Genua. Pielgrzymi, krzyżowcy i szpitalnicy
Agnieszka Poczyńska-ArnoldiTo z portu w Genui przez kilka wieków wyruszały na podbój Ziemi Świętej kolejne wyprawy wiernych i rycerzy. Do dziś pozostało po nich wiele pamiątek.
Na początku XI wieku liczący sobie tysiąc lat Kościół katolicki potrzebuje duchowej odnowy. W wyniszczonych wojnami i zarazą krajach rozwija się sporo ruchów mistycznych i heretyckich. Zjednoczona pod rządami Karola Wielkiego Europa tworzy jednolite politycznie i gospodarczo imperium, a między władzą świecką i kościelną panuje zgoda. Rośnie znaczenie rodów arystokratycznych oraz miast, kwitnie handel lądowy i morski, a unowocześnione galeony umożliwiają bezpieczniejszą żeglugę i skuteczną obronę przeciw Saracenom. Mimo to ciągle spogląda się z niepokojem w stronę Orientu w obawie przed kolejną inwazją muzułmanów. Kiedy w roku 1076 Palestyna dostaje się pod władanie Turków seldżuckich, Jerozolima staje się sułtanatem i rozpoczynają się prześladowania chrześcijan pielgrzymujących do Ziemi Świętej. W roku 1095 papież Urban II wzywa lud i rycerstwo do obrony Grobu Chrystusa; żarliwymi kazaniami wspiera go Piotr Eremita, kaznodzieja z Amiens. Rok później rusza pierwsza krucjata: oddziały rycerstwa, kupcy, zastępy wiernych, szlachty oraz niemającej nic do stracenia biedoty. Szlak z Europy Środkowej wiedzie drogą lądową przez Bałkany, z Zachodniej – przez Alpy do portów nad Morzem Śródziemnym: Marsylii, Genui i Ankony.
Stabilna ekonomicznie, kupiecka Genua jako jedna z pierwszych odpowiada na papieski apel, słusznie dopatrując się w krucjatach lukratywnych możliwości. W lipcu 1097 roku z portu w Ligurii wyrusza dwanaście galionów i… jedna gondola. Prym wiedzie Guglielmo Embriaco, który ze względu na słuszną posturę i porywczy charakter zwany jest Młotogłowym – Caput mallei. Wraz z bratem Primo wystawia dwa galeony Embriaga i Grifona i z zastępem dwustu mężczyzn wyrusza na odsiecz rycerzom frankońskim i normańskim, już od jakiegoś czasu oblegającym bezskutecznie Antiochię. Po krwawych walkach udaje się w końcu zdobyć miasto, które staje się pierwszym łupem wojennym liguryjczyków. To z pewnością zasługa genueńskich kuszników – sławnych na całą Europę i szkolonych do zadań specjalnych protoplastów dzisiejszych komandosów. Doświadczeni w walce na lądzie i na morzu, oprócz kusz wyrabianych w Genui wyposażeni są w sztylet, kolczugę, hełm, ryngraf i pawęż – bogato zdobioną, drewnianą tarczę. Męstwo i militarne kwalifikacje byłyby jednak niczym bez udziału sił nadprzyrodzonych. Wielu wierzy bowiem, że do zwycięstwa przyczynia się przechowywana w jednym z klasztorów Antiochii włócznia Longina, którą swego czasu rzymski legionista przebił bok konającego na krzyżu Jezusa Chrystusa.
Po zdobyciu Antiochii Guglielmo Embriaco rusza do Jerozolimy, po drodze zahaczając o położoną w dzisiejszej Turcji Mirę. To stąd parę lat wcześniej przeniesiono do Bari prochy św. Mikołaja, ale genueńczyk węszy jeszcze inną okazję. Wdziera się do kaplicy jednego z zakonów, rozbija kryptę pod ołtarzem i nie zważając na krzyki i lamenty zakonników, wydobywa z niej urnę zawierającą ponoć prochy św. Jana Chrzciciela. Wkrótce potem dociera do portu w Jaffie, gdzie już od jakiegoś czasu stacjonuje duży oddział muzułmański. Guglielmo dla niepoznaki każe rozmontować dwa drewniane statki. Z części drewna konstruuje wozy, a resztę materiału – jak zwyczajny kupiec – przewozi do Jerozolimy. Tam projektuje zmyślne maszyny balistyczne: wieże wysokie na czterdzieści metrów, które otula mokrymi szmatami i ociekającymi jeszcze krwią skórami, tak by nie imał się ich ogień. U boku każdej wieży, na wysokości murów obronnych każe przymocować platformę na wzór zwodzonego mostu, która jednym końcem oparta o bastiony oblężonego miasta pozwala bezpiecznie przedostać się rycerzom do środka. Atakuje od strony południowej, którą uważa za najsłabiej strzeżoną.
