styl życia osobiście

Rosz ha-Szana. Izraelski Nowy Rok

Julia Wollner

Podczas gdy reszta świata czekać musi jeszcze do grudnia, Izrael otwiera nowy kalendarz już dzisiejszego wieczora. Rozpoczyna się żydowski Nowy Rok.

W Izraelu, znużeni upalnym latem, wszyscy czekają o tej porze na deszcz. Liście z drzew prawie nie opadają, ziemia jest sucha i zmęczona, a świat pokryty jest żółtawym pyłem. Nowego początku, który wydarzy się przy stole przykrytym śnieżnobiałym obrusem, wypatruje się z niecierpliwością.

Rosz ha-Szana znaczy dosłownie “głowa roku”. Jest to święto tyleż wesołe, co refleksyjne: celebracja nowego łączy się tu z przypomnieniem o Bożym sądzie. Religijni Żydzi opróżniają kieszenie, wyrzucając ich zawartość do rzeki i rozstając się tym samym ze swoimi grzechami. Rodziny gromadzą się przy kolacji, podczas której podawane są potrawy symbolizujące dobrobyt i szczęście: okrągła chałka, daktyle, granaty oraz jabłka pokrojone w cząstki przypominające małe łódeczki, obowiązkowo maczane w miodzie. Nowy Rok ma być dobry i słodki, a pomyślność, zrodzona z naszych własnych zasług, mnożyć się niczym pestki granatu.

 

Jako chrześcijanka towarzyszę mojej izraelskiej rodzinie w cichym skupieniu, chłonąc znaczenia i dzieląc nadzieję. W tym roku szczególnie – podczas gdy reszta świata czekać musi jeszcze do grudnia, my otwieramy nowy kalendarz już dzisiaj, licząc na koniec tego, co złe i trudne ponad nasze siły. Ciesząc się płynącymi zewsząd życzeniami zastanawiam się jednak, na ile odrobiliśmy lekcję zadane w roku, który dobiega końca. Nauczyliśmy się, być może, że nic nie jest nam dane raz na zawsze, a zmiana nastąpić może w mgnieniu oka. Nade wszystko jednak pokazano nam, że, bez względu na okoliczności, chcemy udawać, że wszystko jest po staremu, unikać uznania tej zmiany, uciekać od szansy na całkowitą odnowę. Łatwiej rozłożyć biały obrus niż naprawdę zacząć od początku, inaczej. Czy tym razem się uda? Przekonamy się już w grudniu. Szana towa!