kultura architektura podróże styl życia

Kamienne domy Lesbos

Tomasz P. Kozłowski

Na Lesbos wymiera właśnie ostatnie pokolenie petrades – profesjonalnych kamieniarzy. Na szczęście kamienne domy wciąż jeszcze otwierają swe gościnne drzwi.

Na placu we wsi Ajia Paraskiewi przygląda mi się kilku panów z miejscowej starszyzny. Życzliwie i z zaciekawieniem. Turyści i wszelkiej maści „obcy” zaglądają tu nieczęsto, a ja,  z turystycznym plecakiem i w czapce z daszkiem, rzucam się w oczy jako ktoś nie stąd. Z daleka macha do mnie dłonią starszy szpakowaty pan w klasycznej koszuli; po chwili podchodzi i potwierdza, że oprowadzi mnie po swojej osadzie. To Christos Waksewanis (ΧρήστοςΒαξεβάνης), petras (ο πετράς), lokalny rzemieślnik-budowniczy kamiennych domów; ojciec znanego w całym kraju dziennikarza. Mój przyjaciel ze stołecznej Mityleny poprosił go o pokazanie mi tutejszych gustownych domów, a pan Christos na to przystał. Czuję, że przyznano mi status gościa.

Jeden z domów w Ajia Paraskiewi
Jeden z domów w Ajia Paraskiewi

Rozpoczynamy spacer, zagłębiając się w kręte uliczki i zaułki Ajia Paraskiewi. Dostrzegam zaciekawione spojrzenia rzucane chyłkiem z ogródków i z okien. Dokoła mnie piętrzą się perły lokalnej architektury: niemal wszystkie zbudowane z kamienia, kryte czerwoną dachówką. Proste i wytworne. Kunsztowne w swojej ludowości i wiejskie we własnym artyzmie. W niemal każdym z nich mógłbym zamieszkać od zaraz. – Zbudowałem ten dom – mówi pan Christos, gdy przystajemy przed budynkiem w pastelowych odcieniach. – Tamten też jest mój – wskazuje na dom stojący opodal. Po drodze „domów pana Christosa” trafia się jeszcze wiele. Jest bardzo skromnym człowiekiem, ale dostrzegam malującą się na jego twarzy dumę. Ktoś pyta o dzieła jego życia; znowu ma je komu pokazać. Już po kilku minutach spaceru dostrzegam, że oprowadzanie mnie sprawia mu wyraźną przyjemność. Przed nami budynek nieco większy i bardziej elegancki, wciąż z kamienia. Zaglądamy do środka. To wiejska biblioteka imienia Pepi (Efterpi) Daraki (Πέπη/ ΕυτέρπηΔαράκη, 1906–2006) – pedagożki, pisarki, feministki, kobiety szerokich horyzontów, uważanej za pierwszą dziennikarkę wyspy. Pochodziła stąd, z tej zagubionej pośród niskich wzgórz osady, i tutejsza niewielka biblioteka swoją nazwą składa hołd jej imieniu.

Filoksenija, dosłownie: „umiłowanie obcego”, to w Grecji wciąż żywe pojęcie

Zaraz później obiekty najokazalsze, znane na całej wyspie: wytworna neoklasycystyczna szkoła, a dalej muzeum przemysłu oliwnego – niegdyś tłocznia oliwy, dziś miejsce ekspozycji i koncertów. Nasyciwszy oczy widokiem dawnych maszyn, archiwalnymi zdjęciami z początków XX wieku i historią powstawania oliwy, spodziewam się końca spaceru, szczególnie, że słońce chyli się już ku zachodowi. Zostaję jednak zaproszony do zbudowanego z kamienia domu mojego przewodnika, gdzie czeka na mnie kawa, poczęstunek i rozmowa przed podróżą powrotną do miasta. Filoksenija (η φιλοξενία), gościnność, a dosłownie: „umiłowanie obcego”, to w Grecji wciąż żywe pojęcie. Ściemnia się już, gdy z Ajia Paraskiewi odjeżdżam wzruszony. Czarny zarys zboczy mityleńskiego Olimpu stopniowo ginie mi z oczu pośród mroku zapadającej nocy.

