Posted on

Selby Wynn Schwartz, Po Safonie

Wielka starożytna poetka patronuje opowieści o odważnych kobietach, wydanej przez Czarne. Nie znajdziecie tu jednak antycznych śródziemnomorskich postaci – bohaterkami są queerowe intelektualistki przełomu XIX i XX wieku; wśród nich na pierwszy plan wysuwają się Gertrude Stein, Colette, Virginia Woolf i Sarah Bernhardt. Mimo to, imię twórczyni z Lesbos nie stanowi jedynego łącznika między tekstem Selby Wynn Schwartz a Morzem Śródziemnym. Ważnym elementem publikacji są bowiem wątki związane z Włochami, tym bardziej, że przywoływane biografie toczą się na tle I wojny światowej, marszu na Rzym i rodzącego się faszyzmu. Całość zadedykowano zaś Linie Poletti, uważanej za pierwszą z włoskich lesbijek przyznających się bez skrępowania do swojej orientacji seksualnej.

Autorka – amerykańska badaczka i pisarka wykładająca na Uniwersytecie Stanforda – splata życiorysy wybranych postaci w luźny warkocz, okraszając je własnymi przemyśleniami; pokazuje walkę ruchów feministycznych, a ich historię ilustruje wersetami Safony. Dla osób zainteresowanych historią feminizmu i tematyką queerową może być to ważna lektura.
Selby Wynn Schwartz, Po Safonie, tłum. Kaja Gucio, Czarne 2024
Posted on

Złoty wiek Żydów z Al-Andalus. Wspaniała wystawa w Krakowie

Historia społeczności żydowskiej w średniowiecznej Andaluzji to fascynująca opowieść. To właśnie na terenie arabsko-islamskiego terytorium, które od VIII wieku funkcjonowało na terenie Półwyspu Iberyjskiego, żydowska społeczność przeżyła największy kulturalny i ekonomiczny rozkwit w średniowieczu. Nie bez powodu do dziś mówi się o tamtej epoce jako o „złotym wieku”: nazwiska dyplomaty Ibn Szapruta, poetów Ibn Gabirola i Judy Halewiego czy myśliciela Majmonidesa wciąż rezonują w zbiorowej wyobraźni.

Wystawa „Złoty wiek Żydów z Al-Andalus”, której kuratorem jest dr José Martínez Delgado z Uniwersytetu w Granadzie, oferuje wyjątkowy wgląd w życie codzienne Żydów i Żydówek w Al-Andalus. Jest efektem badań nad tekstami przechowanymi w kairskiej genizie. Geniza, po hebrajsku schowek, była pomieszczeniem w synagodze lub na cmentarzu żydowskim, służącym do składowania świętych dokumentów, które nie nadawały się już do użytku. Kiedy Żydzi z Fustatu (Starego Kairu) w XI wieku wznosili swoją synagogę, zbudowali w niej specjalny magazyn, do którego przez otwór w ścianie wrzucali stare biblie i modlitewniki. Kiedy w XIX wieku odkryto kairską genizę, światło dzienne ujrzały nie tylko teksty sakralne, ale i ukryte skarby dokumentujące codzienność: listy zakupów, kontrakty małżeńskie i rozwodowe, szkolne zeszyty, arabskie bajki, korespondencję handlową. Wiele z nich pochodziło ze średniowiecznej Andaluzji.

Prezentowana w Instytucie Cervantesa w Krakowie wystawa łączy opowieść o wielowiekowej historii Żydów w Al-Andalus z panelami dydaktycznymi prezentującymi wybrane dokumenty z kairskiej genizy. Można na niej zobaczyć rękopisy Majmonidesa, ilustrowane arabskie księgi, listy żydowskich dyplomatów pracujących na dworze kalifa Al-Andalus, poezję pisaną po arabsku przez żydowskich poetów i wiele innych obiektów świadczących o niezwykłym fenomenie współżycia (convivencia) Żydów i muzułmanów w średniowiecznej Europie.

Zapraszamy na wystawę o niezwykłej epoce w historii Hiszpanii i Europy, która dziś wydaje się niemal utopią, ale jest wspólną przeszłością naszego kontynentu, z której możemy czerpać inspirację tu i teraz.

Wystawę można oglądać do 15 listopada w Instytucie Cervantesa w Krakowie na ul. Kanoniczej 12. Godziny otwarcia: poniedziałek–piątek, 10–18. Wstęp wolny.

