustynne równiny Sahary, z granicami wyznaczonymi przez naturalne bariery, takie jak niezdobyte ośmiotysięczniki i linia brzegowa Oceanu Indyjskiego. Nikt przed nim ani po nim nie zdołał powtórzyć takiego wyczynu – podboju niemal całego znanego i nieznanego świata w niespełna dekadę. Nikt nie zdołał stanąć na czele tak wielkiego imperium – jakkolwiek jego władza trwała zaledwie chwilę. Nawet Rzym nie potrafił dokonać tak spektakularnego podboju, chociaż w swoim czasie imperium rozciągało się na terytorium kilkakrotnie większym. Jego śmierć do dziś pozostaje zagadką – nie wiadomo, czy nastąpiła z przyczyn naturalnych, w wyniku choroby czy też otrucia przez zmęczonych nieustannymi podbojami generałów, którzy niemal natychmiast po śmierci króla rozpętali długotrwałe wojny. Aleksander Wielki zmarł w Babilonie – mieście, które ukochał ponad wszystkie inne.

Syn Zeusa

Aleksander III Macedoński – bo tak brzmi jego pełne imię (gr. Ἀλέξανδρος ὁ Τρίτος ὁ Μακεδών) przez potomnych nazwany Wielkim (Ἀλέξανδρος ὁ Μέγας) przyszedł na świat 19 lub 20 lipca 356 r. p.n.e. w Pelli, stolicy Macedonii. Jego rodzice stanowili związek dwóch silnych osobowości. Zarówno Filip II Macedoński, nota bene cieszący się niezbyt chlubną opinią rozpustnika i pijaka, w dodatku o skłonnościach homoseksualnych (co jednak w tamtych czasach i kulturze nie było niczym niezwykłym), jak i matka Olimpias, księżniczka Epiru, nie byli pozbawieni wybujałych ambicji i aspiracji, które przekazali swemu synowi. Oboje raczyli małego Aleksandra opowieściami, że pochodzi od bogów; co więcej, Olimpias głosiła wszem i wobec, że jej syn jest dzieckiem samego Zeusa, który przybrał postać Filipa, aby moc ją posiąść. Tego rodzaju opowiastki nie były niczym niezwykłym zarówno w starożytnej Grecji, jak i Macedonii, ale nawet jeśli nie dawano wiary podobnym rewelacjom, to jednak głośno nikt nie odważyłby się protestować. Wiele lat później, będąc już w Egipcie, Aleksander usłyszał od wyroczni Amona, że jest synem bogów, co tylko umocniło go w tym przeświadczeniu i pogłębiło jego wiarę w predestynację do sprawowania władzy nad światem.

Jak na potomka bogów przystało, narodzinom Aleksandra towarzyszyły liczne znaki wróżebne i rozmaite cudowne okoliczności. Jedną z nich było spalenie świątyni Artemidy w Efezie – pożar miał oznaczać, że sama bogini nie zdołała uchronić swego przybytku przed płomieniami, ponieważ asystowała przy porodzie Olimpias. W perskiej świątyni Ahury Mazdy zgasł natomiast święty ogień, co kapłani tłumaczyli faktem, że narodził się ten, który pokona imperium perskie.

Niezaprzeczalny wpływ na kształtowanie charakteru młodego władcy mieli jego nauczyciele. Pierwszym z nich był Leonidas z Akarnanii, krewny Olimpias, którego w trudach edukowania chłopca wspomagał Lizymach. Towarzyszyły im oczywiście zastępy pedagogów, którzy kształcili Aleksandra w gramatyce, retoryce, muzyce i innych przedmiotach obowiązujących przyszłych królów. Lizymach zaraził swego ucznia miłością do Homera i jego dzieł, które Aleksander znał na pamięć, porównując się do boskiego Achillesa i utwierdzając tym samym w przekonaniu o swoim niebiańskim pochodzeniu. Achilles stał się ideałem dorastającego chłopca, który za cel postawił sobie dorównać swemu bohaterowi na wszystkich polach, zwłaszcza w kwestii waleczności. Wolumen Iliady młody władca trzymał ponoć pod poduszką i uważał za najlepszą lekturę przed snem. Homerowe przyjaźnie przenosił do realnego życia, upatrując w swej relacji z Hefajstionem odpowiednika związku Achillesa i Patroklesa.