Lesbos to przeszło 100 osad, wsi i wioseczek, przyklejonych do zboczy lub rozłożonych nad morzem i jego dwiema głęboko wciętymi zatokami. Większość z tych osiedli zachowała dawną tkankę ulic i zabudowy; większość, podobnie jak Ajia Paraskiewi, jest żywymi muzeami ludowej architektury. Moliwos, Mandamados, Pelopi, Lutropoli Thermis, Skalochori, Chidira, Megalochori, Paleochori, Eresos, Agra, Polichnitos, Lisvori, Vatusa, Paleokipos, Mesagros… Wyliczanka wiosek-skarbów zajęłaby znacznie więcej linii tekstu. Każda z tych miejscowości opowie własną historię, przedstawi swoje tradycje żywych mikroświatów. Pokaże domy. A często zaprosi do środka.

Widok na Skalochori
Widok na Skalochori


Dawna
wieś garncarzy

Najgłębsze wtajemniczenie w świat domów Lesbos stanowi dla mnie malownicza osada Skalochori (Σκαλοχώρι), amfiteatralnie rozłożona na zboczu wzgórz zachodniej Lesbos. Dawniej zwała się Tsukalochori (Τσουκαλοχώρι), czyli „wieś garncarzy”. W epoce osmańskiej była jedną z osad mieszanych, w której mieszkali tak prawosławni, jak i muzułmanie; do dziś zachowała rysujący się podział na machalades (οι μαχαλάδες), czyli osiedla poszczególnych społeczności. Skalochori to także rodzinna wieś mojego przyjaciela, Christosa Chatziliasa (Χρήστος Χατζηλίας), badacza kamiennej architektury Lesbos, zwanej przez Greków Mitilini, czyli Mityleną. Niemal wszystkie stojące tu domy wzniesiono ze skał, a bruk zajmuje większość wąskich uliczek miejscowości, dumnej z tego dobrze zachowanego dziedzictwa.

Christos jest autorem nagrodzonej w Grecji pracy doktorskiej oraz książki Lesbos. Mistrzowie kamienia. Sieci społeczne, techniki i historia lokalna (1850–1950),  która ukazała się ponad rok temu. Zdążył zebrać wywiady, świadectwa ostatnich żyjących mistrzów pracujących z kamieniem i, tak jak pan Christos z Ajia Paraskiewi, wznoszących niegdyś we wsiach wyspy całe kwartały. Opowieści te połączył z kontekstem historycznym i kulturowym, okrasił licznymi fotografiami i cytatami z przeprowadzonych rozmów. Wyszło arcydzieło.

Książka Christosa Chatziliasa
Książka Christosa Chatziliasa

Nasze wspólne spacery po Skalochori to dotykanie niewidzialnego. Oto przed nami klasyczny dom typu aderfomiria (τα αδερφομοίρια), bliźniak budowany jako posag dla dwóch sióstr. W tutejszym społeczeństwie, w znacznym stopniu matriarchalnym, to córki otrzymywały domy. To dla córek je budowano. Na podwórcu opuszczonego dziś domu ciotki Christosa, przy starym kamiennym piecu, starym sposobem depczemy wspólnie zebrane winogrona. Powstanie z nich przednie wino. Gdy później, już w środku, Christos włącza światła, z mroku wyłaniają się rozstawione we wnętrzu fotografie jego dawnych mieszkańców. Spojrzenie czarno-białych pokoleń i ich potarganych losów sprawia, że przeszywa mnie dreszcz wzruszenia i przejęcia.

W zaułkach Skalochori, na progach tych pięknych kamiennych budowli, ciągle żyją opowieści o współistnieniu, o zmaganiach, o rywalizacji, o wykuwaniu lepszego losu

A oto zza kolejnego zaułka wyłania się dawny zdrój w stylu osmańskim. Kiedyś służył całej wsi. Wspólnoty chrześcijańska i muzułmańska trwały tu w zgodzie, aż do politycznej zawieruchy, którą przyniosła geopolityka. W 1923 roku, na mocy ustaleń traktatu z Lozanny po wojnie grecko-tureckiej, między obydwoma państwami nastąpiła teoretycznie dobrowolna – a w praktyce przymusowa – wymiana ludności. Kryterium było wyznanie. Na terytorium państwa greckiego przybył ponad milion uchodźców grekoprawosławnych – nie zawsze greckojęzycznych, jak choćby w przypadku wielu uchodźców z Kapadocji. Greccy muzułmanie, z wyłączeniem zachodniej Tracji, musieli opuścić swoje domy i udać się do Turcji. W wielu przypadkach prawosławni uciekinierzy z płaczem wyjeżdżali z łudząco podobnych kamiennych domów, jakie stały choćby w  Ayvaliku (Mitylena i Ayvalik były miastami bliźniaczymi, połączonymi niezliczonymi więzami społecznymi i gospodarczymi), aby zamieszkać na Lesbos w budynkach, które pozostały po muzułmanach. I na odwrót. W zaułkach Skalochori, na progach tych pięknych kamiennych budowli, ciągle żyją opowieści o współistnieniu, o zmaganiach, o rywalizacji, o wykuwaniu lepszego losu. O nieobliczalnych wichrach historii, niosących tak prosperitę, jak i nagły upadek.