Wernisaż odbędzie się 12 września o godz. 18.00.

Posted on

Symbole śródziemnomorskie, symbole Śródziemnomorza. Lente – podcast o kulturze śródziemnomorskiej S03E18

Posłuchaj naszych opowieści o Morzu Śródziemnym – teraz na Spotify, Youtube, Apple, Google i innych popularnych platformach podcastowych oraz bezpośrednio tutaj, na stronie magazynu “Lente”.

W trzecim sezonie podcastu zapraszamy Cię do wspólnej refleksji nad kwestią TOŻSAMOŚCI. W jaki sposób widzą siebie mieszkańcy Śródziemnomorza, co ich łączy, a co dzieli? W jaki sposób odczuwają i wyrażają swoją odrębność, jakie historie opowiadają na swój temat? Poznaj je bliżej w naszym podcaście!

Partnerem odcinka jest sklep śródziemnomorski “Lente”.

Nasz podcast kończy właśnie dwa lata, a my, z tej okazji, przyglądamy się symbolom. Pałaszując wirtualny tort urodzinowy, wymyślony oczywiście nad Mare Nostrum, omawiamy znaczenia ukryte w świecie roślin, zwierząt i tworzonych przez człowieka emblematów. Analizujemy symbole Śródziemnomorza, jak drzewo oliwne i słoneczny blask, oraz symbole z tamtejszego świata: od sandałów po logotyp “Lente”. A wszystko to – przy wtórach pawi, ulubionych ptaków Hery, które przechadzają się po warszawskich Łazienkach.

Prowadzenie: Magda Miśka-Jackowska

Produkcja: Michał Woźniak

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o kwestiach poruszonych w podcaście, zapraszamy serdecznie tutaj:
🔹 Marta Norenberg: Symbolika drzewa oliwnego
🔹 Julia Wollner: Cała nadzieja w Morzu. O Aldusie Manucjuszu i festina lente
🔹 Julia Wollner: Poezja i sandały

Posted on

Remigiusz Grzela, Trzy życia Ireny Gelblum

Wrażliwość, czułość dla świata, ale także dociekliwość i skrupulatność – oto, co cenię najbardziej we współczesnych publicystach. Wszystkie te cechy odnajduję u Remigiusza Grzeli, choć trudno określić go tylko tym jednym terminem – jest wszakże doskonałym poetą i dramaturgiem, biografem, scenarzystą, głęboko zaangażowanym w kultywowanie pamięci o losach Żydów w czasie II wojny światowej.

Poza niezaprzeczalnym talentem, ma Grzela także wspaniałą intuicję, która pozwala mu zajmować się tematami nietuzinkowymi, na swój sposób kontrowersyjnymi, a na pewno wielowymiarowymi, przybliżając odbiorcy to, co najważniejsze: człowieczeństwo bohaterów. Do dziś noszę w sobie nakreślony przez niego obraz Oriany Fallaci, który jest także moim obrazem tej niezwykłej dziennikarki, i odczuwam za to głęboką wdzięczność.

Wydana w zeszłym roku książka Grzeli Trzy życia Ireny Gelblum nie zaskoczyły mnie więc ani wartą podziwu delikatnością w podejściu do opisywanej postaci, ani reporterską wnikliwością. Nie zdziwił mnie fakt, że oto, dzięki autorowi, poznaję kobietę fascynującą, intrygującą, wymykającą się schematom. To, co stanowiło dla mnie niespodziankę, to prawie zupełna nieznajomość jej nazwiska w kręgach, które znać je powinny. Irena Gelblum, jak powiedział Marian Turski, wybrała swego czasu nieistnienie, i wygląda na to, że udało jej się to znakomicie.

Nie godząc się na nieistnienie swojej bohaterki – czy, jak sam pisze, wyrażając bunt przeciwko wymazywaniu, Remigiusz Grzela przybliża nam losy kobiety, która bohatersko służyła jako łączniczka Żydowskiej Organizacji Bojowej w getcie warszawskim. Po wojnie zamieszkała na krótko w Palestynie, jednak prędko wróciła do Polski. Tu pracowała jako dziennikarka i założyła rodzinę z Ignacym Weinbergiem, przekonawszy go do zmiany nazwiska na Waniewicz. W czasie antysemickiej nagonki roku 1968 wyemigrowała do Włoch, gdzie wyszła drugi raz za mąż i gdzie ze swadą tłumaczyła polską literaturę, a także sama tworzyła poezję. Niedługo przed śmiercią ponownie zamieszkała w ojczyźnie. Życiorys to w istocie bogaty, jednak bogactwo nie czyni go nadzwyczajnym.