Drugim nauczycielem, który wywarł niezaprzeczalne piętno na życiu młodego władcy, był Arystoteles. Aleksander pobierał u niego nauki w mieście Mieza na południu kraju, w ogrodzie poświęconym Nimfom.

 

Portret Aleksandra w Muzeum Archeologicznym w Stambule, fot,
Portret Aleksandra w Muzeum Archeologicznym w Stambule, fot. Eric Gaba (User:Sting) / Wikimedia, CC BY-SA 3.0

 

Cywilizowany barbarzyńca

Przyjęło się mówić, że Aleksander był Grekiem i jako taki krzewił grecką kulturę w miejscach, które podbijał. Faktycznie czynił to drugie, choć może tafniej byłoby powiedzieć, że dokonywał synkretyzmu, łącząc kulturę podbitych miejsc z tradycją grecką. Nic jednak bardziej mylnego niż stwierdzenie, że sam był Grekiem. Aleksander Wielki urodził się Macedończykiem, a jako taki uchodził w oczach mieszkańców Hellady za barbarzyńcę, podobnie jak jego ojciec Filip, który co prawda marzył o tym, by niecywilizowaną Macedonię ucywilizować na modłę grecką. Pod względem kulturowym Macedonia znajdowała się o wiele niżej niż Hellada, jakkolwiek ta druga zaczynała w owym czasie chylić się powoli ku upadkowi i swe najlepsze lata miała już dawno za sobą. Filip potrafił wykorzystać w pełni trudną sytuację, w jakiej znalazły się greckie polis, osłabione rozlicznymi wojnami, w tym najgorszą ze wszystkich, trwającą niemal trzydzieści lat wojną peloponeską, a później licznymi lokalnymi konfliktami. Najeżdżał on Grecję kilkakrotnie w tak zwanych świętych wojnach, aż zadał jej ostateczny cios w bitwie pod Cheroneją w roku 338 p.n.e, w trakcie której swój chrzest bojowy jako dowódca przeszedł Aleksander. Miasta-państwa utraciły w jej wyniku swą suwerenność i stały się podległe dworowi w Macedonii.

Macedończycy postrzegani byli przez przedstawicieli „wyższej” kultury greckiej jako nieokrzesani barbarzyńcy w kilku powodów. Po pierwsze – i najważniejsze – nie mówili po grecku, ale posługiwali się dialektem macedońskim, co prawda pokrewnym, ale różniącym się od języka Ateńczyków, Spartan czy Beotów. W oczach mieszkańców Hellady każdy, kto posługiwał się obcą mową, był gorszy, co dopiero zaś Macedończyk, posiadający osiem żon i niepewny pochodzenia swoich dzieci. W Macedonii praktykowano wszak poligamię, powszechnie akceptowaną także wśród państw ościennych za wyjątkiem greckich polis. Co więcej, Macedończycy za czasów Filipa dopiero uczyli się „greckości”, stawiali pierwsze kroki na drodze znajomości z literaturą i kulturą grecką. Szczególnie zabiegał o to Filip, który miał kosmopolityczne ambicje, podziwiał kulturę podbitych wrogów i pragnął, by jego dzieci również stały się Grekami. Nic dziwnego, że do kształcenia swego syna zatrudniał takie osobowości, jak Arystoteles.

Inną kwestią pozostaje krzewienie przez Aleksandra kultury greckiej. Faktycznie, krzewił ją, gdzie tylko mógł, jednak jego pojawienie się na arenie dziejów wyznacza zupełnie nowy etap w historii i kulturze starożytnej: okres hellenistyczny, który będzie trwał od chwili śmierci Aleksandra (według niektórych uczonych: od momentu rozpoczęcia podbojów) aż do śmierci Kleopatry, ostatniej władczyni Egiptu w roku 30 p.n.e. Rozpocznie się wtedy czas świetności Imperium Romanum, które wszakże czerpać będzie pełnymi garściami z kulturowego dziedzictwa Aleksandra.

 

Na koniec świata

O dzieciństwie Aleksandra wiemy w zasadzie niewiele. Jak przekazują jego biografowie, w tym Arrian i Plutarch, od najmłodszych lat Aleksander odznaczał się niezaprzeczalnym talentem jeździeckim; fascynowały go też kwestie wojskowe. Według jednej z anegdot pewnego razu, pod nieobecność Filipa, na dwór w Pelli przybyli posłowie Króla Królów, których to Aleksander, zamiast o bogactwa i inne kwestie, zaczął wypytywać o sieć dróg i stan armii. Inna opowieść mówi o tym, jak dwunastoletni Aleksander oswoił swego rumaka Bucefała, wykorzystując fakt, że koń bał się swojego cienia. Starożytni autorzy nie skupiali się jednak zanadto na przedstawieniu najmłodszych lat Aleksandra, toteż jest nam on znany lepiej jako człowiek już dorosły.