Walki są krwawe i zacięte, po obu stronach dochodzi do masakry, ale ostatecznie zwycięstwo należy do genueńczyka. W jego konsekwencji Gotfryd z Bouillon przekazuje mu na własność magazyn, studnię, plac, kościół i trzydzieści domostw na terenie Jerozolimy oraz jedną trzecią łupu wojennego. Nowy król każe też umieścić na architrawie w Bazylice Grobu Pańskiego napis Chwała potędze genueńczyków, a Embriaco obiera wkrótce kurs na Cezareę, którą podporządkowuje sobie po długich zmaganiach. Znajduje się tu skarb bezcenny i niezwykły. Przenajświętsze Naczynie – sześciokątna misa z prawdziwego szmaragdu, z której Jezus miał spożywać ostatnią wieczerzę. Powróciwszy do Genui, podarowuje miastu i Kościołowi nowe kolonie i wszystkie zdobycze. Terra Santa stoi teraz otworem przed genueńskimi panami i kupcami, a oni już wiedzą, jak zrobić z tego użytek.
Wątek militarny i hultajski to jednak tylko część historii krucjat; kilkusettysięczną masę pielgrzymów stanowią zwykli ludzie, nierzadko pieszo przemierzający lądy i morza. Szukają, owszem, życiowej szansy, ale także pokuty i duchowej odnowy, pragną przeciwstawić się muzułmańskiej inwazji. Niektórzy wyruszają wierząc, że – jak przed Mojżeszem – rozstąpią się przed nimi morza, że dotrą na miejsce suchą stopą i wyzwolą Grób Chrystusa czystością serca i intencji. Nie brakuje szarlatanów i nawiedzonych agitatorów, którzy ciągną za sobą tłumy zdesperowanej biedoty. Większość z nich nawet nie dociera do Jerozolimy. Zdziesiątkowani przez głód i choroby, umierają w czasie wędrówki. Długoletnia pielgrzymka staje się sposobem na życie, a wzdłuż przemierzanych szlaków wyrastają kościoły, dormitoria i schroniska, cała podróżniczo–pokutnicza infrastruktura. Pieczę nad nią sprawują wywodzący się z Jerozolimy joannici, dzisiejsi rycerze maltańscy. Z czasem swoimi wpływami obejmują coraz większe terytoria Europy, które dla sprawniejszego zarządzania dzielą na komandorie – jednostki administracyjne, w skład których wchodzą dobra zakonne, świątynie, domy pielgrzyma, szpitale i magazyny mieszczące towary, broń i konie. Jedna z komandorii powstaje w roku 1180 w Genui i stanowi bezcenny przykład architektury krzyżowej.
Genueńska komenda (Commenda di Prè) jest jednym z największych i najnowocześniejszych obiektów tego typu w średniowiecznej Europie. Dwunawowa sala, łącząca funkcje szpitala i kościoła, może przyjąć jednorazowo osiemdziesięciu chorych, a zupełną nowością – choć dziś brzmi to zaskakująco – jest możliwość ich fizycznego odseparowania od zdrowych pielgrzymów. Bezpośrednie przejście między salą szpitalną a kościołem daje pacjentom możliwość uczestnictwa we mszy świętej – sprawom ducha poświęca się bowiem przynajmniej tyle samo uwagi, co sprawom ciała. To dwunawowe rozwiązanie zaczerpnięto prawdopodobnie z architektury islamskiej – kontakty ze światem arabskim to nie tylko krwawe jatki, ale i rozwój medycyny. Przyjęcie do szpitala możliwe jest po wcześniejszej spowiedzi i komunii, dopiero potem poddaje się ablucjom głowę i stopy. Powszechną praktyką w średniowiecznych szpitalach jest stosowanie łóżek kilkuosobowych, jedynie obłożnie chorzy mają prawo do oddzielnego legowiska. Odmówienie spania na jednym posłaniu ze współcierpiącymi grozi wydaleniem z przybytku. Chorzy otrzymują siennik, poduszkę, koc i pościele, codzienne, treściwe wyżywienie (nawet wino i mięso, jeśli zalecenia dietetyczne pozwalają na takie ekscesy), opiekę lekarską, a także wsparcie moralne ze strony kapelana i wspomnienie w modlitwie u sióstr zakonnych. Na wysokim poziomie stoi w Genui farmakologia, a działania aptekarzy i medyków określają surowe przepisy.