To, co stanowi o wyjątkowości Gelblum, to jej upór w walce o swoją tożsamość, którą chciała tworzyć w stu procentach samodzielnie, nie godząc się na wypadkową zdarzeń, spotkań, cudzych decyzji. Kilkakrotnie fałszowała swoją datę urodzenia, zmieniała nazwisko, fingowała pochodzenie. O życiu w czasie wojny zdecydowała się zapomnieć, amputując, jak określił to w poświęconym jej felietonie Mariusz Szczygieł, duży kawałek siebie. Amputacja ta okazała się jednak niewystarczająca. Zaplanowawszy wyjazd do Włoch, postanawiła zupełnie zapomnieć o życiu w Polsce, fabrykując włoskie korzenie i przyjmując wymyślone panieńskie nazwisko Conti, uzupełnione później mężowskim Di Mauro. W ostatnich latach życia wróciła do kraju, zamieszkała w podwarszawskim Konstancinie i podawała się za… sycylijską poetkę. Podróżowała, pisała, tworzyła – prozę i poezję, ale nade wszystko siebie, lepiąc historie, kierunki i daty. Czy sama wiedziała, kim jest? To pytanie będzie już zawsze otwarte.

Grzela śledzi drogę Gelblum krok po kroku; rozmawia z jej krewnymi, znajomymi, przyjaciółmi. Ich opowieści nierzadko wzajemnie się wykluczają, różnią zarówno w drobnych, jak i w najbardziej znaczących szczegółach. Irena pozostaje nieuchwytna, nieokreślona, nieznana, my zaś nieustannie zastanawiamy się, gdzie leży granica między prawdą a fikcją, między wolnością wyboru a kłamstwem. Na ile uprawniono nas do decydowania o własnej tożsamości? Czy uprawniono w ogóle? Odpowiedzi w książce oczywiście nie znajdziemy. Mamy jednak możliwość poznać rozmaite spojrzenia na tę kwestię, przedstawione przez autora bez oceniania decyzji bohaterki.
Potem trzeba nam myśleć o słowach Hanny Krall ze Szczegółów znaczących:

Nie chciała być stara
Nie chciała być brzydka
Nie chciała być ofiarą.

 

Remigiusz Grzela, Trzy życia Ireny Gelblum, Bellona 2023

Posted on

Zobaczyć pazia na Korfu

A. czyta najnowszą powieść Tomasza Różyckiego i nieznacznie uśmiecha się pod nosem. Książka jej się podoba.
– Ma klimat – mówi. – Ale korekta z przecinkami sobie nie poradziła – dodaje, profesjonalnie marszcząc czoło.

Jest późny wieczór. Siedzimy na balkonie małego hoteliku w Acharavi, który wychodzi na wąską uliczkę z widokiem na Morze Jońskie. Jest zacisznie, a woda ma tu ten niepowtarzalny śródziemnomorski walor – a to lazuru, a to błękitu. Przyzywa szumem, wilgocią, bryzą.

Morze Jońskie po zachodzie słońca, fot. Paweł Czapczyk
Morze Jońskie po zachodzie słońca, fot. Paweł Czapczyk

Następnego ranka idziemy powoli, przystając co kilkadziesiąt metrów, by złapać oddech w półcieniu. Czerpiemy po łyku wody z dwuipółlitrowego baniaka.

Zdążymy wejść czy wyparujemy? Sczeźniemy czy doczłapiemy się na wzgórze? – oto jest pytanie.

Owocujące opuncje, fot. Paweł Czapczyk
Owocujące opuncje, fot. Paweł Czapczyk

Kręta i miejscami stroma droga do Sunset Taverna wiedzie wśród zapuszczonych gajów oliwnych, wysokich zarośli, drzew cytrusowych, pagórków i dolin znaczonych strzelistymi cyprysami. Mijamy nieliczne białe zabudowania, z których większość stanowią przerwane jakiś czas temu budowy i pustostany z kawałkiem ogrodzonej ziemi i wywieszką „for sale”. Gdzieniegdzie szczeka pies. Wyżej scenerię tworzą obficie owocujące opuncje i nieliczne łąki, na których słońce operuje do woli, wysysając z traw i ziół ostatnie pigmenty soczystej zieloności.