Dorosłość Aleksandra, a co za tym idzie, przejęcie rządów, nastąpiła stosunkowo wcześnie, gdyż w wieku lat dwudziestu. W roku 336, w wyniku mniej lub bardziej niecnych czynów Olimpias, która w stosownym czasie usunęła z pałacu ostatnią żonę króla i ich nowo narodzone dziecko, Filip II został zamordowany podczas uroczystości weselnych swojej córki Kleopatry. Aleksander został mianowany królem. Młody władca nie był jednak zainteresowany rządami w Macedonii; dzielił marzenia swego ojca o podboju imperium perskiego i pokonaniu dynastii Achemenidów, rzekomo w odwecie za wojny perskie. Z takim hasłem na ustach pozostawił w Pelii regenta Antypatra (i Olimpias, której miał już więcej nie ujrzeć), po czym na grzbiecie Bucefała i na czele pięćdziesięciotysięcznej armii, na którą składała się macedońsko-grecko-tracko-iliryjska mozaika, ruszył na Wschód przez Hellespont. Jego stopa nigdy nie miała już stanąć na ojczystej ziemi.
Wyprawa do Persji okazała się wyprawą na koniec świata. Aleksander stosunkowo szybko rozprawił się z ostatnim władcą dynastii Achemenidów, Dariuszem, pokonując go w kolejnych bitwach nad Granikiem (334 p.n.e.), pod Issos (333 p.n.e.) i wreszcie pod Gaugamelą (331 p.n.e.), gdzie zadał mu ostateczną klęskę. Zanim to nastąpiło, udał się do Egiptu, gdzie obwołano go królem Dolnego i Górnego Egiptu, wyzwalając tym samym państwo nad Nilem spod panowania perskiego. Pozostawił po sobie ślad na egipskiej ziemi, zachowany zresztą do dziś: Aleksandrię, najsłynniejszą spośród innych metropolii o tej samej nazwie, zakładanych na szlaku wiodącym z Grecji do Pakistanu. Po zwycięstwie pod Gaugamelą młody król triumfalnie wkroczył do Babilonu. Miasto poraziło go swym przepychem i bogactwem. Być może to był właśnie ten decydujący moment, w którym Aleksander stwierdził, że podbój Persji to za mało. Po walkach w Baktrii i Sogdrianie z uzurpatorem Bessosem postanowił ruszyć na Indie. W tej wyprawie towarzyszyło mu już 120 tysięcy ludzi, wśród których znajdowało się wielonarodowe wojsko ze swoimi rodzinami, kupcy, kurtyzany i ciury obozowe. Całe to morze ludzi płynęło za swym dowódcą niemal na kraniec świata, aż do Oceanu Indyjskiego, gdzie wreszcie nastąpił kres wyprawy. Stało się to głównie z powodu buntu żołnierzy, którzy otwarcie wystąpili przeciw swemu królowi. Zmęczone wojsko odmówiło dalszego marszu, do którego Aleksander w żaden sposób nie mógł go już nakłonić prośbą ani groźbą. Ostatecznie król uległ żądaniu swoich weteranów i zarządził odwrót. Miało to miejsce w roku 325 p.n.e. Ostatnim wrogiem, którego Aleksander musiał pokonać podczas marszu powrotnego, była pustynia Gedrozja. Pochłonęła ona życie tysięcy jego ludzi.

Koniec świata nastąpił dla Aleksandra w Babilonie, dokąd ponownie zawitał w roku 323 p.n.e. Kilka miesięcy później jego żona Roksana, baktryjska księżniczka, urodziła mu syna. Chłopcu nie było dane zasiąść na tronie Macedonii ani tym bardziej rządzić imperium swego ojca, bowiem wnet po śmierci Aleksandra rozgorzały tak zwane wojny diadochów, czyli jego generałów, którzy po latach krwawych walk podzielili między siebie ogromne dziedzictwo wodza.