Dom typu aderfomiria, wzniesiony dla dwóch sióstr (wieś Skalochori)
Dom typu aderfomiria, wzniesiony dla dwóch sióstr (wieś Skalochori)

Tanzimat czyli reorganizacja

Lesbos, siódma co do wielkości wyspa Morza Śródziemnego, zajmowała w Imperium Osmańskim ważne miejsce, leżąc, m.in. na szlaku prowadzącym do portu wielokulturowej Smyrny. Smyrneńska zatoka nie była wygodna do przeładunku towarów, do cumowania wielu statków naraz; atuty te posiadał natomiast nieodległy, bezpieczny port w Mitylenie. Z czasem zyskuje on na znaczeniu. Od XVIII wieku Imperium Osmańskie, wzorem innych państw regionu (zwłaszcza Wenecji), poczyna rozwijać uprawę drzew oliwnych. Oliwa staje się coraz bardziej rozchwytywanym na rynkach produktem: w owych czasach, oprócz kulinariów, stosowana jest w oświetlaniu pomieszczeń czy w coraz prężniej rozkwitającym mydlarstwie. Nie marnują się nawet pestki, stanowiące materiał opałowy pod postacią tzw. piriny (ηπυρήνα). Ze względu na korzystne warunki naturalne – śródziemnomorski klimat, łagodne nachylenie większości wzgórz, dużą powierzchnię dostępnego terenu w 80% podlegającego wprost sułtanowi – Lesbos zostaje wyznaczona na jedno ze strategicznych miejsc zakładania nowych gajów oliwnych. Grunty początkowo znajdują się tu w rękach wąskiej grupy miejscowych, uprzywilejowanych ziemian, tak muzułmanów, jak prawosławnych, współpracujących z dworem sułtana. Większość społeczności wyspy stanowią jednak prawosławni Grecy, którzy do XVIII wieku niewiele posiadają i nie mogą prowadzić w państwie swobodnej działalności gospodarczej. Wszystko zmienia się począwszy od drugiej połowy XVIII wieku za sprawą szeregu reform, które później otrzymają zbiorczą nazwą Tanzimat.

Punktem zwrotnym, początkiem nowej epoki, jest dla Lesbos rok 1774, gdy po V wojnie rosyjsko-tureckiej podpisany zostaje traktat w Küczük Kajnardży. Na jego mocy cieśniny Imperium Osmańskiego stają się żeglowne dla okrętów rosyjskich (w tym handlowych). Chrześcijanie otrzymują od sułtana zapewnienie poszanowania ich wiary. Osiedlanie się wyspiarzy poza własną małą ojczyzną staje się teraz łatwiejsze, a, co najważniejsze, Rosja zyskuje prawo głosu oraz swoistego protektoratu wobec zamieszkujących Imperium Osmańskie prawosławnych. W większych miastach powstają rosyjskie konsulaty. Po 1783 roku kupcy chrześcijańscy mogą już pływać pod banderą Rosji. Jest to bardzo na rękę Grekom, od tysiącleci żyjącym z morzem za pan brat. Oznacza to bowiem, że w ręce mieszkańców wysp może teraz trafić istotna część rozkwitającego właśnie handlu, kierującego się przez Dardanele i Bosfor do stolicy słabnącego Imperium, i dalej, do portów czarnomorskich. Mieszkańcy Lesbos wykorzystują tę okazję niezwłocznie, zakładając swoje handlowe kolonie nie tylko w Konstantynopolu, skąd łatwiej im kontrolować wciąż w dużej mierze scentralizowany przepływ towarów, ale nawet w Odessie. Dla oliwy z Mityleny coraz szerzej otwierają się rynki pozaosmańskie, w tym rosyjski, a nawet francuski – oliwnego tłuszczu potrzebuje zwłaszcza prężnie rozwijające się mydlarstwo Marsylii. Francuzi także oplatają Imperium swoją siecią wpływów; i oni otwierają tu swoje przedstawicielstwa handlowe i dyplomatyczne.