A. dzieli się wodą z przydrożnym kotem, łaciatym, chudym, małym i przerażonym, który niedawno stracił mamę na szosie.

Widok z Sunset Taverna na Rodę i Acharavi, fot. Paweł Capczyk
Widok z Sunset Taverna na Rodę i Acharavi, fot. Paweł Capczyk

Jeszcze godzina uporczywego marszu, jeszcze litr wypoconej wody i oto stajemy na szczycie. Przed nami rozpościera się rozległy widok na pasma górskie Albanii – z prawej, a na greckie wioski Acharavi i Rodę – z lewej strony. Roda to typowa osada rybacka, która w sezonie letnim zamienia się w kolonię angielską: knajpki oferują wówczas typowe „English breakfast” – z fasolką w sosie pomidorowym i kiełbaskami oraz podsmażanym bekonem i sadzonymi jajkami, a w sklepie spożywczym, prócz okolicznościowych pamiątek, znajdziemy klasyczne biszkopty z dżemem i czarne herbaty, których rdzenni mieszkańcy Korfu raczej nie piją.

Wschód słońca widziany z cypelka w Rodzie, fot. Paweł Czapczyk
Wschód słońca widziany z cypelka w Rodzie, fot. Paweł Czapczyk

My tymczasem sączymy zmrożoną colę i odpoczywamy od zgiełku letników. Jesteśmy jedynymi gośćmi najwyżej na północnym zakątku Korfu położonej tawerny i tak będzie aż do popołudnia, kiedy zamówimy tzatziki, sałatkę i grillowane sardynki. W międzyczasie właścicielka przyniesie nam kawę i ociekające lepkim sokiem ciemnożółte owoce opuncji, które przed chwilą wycinała i ociosywała w ogrodzie. Ja zaś do upojenia fotografować będę pazia żeglarza, mitycznego motyla mojego dzieciństwa, którego nigdy nie miałem szczęścia spotkać w Polsce, a podczas dotychczasowych wojaży po Grecji i Chorwacji widywałem go jedynie przelotnie.

Paź żeglarz spijający nektar z kwiatów jeżyny
Paź żeglarz spijający nektar z kwiatów jeżyny, fot. Paweł Czapczyk

Paź żeglarz lubi oświetlone kotliny górskie i skały, na wietrze porusza się z gracją smukłej i wiotkiej baletnicy. Szczególnie eterycznie wygląda, kiedy słońce prześwietla jego subtelne barwy. Ale już jego kosmate gąsienice, które wszak urodziwe nie są, z lubością żerują na drzewach owocowych i przed agresorami chronią się tym, że przypominają ptasie odchody. Pulchne i najedzone do syta przedzierzgają się potem w imitujące zrulowane liście poczwarki.

Paź żeglarz z profilu, fot. Paweł Czapczyk
Paź żeglarz z profilu, fot. Paweł Czapczyk

 

Paź żeglarz w całej okazałości, fot. Paweł Czapczyk
Paź żeglarz w całej okazałości, fot. Paweł Czapczyk

Na tyłach tawerny nad krzewem jeżyny tańcują trzy osobniki, trzy dorodne imago. Różowe nektarodajne kwiaty okazują się mieć wielką moc przyciągania: pazie na nich siadają, rozwijają ssawki, spijają nektar.

Po sesji i ja siadam, przeglądam zdjęcia, i niczym przaśna Bronka, pierwsza miłość Leszka z popularnego w PRL-u serialu telewizyjnego „Daleko od szosy”, spluwam pestkami opuncji (w jej przypadku były to czereśnie).

A. załamuje ręce:

– Jak ty się zachowujesz? Ja tego nie przeżyję.

Pluję dalej, myśląc, że niewiele jej trzeba.

 

Korfu, sierpień 2024

 

Zdjęcie główne: widok z Sunset Taverna na wybrzeże Albanii, fot. Paweł Czapczyk
Posted on

Korfu, Grecja. Lente – podcast o kulturze śródziemnomorskiej S03E17

Posłuchaj naszych opowieści o Morzu Śródziemnym – teraz na Spotify, Youtube, Apple, Google i innych popularnych platformach podcastowych oraz bezpośrednio tutaj, na stronie magazynu “Lente”.