 

Aleksander był niezaprzeczalnie jednym z najgenialniejszych strategów wszechczasów. Dość powiedzieć, że nie przegrał ani jednej bitwy, swoim wrogom zadawał za to druzgocące klęski.
Aleksander był niezaprzeczalnie jednym z najgenialniejszych strategów wszechczasów. Dość powiedzieć, że nie przegrał ani jednej bitwy, swoim wrogom zadawał za to druzgocące klęski. Na zdjęciu: fragment mozaiki z Domu Fauna w Pompejach


Król – żołnierz – wschodni tyran

Starożytni biografowie mieli w zwyczaju wyliczać zalety i wady charakteru zaraz po dokonaniu opisu działań wojennych i streszczeniu życiorysu danego władcy. Wiemy, jakim władcą był Aleksander, a przynajmniej w jakich barwach malowali jego portret dawni autorzy: gwałtowny i porywczy jak jego ojciec Filip, ambitny i nienasycony jak Olimpias. Wydaje się, że słowo „granica” dla niego nie istniało, bowiem w swoim krótkim życiu przekroczył wszystkie możliwe. Wyprzedzał swoją epokę o kilka stuleci, gdyż jego wzrok sięgał daleko poza horyzont, dostrzegając to, czego nie widzieli jego generałowie, żołnierze, bliscy, a nawet krewni. Kochano go lub nienawidzono, podziwiano lub przeklinano, ale mało prawdopodobne jest, by ktoś naprawdę rozumiał jego potrzebę dążenia ciągle dalej i dalej. Trudno dziś jednoznacznie ocenić, jakim był człowiekiem, ponieważ w starożytnym świecie nie istniało słowo „humanitaryzm”, a on z całą pewnością dokonywał rzezi, nie licząc się z konsekwencjami. Z drugiej jednak strony okazywał wobec pokonanych krain łaskę, o ile można nazywać łaską akt wcielania danej prowincji do nowego państwa, które tym samym tworzył. Jednak zabraniał swoim żołnierzom plądrowania, zabijania niewinnych osób, a także, co istotne, gwałcenia kobiet po szturmie na miasto. Według jednej z anegdot skazał na śmierć swoich podkomendnych, kiedy dowiedział się, że w ten sposób zbezcześcili oni kobiety w dopiero co podbitej prowincji. Odnosił się z szacunkiem do rodzin pokonanych władców, poślubił nawet dwie z córek perskich królów, ale dopiero wówczas, gdy sam nosił już tytuł władcy Persji. Dokonując podbojów, nie zmieniał ustroju politycznego, pozwalał zachować religię i obyczaje danego kraju czy prowincji, nie ingerował w życie prywatne obywateli. W ramach łączenia kultur sam pojął za żonę Bakrtyjkę i nakazywał swoim ludziom podobne małżeństwa. Doskonale rozumiał, że więzy krwi są o wiele silniejsze, niż jakiekolwiek związki polityczne. Spotykał się w tej kwestii z brakiem zrozumienia ze strony swego otoczenia, które zarzucało mu, że z biegiem czasu staje się coraz bardziej wschodnim satrapą, a coraz mniej w nim z macedońskiego króla. Faktycznie Aleksander z każdym kilometrem przebytym na Wschód, z każdą podbitą prowincją perską przybierał coraz bardziej pozę i maniery perskiego władcy, jednak wydaje się, że poniekąd zmuszony był to robić, aby spotkać się z akceptacją podbitej ludności, która nie przyjęłaby i nie zrozumiała zachodniej formy władzy. Cena, jaką przyszło mu za to zapłacić, była ogromna, jako że jest wielce prawdopodobne, iż do jego śmierci przyczyniło się najbliższe otoczenie króla.

Nie można mu natomiast niczego zarzucić jako żołnierzowi i dowódcy. Ponoć znał swoich żołnierzy po imieniu – co wydaje się być grubą przesadą, jeśli wziąć pod uwagę rozmiary armii. Bardziej prawdopodobne jest to, że na potrzeby chwili organizowano mu listy imion lub ktoś zaufany szeptał mu je do ucha. Faktem pozostaje natomiast, że Aleksander wykazywał daleko idącą troskę o swych żołnierzy. Odwiedzał rannych w lazaretach, towarzyszył im w godzinie śmierci, jeśli tylko pozwalały mu na to obowiązki, udzielał im urlopów okolicznościowych. Szczególnie uprzywilejowani w tej dziedzinie byli nowożeńcy, których Aleksander odesłał pewnego razu na całą zimę do Macedonii, by mogli nacieszyć się małżonkami. Chętnie rozdawał swoim żołnierzom premie, nie szczędził im pochwał i odznaczeń. Do swego wojska zwracał się „hetairos”, towarzysze. Uważał ich za braci w boju.