Po 1783 roku kupcy chrześcijańscy mogą pływać pod banderą Rosji – jest to bardzo na rękę Grekom, od tysiącleci żyjącym z morzem za pan brat

Jeszcze bardziej brzemienne w skutkach stają się angielsko-osmańska umowa z Baltalimanı (1838 r.), znosząca monopol państwa w handlu oliwą (przełom otwierający wrota zachodniemu kapitałowi), oraz edykt Gülhane Hatt-ı Şerif, zapewniający wszystkim poddanym, niezależnie od wyznania, wolności religijne, majątkowe czy równości podatkowe. Dzięki reformom w państwie, we współpracy z przedsiębiorcami z Zachodu, Grecy, Ormianie i Żydzi sprawnie przejmują stery w handlu i bankowości, a więc w sferach, ze względu na kwestie religijne, mniej atrakcyjnych dla muzułmanów. Czerpią z tego olbrzymie finansowe profity. Konstantynopol, Smyrna i Ayvalik, wszystkie z bardzo liczną społecznością grecką, stają się opokami dalszego rozwoju eolskiej Lesbos. Nie bez znaczenia jest też stopniowe przejście znacznej części gruntów wyspy w ręce chrześcijan. Po 1840 roku należy już do nich większość ziemi Lesbos. Nareszcie udaje się też zapanować nad piractwem, od wieków panoszącym się w Egei, niosącym dotąd postrach i niepewność. Życiodajne morskie szlaki stają się znacznie bezpieczniejsze. Wszystkie okoliczności splatają się dla wyspy coraz korzystniej.

Pośród przemian natury geopolitycznej i ekonomicznej zmienia się także paradygmat budowy domów. Drewniane osiedla państwa Osmanów cierpią wskutek licznych pożarów. Na Lesbos do zniszczeń dokładają się dwa silne trzęsienia ziemi. W 1851 roku wielka pożoga trawi liczne domy Mityleny, a kolejne ruiny przynoszą trzęsienia z lat 1867 i 1889. Pierwsze z nich niemal zrównuje z ziemią większość osiedli wschodniej części wyspy; życie traci prawie 700 osób. Jest jasne, że i na tym polu dojdzie do istotnej zmiany.

Widok na Plomari
Widok na Plomari

Majowe dni są najdłuższe

Gwałtowny wzrost zamożności części ludności wyspy oraz seria katastrof naturalnych prowadzą do szeroko zakrojonej przebudowy miejscowości. Okręty zaczynają przywozić na wyspę tony kamienia, wydobywanego w kamieniołomach na przeciwległym, małoazjatyckim brzegu, w Sarımsaklı (grecka nazwa: Sarmusak). Ze względu na łatwość obróbki, budulec ten staje się szczególnie popularny. Coraz chętniej pozyskuje się również kamień miejscowy, w tym skały wulkaniczne zachodniej części wyspy, nadające budowlom intrygujący, ciemniejszy odcień, do dziś widoczny w architekturze tych okolic. Obok nowych, kamiennych tłoczni oliwy, powstają wsie z kamienia, a także nowe, obudowane kamiennymi murkami tarasy uprawne, zdroje, budynki rolnicze i letniskowe. W stolicy zaś, w Mitylenie, przybywa okazałych rezydencji arystokracji i nowej warstwy krezusów: handlarzy, kapitanów, pośredników, bankierów. Co charakterystyczne dla większości osad wyspy, w szybkim procesie bogacenia się części społeczności, także na wsiach, wykształca się dość liczna klasa miejska, pragnąca żyć w domach bardziej wystawnych, większych, robiących wrażenie. Inspiracja stylistyczna płynie zwłaszcza z kosmopolitycznej Smyrny: wiejskość zmieszana z miejskością w interesującym konglomeracie. Podobne zjawisko pojawia się w tym okresie i na wielu innych, nagle rozkwitających handlowo wyspach Morza Egejskiego. Określenie greckiego historyka Spirosa Asdrachasa (Σπύρος Ασδραχάς), który porównał to morze do rozproszonych dzielnic miasta, rozrzuconych na wilgotnej powierzchni i przeciętych morskimi arteriami, wydaje się nader trafne.