W trzecim sezonie podcastu zapraszamy Cię do wspólnej refleksji nad kwestią TOŻSAMOŚCI. W jaki sposób widzą siebie mieszkańcy Śródziemnomorza, co ich łączy, a co dzieli? W jaki sposób odczuwają i wyrażają swoją odrębność, jakie historie opowiadają na swój temat? Poznaj je bliżej w naszym podcaście!

Na greckiej wyspie Korfu krzyżują się wpływy różnych kultur. Nazywa się ją najbardziej włoską ze wszystkich krain Hellady, a z jej północno-wschodniego brzegu zobaczyć można Albanię. Ślady weneckie mieszają się tu z brytyjskimi, a niezwykła atmosfera urzeka zarówno koronowane głowy, jak i zwykłych turystów. Co na Korfu zobaczyć? Co zjeść? Śladami jakich postaci podążać? Jakie legendy wspominać, o czym rozmyślać? Posłuchajcie mojej opowieści z wyprawy na wyspę bogini Artemidy, cesarzowej Sisi i rodziny Durrellów.

Prowadzenie: Julia Wollner
Produkcja: Magda Miśka-Jackowska i Michał Woźniak

 

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o kwestiach poruszonych w podcaście, zapraszamy serdecznie tutaj:
🔹 Julia Wollner: Cesarzowa Sisi i Morze Śródziemne
🔹 Julia Wollner: Kolos z Maroussi
🔹 Olga Bialer-Young: Motyle nad Morzem Śródziemnym
Posted on

Wakacje na Malcie. Poznaj wyspę z Karoliną Miller i Piotrem Andruszko (Rude&Czarne)

Zaraz po nagraniu podcastu o tożsamości Maltańczyków, poprosiliśmy Karolinę Miller – połowę blogowego duetu Rude&Czarne – o wypełnienie naszego formularza zawierającego 5 pytań. Dotyczą one oczywiście wyspy, na której mieszka wraz z mężem, Piotrem Andruszko. Oto, co nam odpowiedziała!

Co o Malcie warto przeczytać przed wyjazdem?

Z całego serca polecamy nasze interaktywne przewodniki. Napisaliśmy je po 6 latach życia na Malcie, sprawdzając każdy zakamarek na wiele sposobów. W środku znajdziecie opisy znanych zabytków i atrakcji, ale także miejsc położonych poza szlakiem, polecanych plaż, restauracji i noclegów. Są też trasy trekkingowe (tak, Malta zimą ma w tym temacie ogromnie dużo do zaoferowania!), miejsca idealne do obserwacji wschodów i zachodów słońca, gotowe plany zwiedzania w oparciu o długość pobytu, interaktywna mapa i wiele więcej. Nasza publikacja to jedyne tak kompletne i różnorodne przewodniki po Malcie. Ogromnie cieszymy się, że wielu podróżnych odkrywa ten piękny kraj właśnie z nimi!

Co umieściłabyś w pierwszej piątce rzeczy do zobaczenia i doświadczenia na Malcie?

Miejsca i doświadczenia, które uwielbiam na Malcie, mogłabym wymieniać godzinami. Jeśli mogę jednak wybrać tylko pięć, to bez wątpienia będą to:

Miejsca

– wyspa Gozo (druga co do wielkości wyspa archipelagagu maltańskiego; sielankowa, pagórkowata, bardziej zielona od Malty)
– wyspa Comino zimą (polecam trekking dookoła całej kwitnącej wyspy!)
– Ghajn Tuffieha (szczególnie wzgórza gliniane ponad plażą, skąd roztacza się wspaniały widok na dwie zatoki – to świetne miejsce do podziwiania zachodu słońca)
– Trójmiasto czyli Three Cities, z naciskiem na Birgu (dawna stolica Malty, często pomijana przez turystów; kameralna, pełna tradycyjnych zabudowań i z fenomenalnym Fortem St. Angelo z czasów Zakonu Joannitów)
– Valletta nocą (w ciągu dnia to muzeum pod gołym niebem tętni turystycznym życiem; nocą, gdy skąpane jest w światłach latarni, staje się miastem wybudowanym od podstaw przez Zakon Maltański)