Ozdrowieniec wyrusza w świat wyposażony w koszulę, portki, buty z cholewami, baranią skórę i wełnianą czapkę. Joannici to prekursorzy szpitalnictwa, dlatego często nazywani są szpitalnikami, ale kawalerowie jerozolimscy to także rycerze i żeglarze. Dysponują własną flotą, gwarantując pielgrzymom pozbawioną nieoczekiwanych zwrotów akcji podróż do Ziemi Świętej, a konkretnie, że nie zostaną po drodze sprzedani muzułmanom jako niewolnicy, co zdarza się wielokrotnie w przypadku prywatnych przewoźników z Pizy i Genui.
Liguryjska komandoria ma też własnego świętego. Wkrótce po swojej śmierci w 1223 roku staje się nim jeden z przeorów, brat Ugo Canefri. Swym pełnym miłosierdzia życiem wzbudza miłość i uznanie podopiecznych, ale władze zakonne, chcąc wzmocnić własny autorytet, przypisują mu liczne cuda i tworzą legendy. Taka jest polityka średniowiecznego Kościoła. Katedra św. Wawrzyńca w Genui z czcią przechowuje ukradzione w Mirze prochy św. Jana Chrzciciela, Święte Naczynie z Cezarei i trzy różne fragmenty Krzyża Męki Pańskiej, wcześniej przerzucane z rąk do rąk przez kolejnych roszczących sobie do nich prawa rabusiów i „właścicieli”. Kult wokół domniemanych pamiątek z życia Chrystusa i jego apostołów spełnia funkcje propagandowe i usprawiedliwia kolejne ekspansje, a biskupi i kronikarze (zupełnie jak współcześni spin doktorzy) dorabiają do nich ideologię.
Wzbogacona na krucjatach, potężna Republika Genueńska kreuje się na stolicę europejskiego chrześcijaństwa. Dowodem na to mają być między innymi właśnie święte szczątki. Biskupi starają się, by szczególnym kultem otoczyć szmaragdową misę Sacro Catino. Niektórzy twierdzą wręcz, że to święty Graal (choć naczynie kształtem nawet nie przypomina kielicha); według innych to talerz, z którego Jezus z Nazaretu spożywał paschalnego baranka w czasie ostatniej wieczerzy. Są głosy, że ta wykonana z pozaziemskiej materii misa posłużyła Nikodemowi do zebrania krwi przelanej przez Chrystusa. Jest jednak wiele opinii krytycznych, ktoś racjonalnie stwierdza, że tak piękny i cenny przedmiot ma się nijak do ubóstwa Jezusa. W końcu zamiary wytworzenia wokół tej zdobyczy „religii obywatelskiej” spalają na panewce, choć przez wieki nadal intryguje i pobudza wyobraźnię. W pewnym momencie Przenajświętsze Naczynie dostaje się w ręce Napoleona Bonapartego, który zleca jego badanie w Paryżu. Okazuje się, że szmaragd jest szkłem.
Dziś Przenajświętsze Naczynie wraz z innymi skarbami, takimi jak: prochy św. Jana Chrzciciela, talerz, na którym podano Herodowi jego ściętą głowę i wykuty w złocie bizantyjski krzyż, należący do rodziny Zaccaria są przechowywane w skarbcu Katedry św. Wawrzyńca w Genui, miejscu interesującym również ze względu na nowoczesną restrukturyzację. Najnowsze badania naukowe – datowania radiowęglowe – potwierdziły, że Sacro Catino faktycznie pochodzi z okresu przypadającego na ziemską wędrówkę Chrystusa. Któż to wie, w każdym micie jest coś z prawdy. Może przed nami jeszcze wiele do odkrycia, ale przynajmniej na razie reszta jest milczeniem…
Również budynek Komandorii w dzielnicy Prè przetrwał do dziś wraz z fascynującym, dwupoziomowym kościołem św. Jana i został w kilku etapach odnowiony w okresie po II wojnie. Od roku znajduje się w nim Muzeum Włoskiej Emigracji – świadectwo ludzkich wędrówek od zarania do czasów współczesnych, opowieść o wyprawach Włochów, którzy z duchowych i materialnych pobudek zmuszeni byli do ruszenia w nieznane, do szukania w podróży nowych rozwiązań i możliwości. Dla potwierdzenia starej prawdy, że prawdziwe życie odbywa się w ruchu.
Zdjęcie główne: Genua widziana z Palazzo Rosso, fot. Paolo Trabattoni / Wikimedia Commons, CC BY 2.0