Pośród tych kalejdoskopowo szybkich przemian kończy się zatem epoka, gdy liche, słabo zabezpieczane i konserwowane domy budują już sami ich właściciele. Gwałtownie wzrasta zapotrzebowanie na profesjonalnych kamieniarzy, na petrades (οι πετράδες), mistrzów obróbki kamienia oraz wznoszenia z niego budynków. Sprzyjają temu decyzje władz centralnych, które edyktami z lat 40. XIX w. zachęcają do budowy siedzib bezpieczniejszych i trwalszych. Wygląd miejscowości zmienia się: szybko ubywa drewnianych i kamienno-drewnianych domów w stylu osmańskim. Stopniowo ginie też płaski dach doma (το δώμα), do dziś powszechnie znany np. z Cyklad. Zastępuje go dach spadzisty, kryty dachówką. Nadchodzi całkowite panowanie kamienia, od starożytności do dziś zachowującego w języku greckim tę samą szlachetną nazwę: petra (η πέτρα). Wędrowne grupy budowniczych z Epiru czy Macedonii – regionów sławnych z tego rzemiosła – dostarczają dodatkowej wiedzy praktycznej, ale to petrades z wyspy odgrywać będą kluczowe znaczenie w zachodzących tu przeobrażeniach. Podobnie jak inne grupy rzemieślników, zrzeszają się oni w cech, tzw. isnafi (τοισνάφι), samoregulujący własną działalność. Prestiż tej pracy jest wysoki – sędziwi mistrzowie, których wypowiedzi zbierał Christos Chatzilias, przyznawali, że pośród innych cechów rzemieślniczych byli oni jednym z najlepiej opłacanych i najwyżej cenionych. Tworzyli go ludzie, którzy nie kończyli uczelni technicznych, a mimo to ich arcydzieła do dziś tworzą zasadniczą część tkanki wyspiarskich osiedli.

Kamień od starożytności do dziś zachowuje w języku greckim tę samą szlachetną nazwę: petra

Struktura cechu kamieniarskiego, zarówno na wyspie, jak i poza nią, jest w tym czasie ściśle hierarchiczna i oparta na relacji uczeń-mistrz. Arcymistrzowie (gr. archimastores/ οι αρχιμάστορες) mają funkcję nadrzędną, ponad zwykłymi mistrzami (gr. mastores/ οι μάστορες), pomocnikami mistrzów (gr. kalfades/ οι καλφάδες) oraz uczniami (gr. tsirakia/ τατσιράκια). Wiele mityleńskich rodzin oddaje swoich synów  na uczniów, niekiedy wysyłając ich nawet poza wyspę, np. do Smyrny. Do cechów, bardzo często z rodzin wielodzietnych, trafiają już chłopcy w wieku 10-15 lat, którzy wtajemniczani są w rzemiosło przez mistrzów, wykonując przy okazji rozmaite proste, acz nierzadko ciężkie prace. Na początku za swój trud nie otrzymują zwykle wynagrodzenia, są za to karmieni, ubierani a często mają też zapewniony dach nad głową. W cechu panuje zasada bezwzględnego posłuszeństwa uczniów czy pomocników wobec mistrzów. Okres nauk trwać może nawet 10 lat. Awans w grupie następuje stopniowo, po zebraniu wielu lat doświadczenia. Poszczególne zespoły działają według wielu niepisanych, honorowych reguł, bardzo rzadko wchodząc ze sobą w niezdrową i otwartą rywalizację. Spięcia zdarzają się, lecz stanowią raczej wyjątek. Grupy petrades posługują się też własnym żargonem i zespołem kodów, bardzo trudnym do zrozumienia dla postronnych. W zespole istnieje jedna kasa, zarządzana przez arcymistrza; to on wyznacza cele i nawiązuje kontakty. Do najcięższych prac należy pozyskiwanie skały z rozsianych po wyspie kamieniołomów. – Ale kochał tę pracę mój ojciec. Zaczynał o świcie. Gdy słońce zachodziło, kończył. To nie było 8 godzin, 8 godzin to było potem i w miastach. Ich [petrades] interesowało, aby skończyć pracę. W sobotę też pracowali, w niedzielę nie – mówi Christosowi Chatziliasowi pan J. Kirikis (Γ.Κυρίκης) ze Skalochori (wywiad z 2005 roku). W innej rozmowie (2006 r.) pan Christos Waksewanis, ten, który oprowadzał mnie po Ajia Paraskiewi, przyznaje z kolei, że nierzadko zdarzała się praca nawet w niedzielę! Mieszkańcy wsi, zamawiający domy w posagu dla swoich córek, często wręcz celowo umawiali grupę petrades na maj, gdy dzień trwa 15 godzin. Wtedy domy powstawały najszybciej…