Doświadczenia

– trekkingi zimą (mało kto wie o tym, że Malta stanowi wówczas oazę zieleni pełną kwiatów, a świetnych tras trekkingowych zdecydowanie na niej nie brakuje, mimo że nie ma tam gór!)
– nurkowanie w lecie (Malta to jedno z najbardziej cenionych przez nurków miejsc na świecie, głównie ze względu na wiele podwodnych wraków i jaskiń)
– degustacje wina w lokalnych winnicach (choć Malta nie słynie z wina na arenie międzynarodowej, to jednak można tutaj spróbować naprawdę pysznych win w malutkich, rodzinnych winnicach z tradycjami, szczególnie na Gozo)
– rejs jachtem/żaglówką po zatokach (to obowiązkowy punkt programu każdego lata, który pozwala nie tylko nacieszyć się kąpielami, ale także dotrzeć do miejsc niedostępnych z poziomu lądu i spojrzeć na Maltę z innej perspektywy)
– maltańskie festy (niezwykle barwna tradycja, która przyciąga do danej miejscowości całe tłumy; czekają na nas orkiestra, pochody z wielkimi posągami, konfetti i obowiązkowo sztuczne ognie!).


Co koniecznie na Malcie zjeść?

Kuchnia maltańska stanowi bardzo ciekawą mieszankę kulinarnych tradycji i swoiste odbicie bogatej historii tego kraju. Mamy więc tutaj wpływy arabskie, włoskie, a nawet francuskie! Najbardziej tradycyjnym daniem jest fenek, czyli królik. Przyrządza się go na wiele sposobów; tym najbardziej znanym jest gulasz z mięsa duszonego w czerwonym winie. Obowiązkowo trzeba też spróbować Ftiry Hobz biz-zejt, czyli maltańskiego chleba z charakterystyczną dziurką, wpisanego na Listę Niematerialnego Dziedzictwa UNESCO. Podaje się go z kunservą (maltański sos pomidorowy), tradycyjnym serem Gbejna, cebulą, kaparami i tuńczykiem; niekiedy dodawana jest także fasola na maśle. Włoskie wpływy widać m.in. w Ravjul Malti, czyli pierożkach z serem Gbejna podawanych z pysznym sosem pomidorowym i natką pietruszki. Inspiracje francuskie znajdziemy w innym narodowym maltańskim daniu, którym jest Bebbux (ślimaki duszone w winie), zaś arabskie: w pysznym deserze Imqaret. Jest to ciasto pieczone na głębokim oleju, nadziewane masą z daktyli. A to zaledwie kilka dań wartych spróbowania!


Co na Malcie fotografować sercem?

Prócz oczywistych widoków, zabytków czy wschodów i zachodów słońca (a te potrafią być na Malcie naprawdę zjawiskowe!), bardzo polecamy fotografować też zwykłą codzienność i ludzi, ich tradycje. Cudnie jest zatopić się w wąskich uliczkach małych miasteczek, gdzie mieszkańcy wystawiają sobie krzesełka przed kolorowe drzwi swoich kamienic i spędzają czas na świeżym powietrzu, dyskutując z sąsiadami. Spoglądając na gallarije – tradycyjny element maltańskiego krajobrazu – nieraz zobaczyć można Maltańczyków wyglądających przez okna, obserwujących życie ulicy i pozdrawiających przechodniów. Świetną okazją do fotografowania sercem są także tradycyjne obchody maltańskich fest parafialnych, które odbywają się głównie w lecie. Stanowią one najlepszy dowód na to, że Maltańczycy naprawdę wiedzą, jak celebrować życie i codzienność, a każda najmniejsza okazja do zabawy to dla nich wielkie święto.

Na co na Malcie uważać, czego się (nie) obawiać?

Na Malcie dobrze jest uważać na… kierowców. Są oni pełni temperamentu, a do tego, niestety, nie zawsze znają przepisy ruchu drogowego. Znaki i światła traktują niekiedy jako sugestię. Warto także zwrócić uwagę na to, by nie parkować auta pod dźwigami budowlanymi – przepisy BHP na Malcie to istny temat-rzeka. Poza tym jednak musimy przyznać, że ogromnym atutem Malty jest bezpieczeństwo. To kraj, w którym przestępczość jest na bardzo niskim poziomie, kradzieże zdarzają się naprawdę rzadko, podobnie jak zaczepki, także wobec samotnych kobiet.

Posted on

Włoskie kryminały na letnie wieczory. Lente – podcast o kulturze śródziemnomorskiej S03E16

Posłuchaj naszych opowieści o Morzu Śródziemnym – teraz na Spotify, Youtube, Apple, Google i innych popularnych platformach podcastowych oraz bezpośrednio tutaj, na stronie magazynu “Lente”.