W prywatnych komnatach

Jak to często bywa w przypadku władców, trudno oddzielić ich życie prywatne od oficjalnego wizerunku. Biografowie na temat prywatności Aleksandra milczą, prezentując nam obraz ukazujący całokształt postaci. Możemy się tylko domyślać, jak wielką musiał posiadać charyzmę, by pociągnąć za sobą tłumy w przedsięwzięcie, które zakrawało na czyste szaleństwo. Wiadomo, że był stały w swych uczuciach do najbliższych i wierny w przyjaźni, jakkolwiek, z drugiej strony, zbytni sentymentalizm raczej mu nie przeszkadzał. Był silnie związany emocjonalnie ze swą matką, Olimpias, z najbliższym przyjacielem Hefajstionem; wydaje się też, że Roksanę pojął za żoną wiedziony uczuciem do niej, jakkolwiek małżeństwo to miało głęboki podtekst polityczny. Baktryjka przez wiele lat cieszyła się przywilejem bycia jedyną żoną króla, a i potem, gdy pojął on kolejne małżonki w myśl idei wielonarodowego synkretyzmu, udało jej się zachować dominującą pozycję w haremie Aleksandra i to jej syn wyznaczony był na następcę tronu.

Istnieje szereg domysłów odnośnie do orientacji seksualnej króla, mniej lub bardziej wiarygodnych. Niewykluczone, że z Hefajstionem łączyły go więzi znacznie bliższe, niż tylko przyjaźń, jednak zgodnie z greckimi i macedońskimi obyczajami nie było w tym nic zdrożnego. Nie zapominajmy też, że Aleksander wzorował się w tym aspekcie na swym ulubionym bohaterze, Achillesie, który wszakże pozostawał w podobnej relacji z Patroklesem.

Z natury Aleksander był raczej gwałtowny, o czym świadczą jego słynne napady szału i, zwłaszcza w późniejszym okresie, nazbyt szybko wydawane wyroki śmierci na ludziach z najbliższego otoczenia. Jego gwałtowny gniew równie szybko się uspokajał, po czym najczęściej przychodził żal i skrucha. Dzięki owej gwałtowności, którą przejawiał również w działaniach wojennych, stał się niezwyciężony, ponieważ spadał na przeciwnika niczym burza i zalewał falą swego wojska. Wydaje się, że jego naturą kierował nieposkromiony ogień, który tlił się w nim nieustannie, raz po raz wystrzelając w górę jasnym płomieniem.

 

W ocenie starożytnych

Zdaniem biografów Aleksander zaczął popadać w obłęd spowodowany zbyt wystawnym życiem (i zbyt wielką ilością wypitych trunków)l miała mu też uderzyć do głowy władza nad niezmierzonym obszarem wschodniego świata. Jednym słowem, zaszkodziła mu nadmierna hybris – pycha połączona z manią wielkości – która przeistoczyła wspaniałego macedońskiego władcę we wschodniego tyrana. Wydaje się jednak, że ocena ta nie jest sprawiedliwa, co widać doskonale na przykładzie wojen diadochów, które rozgorzały po jego śmierci. Podczas gdy on pragnął stworzyć coś ponadczasowego, wielokulturowego, będącego bardziej ideą niż rzeczywistym państwem, jego generałowie myśleli tylko o tym, by jak największą część jego dziedzictwa zagarnąć dla siebie i czerpać z niego zyski. Aleksander był marzycielem, który swe marzenia potrafił i miał sposobność przeistoczyć w czyn. Jego wielkość polegała na sposobie, w jaki pojmował otaczającą go rzeczywistość, skupiając się na czymś dalszym, niż widoczny horyzont. Starożytni podziwiali go, ale nie rozumieli. Pod koniec życia widziano w nim awanturnika i ogarniętego szaleństwem pijaka, nienasyconego w swej żądzy podbijania coraz to nowych krain. Co ciekawe, zginął, planując wyprawę do Arabii. Być może podlegli mu dowódcy nie mieli ochoty na kolejną wojnę w obawie, że nie zdążą posmakować zdobytych już owoców poprzednich bojów?