Uliczki Moliwos

Znój i celebracja

Praca na budowie przeplatała się z życiem. To właśnie na rusztowaniach, w 1927 roku, przy budowie pięknego budynku szkoły w Ajia Paraskiewi, dziadkowie pana Christosa Waksewanisa podali sobie ręce, przyrzekając ślub swoich dzieci. W tamtych czasach to zwykle nie młodzi decydowali o wyborze drugiej połówki. Pośród znoju pracy, rzemieślnikom-budowniczym zdarzały się i chwile odpoczynku oraz celebracji. Jasne przebłyski święta. I tak na przykład petrades z Mityleny hucznie świętowali 17 lutego, w dzień świętego Teodora, zaś ci z Kalloni – na świętego Jana, 29 sierpnia.

Grupy budowniczych inspirowały się rozmaitymi wpływami i pozostawały w kontakcie. Na wyspę przybywali sławni mastores z Epiru czy Macedonii, a lokalni rzemieślnicy musieli uczyć się i w Konstantynopolu, skoro przyswoili pewne elementy zdobnictwa barokowego, które do stolicy Imperium Osmańskiego przeniknęło z Rosji. Wydaje się, że grupy petrades z Lesbos, Azji Mniejszej, Grecji czy południowych Bałkanów pozostawały ze sobą w twórczym dialogu na temat estetyki, form, materiałów czy dobrych praktyk. Grupy kamieniarzy z Mitilini podróżowały zresztą za zleceniem również do Azji Mniejszej (przed 1922 rokiem) i do innych regionów Grecji (po 1922 roku). Mistrzów z wyspy należy więc postrzegać jako część rzemieślniczej sieci, która w drugiej połowie XIX i w pierwszych dekadach XX wieku wznosiła miasta i wsie regionu bałkańsko-egejskiego, podziwiane przez nas do dziś.

Ostatnie pokolenie petrades, tak na Lesbos, jak i w pozostałej części kraju, właśnie wymiera

Budowle najbardziej wymagające, np. najokazalsze kościoły, nierzadko powstawały na podstawie projektu profesjonalnych architektów, pozostałe jednak tworzone były przez wprawnych rzemieślników, którzy do perfekcji opanowali swój fach. Kościoły wznoszone na Lesbos przez ludowych petrades, m.in. przez sławnego Stratigisa Karekosa (Στρατήγης Καρέκος) do dziś mają się dobrze, zdobiąc plac niejednej wsi. Miejscowościami znanymi ze szczególnie wysokiej klasy mistrzów były położone na zachodzie wyspy Mesotopos, Agra i Vatusa. Po wymianie ludności z 1923 roku, na Lesbos przybyło również wielu utalentowanych budowniczych z Ayvaliku czy Smyrny.

Istniejący od wieków zawód rzemieślnika-kamieniarza począł ginąć w Grecji po II wojnie światowej. Zmieniły się czasy, mody, materiały, uwarunkowania społeczne. Upowszechnił się zawód wykształconych na uczelniach architektów. Jak zauważa pan Christos Waksewanis, zmiana nastąpiła nawet w języku: „mistrzowie” zmienili się w „zleceniobiorców”. Ludowy kunszt i dawna wiedza praktyczna, przekazywana z pokolenia na pokolenie w relacji uczeń-mistrz, straciły na znaczeniu. Zwyciężać zaczęły modernizm, akademia i szablon. Ostatnie pokolenie petrades, tak na Lesbos, jak i w pozostałej części kraju, właśnie wymiera. Na budowach domów, które powstają w stylu tradycyjnym, najczęściej pracują już mistrzowie z Albanii, gdzie rzemiosło w kamieniu przetrwało dłużej. A moda na ten styl, zwłaszcza w ostatnich dwóch dziesięcioleciach, ma się w Grecji bardzo dobrze.

Muzeum w Polichnitos – odtworzone dawne wnętrze domu
Muzeum w Polichnitos – odtworzone dawne wnętrze domu


Nie czekajcie

Pan Dimitris Kofopulos (Δημήτρης Κωφόπουλος) uśmiecha się do nas serdecznie i przekręca klucz w zamku drzwi starego kamiennego domu w Polichnitos (Πολιχνίτος). To jedna z najpiękniejszych osad tej części wyspy; starych domów zachowało się tu wciąż bardzo wiele. Wchodzimy do środka. Wyczuwamy nozdrzami przyjemny zapach historii; oglądamy stare meble, pościel, ozdoby, fotografie (w tym sławnego petrasa ze wsi, Charalambosa Kofopulosa, 1870–1927), naczynia, przyrządy, słowem – cały wystrój domów i ich gospodarstw sprzed kilkudziesięciu i więcej lat. Są nawet instrumenty muzyczne, w tym dęte, które zadomowiły się w muzyce tradycyjnej wyspy dzięki dawnym szlakom handlowym. Zasłuchujemy się w opowieści o dawnym życiu. Pan Dimitris i jego żona Jeorjia (Γεωργία) z pasją i pieczołowitością stworzyli tu jedną z najpiękniejszych na wyspie kolekcji etnograficznych. Powstała z potrzeby serca, aby to, co znały jeszcze pokolenia ich młodości, mogły ujrzeć i dotknąć pokolenia wnuków. Ten dom z kamienia należy do tych najbardziej wyjątkowych. To jeden ze strażników pamięci.

We wrześniu 2021 roku, pośród szalejącej na świecie pandemii, powracam na drogą mi Lesbos – do przyjaciół i do mojego eolskiego duchowego domu. Wzruszenie zatyka mi gardło, gdy o wschodzie słońca mój samolot z Aten zniża się, aby wylądować na lotnisku Mityleny. W dole, po prawej stronie cieśniny, ciemnieje turecki brzeg, niegdyś tak życiodajny dla wyspy położonej w centrum świata. Po lewej stronie, w pierwszych promieniach słońca, wyłaniają się kamienne wsie wyspy. Spokojne, trwające przez epoki, wojny, pandemie i nadchodzące, kolejne pokolenia. Domy z kamienia, niemi świadkowie, swoimi odłamkami i okruchami odmierzający ulotny czas. Z lotu ptaka niewiele się zmieniło. Wiem jednak, że ta statyczność to tylko ułuda. Efemeryczny wytwór płomiennej nadziei. Wyspa zmienia się z każdym rokiem, krok po kroku, dzień za dniem, odchodzi. Nie ma już pana Christosa Waksewanisa, którego serce zgasło pewnego listopadowego dnia 2019 roku, okrywając żałobą rodzinną Ajia Paraskiewi. Nie ma wsi Wrisa (Βρίσα), jednej z najpiękniejszych, kamiennych osad południa wyspy, której uliczki przemierzałem pewnej jesieni, w zachwycie i skupieniu. Wrisę zabrało – jej mieszkańcom i wszystkim nam – silne trzęsienie ziemi sprzed niemal 5 już lat, niszcząc 80% jej budynków. Jedna osoba wówczas zginęła. W pobliskim Polichnitos to samo trzęsienie okazało się dużo mniej groźne, wywołało jednak szkody w budynku Muzeum Etnograficznego – tego samego, który urządził pan Dimitris i pani Jeorjia. Stary dom goszczący kolekcję pozostaje zamknięty, czekając na nowy cud i na remont, który przywróci go do użyteczności. Ale znajomy kamienny dom w Skalochori znów otwiera swoje gościnne drzwi. Znów na powitanie dostaję na spodku słodką konfiturę. To stara grecka tradycja. Na tarasie z widokiem, przy śródziemnomorskim śniadaniu, zachwycamy się widokiem wsi wyczarowanej przez dawnych mistrzów. Światło odbija się od czerwonych dachówek, a przechodzący sąsiedzi życzą sobie dobrego dnia. Miłość to blask słońca, dar losu i piękno chwili – słowa Safony, urodzonej w Eresos, blisko stąd, dźwięczą dzwonkami owiec, gdzieś na zboczach ponad wsią. Dusza kamiennej Lesbos jest do odkrywania tu i teraz… Nie czekajcie.

 

Źródła:
Χρήστος Ν. Χατζηλίας «Οι πετράδες της Λέσβου. Κοινωνικά δίκτυα, τεχνικές και τοπική ιστορία (1850-1950), Πολιτιστικό Ίδρυμα Ομίλου Πειραιώς, 2020
Zdjęcie główne: W zaułach Pelopi
Wszystkie zdjęcia autorstwa T.P. Kozłowskiego