Posąg Aleksandra w jego egipskim mieście, fot. Ben Snooks / Flickr, CC BY-SA 2.0
Posąg Aleksandra w jego egipskim mieście, fot. Ben Snooks / Flickr, CC BY-SA 2.0

 

Dziedzictwo Aleksandra

Wraz z Aleksandrem upadło jego wielkie królestwo. W ciągu kolejnych dekad diadochowie prowadzili ze sobą zajadłe bitwy. Toczyły się one z przerwami od roku 321 do 281 p.n.e., a w ich efekcie powstały niezależne królestwa hellenistyczne, które ostatecznie weszły w skład Imperium Romanum. Śmierć Aleksandra wyznaczyła początek epoki zwanej hellenistyczną – trzech wieków greckiego oświecenia, kiedy to rozwijała się specyficzna kultura i sztuka. Centrum umysłowe przeniosło się wówczas z Hellady do ośrodków leżących poza nią, głównie do Aleksandrii w Egipcie, Antiochii w Syrii czy Pergamonu w Azji Mniejszej. Z dobrodziejstw tego okresu korzystali nie tylko Grecy, ale również Rzymianie, którzy bardzo często uzupełniali swą edukację w wielkich ośrodkach kulturowych Wschodu. Fenomenem na skalę światową było również założenie wielkiej biblioteki w Aleksandrii, utworzonej przez króla Ptolemeusza I Sotera. Funkcjonowała ona nieprzerwanie przez kolejne siedem stuleci.

Nam, współczesnym, dziedzictwo Aleksandra kojarzy się jednoznacznie z miastem noszącym jego imię. I nic dziwnego – Aleksandria należy do tego rodzaju miast, których nie zapomina się do końca życia. Położona nad Morzem Śródziemnym, oddalona od zgiełku innych hałaśliwych arabskich ośrodków, stanowi odrębny mikrokosmos, zdumiewające połączenie kultur, choć na pierwszy rzut oka wydaje się przynależeć do arabskiego świata. A jednak idąc szerokim nadmorskim bulwarem, który na kształt sierpu księżyca wyznacza trajektorię zatoki, mając po jednej stronie spienione fale uderzające o brzeg, z drugiej typowo egipskie wieżowce, podobne do tych, jakich pełno choćby w Kairze, odnosi się wrażenie doświadczania zupełnie czegoś innego niż dotychczas w dawnym państwie faraonów. Miasto naznaczone jest bowiem duchem greckiej kultury, której nie zdołały zatrzeć podboje dokonane przez kolejne plemiona arabskich najeźdźców. Gdy podąża się już stricte w stronę dawnej wyspy Faros, gdzie znajdowała się słynna latarnia morska, nagle, po lewej stronie, wyłania się posąg z charakterystyczną odchyloną do tyłu głową i lekko zamglonym spojrzeniem. Arabski napis głosi, że jest to posąg Aleksandra Wielkiego, założyciela miasta. Mieszkańcy Al-Iskandarijii czują się jego potomkami, spadkobiercami. Nie mówią o sobie, że są Egipcjanami, ale aleksandryjczykami. Zupełnie, jakby miasto Aleksandra oznaczało odrębną państwowość.

Niestety, z dawnej greckiej metropolii zachowało się niewiele. Z dawnego pałacu królów zachowała się jedna jedyna kolumna, zwana Kolumną Pompejusza. Zarówno latarnia z wyspy Faros, jak i pałac znajdują się obecnie pod wodą, gdzie raz po raz organizowane są prace badawcze. O starożytnej potędze mówi przede wszystkim odtworzona w 2003 roku Bibliotheca Alexandrina, która znajduje się niemal w tym samym miejscu, w którym niegdyś znajdował się oryginalny gmach. Stanowi ona niezwykle ważny obiekt, ponieważ w jej wnętrzu, oprócz okazałego, międzynarodowego zbioru książek (w tym również polskich – jest im poświęcony osobny dział) znajduje się imponujące muzeum sztuki grecko-rzymskiej. Choć niektórym wydaje się ono bardzo nie na miejscu tu, w Egipcie, kraju kojarzonym raczej z faraonami niż Grekami i Rzymianami, to pamiętać należy, że Aleksandria stanowiła stolicę państwa hellenistycznego. O Egipcie i jego historii pamiętała wówczas już tylko ostatnia przedstawicielka dynastii ptolemejskiej i duchowa spadkobierczyni Aleksandra – Kleopatra.

 

Zdjęcie główne: Metropolitan Museum w Nowym Jorku, fot. Sushuti / 75 Bilder