W trzecim sezonie podcastu zapraszamy Cię do wspólnej refleksji nad kwestią TOŻSAMOŚCI. W jaki sposób widzą siebie mieszkańcy Śródziemnomorza, co ich łączy, a co dzieli? W jaki sposób odczuwają i wyrażają swoją odrębność, jakie historie opowiadają na swój temat? Poznaj je bliżej w naszym podcaście!

Materiał powstał w ramach płatnej współpracy z wydawnictwem Noir sur Blanc.

W kolejnym odcinku podcastu, dzięki ekspertowi z wydawnictwa Noir sur Blanc, odkrywamy świat włoskich kryminałów. Dlaczego warto sięgać po literaturę kryminalną z Italii? Czym różni się ona od skandynawskich thrillerów? Które książki Donny Leon, Andrei Camillerego, Maurizia De Giovanniego czy Marioliny Venezii idealnie sprawdzą się w letnie wieczory? Zanurz się w mroczne zakątki Matery, Neapolu, Wenecji i sycylijskich miasteczek, gdzie zbrodnia i piękno przenikają się w wyjątkowy sposób.

Prowadzenie: Julia Wollner
Produkcja: Magda Miśka-Jackowska i Michał Woźniak
Posted on

Tożsamości kulturowe w Europie Zachodniej

Kiedy, w zeszłym roku, poczułam fascynację tematem tożsamości, szukałam lektur na ten temat. Zdarzyło mi się wpisać hasło „tożsamość” w wyszukiwarkę Allegro i przeglądać bardzo różne propozycje wydawców – często mało znane i niedostępne w stacjonarnych księgarniach. Jedną z książek, którą znalazłam tym sposobem, jest propozycja Pracowni Kultury Politycznej INP UW pt. Tożsamości kulturowe w Europie Zachodniej pod redakcją Piotra Załęskiego i Agnieszki Syliwoniuk. Ukazała się ona w serii Kultura i Polityka. Zgodnie z tym tytułem skupia się na roli, jaką kultura (w tym język i pamięć historyczna) oraz polityka pełnią w budowie tożsamości wybranych narodów.

Publikację otwiera wprowadzenie do rozważań o tożsamości kulturowej, zaś jej trzon stanowią teksty poświęcone kolejno: Maltańczykom, Duńczykom, Katalończykom, Walijczykom, Szkotom i Korsykanom. Tym, co zainteresowało mnie najbardziej, były oczywiście fragmenty skupiające się na tematyce śródziemnomorskiej.

Rozdział autorstwa Agnieszki Syliwoniuk pt. Tożsamość kulturowa Maltańczyków może stanowić doskonałe uzupełnienie podcastu, który nagrałam niedawno z Karoliną Miller. Róża Warszawik w swoim tekście na temat Katalończyków skupia się na pamięci historycznej, języku i symbolach tej największą w Europie grupie językowej pozbawionej własnego państwa, natomiast Anna Grochulska przedstawia wspólnotowość i nacjonalizm w tożsamości kulturowej Korsykanów.

Autorki w chwili powstawania książki były absolwentkami europeistyki i politologii i rozpoczynały dopiero swoją drogę naukową. Teksty przygotowano jednak nad wyraz rzetelnie; co więcej, zdradzają one pasję do podjętego przez badaczki tematu. Znalazłam w nich wiele bardzo ciekawych informacji i obserwacji. Jeśli więc nie boicie się sięgać po opracowania naukowe, a temat tożsamości kulturowej interesuje Was podobnie jak mnie, to wiedzcie, że warto zajrzeć do publikacji INP.

Tożsamości kulturowe w Europie Zachodniej, red. naukowa: Piotr Załęski, Agnieszka Syliwoniuk, Instytut Nauk Politycznych, Wydział Dziennikarstwa i Nauk Politycznych, Uniwersytet Warszawski, Warszawa 2012

Posted on

Muzyka z pistacjową nutą. O lirze na Eginie

W czerwcu na Eginie – wyspie, do której na weekend chętnie uciekają mieszkańcy przeludnionych Aten – panują już spore upały, które mogą doskwierać szczególnie przybyszom z północy Europy. Słysząc dźwięk ukochanego instrumentu boga Apollona, nietrudno jest odnieść wrażenie, że jakąś czarodziejską mocą przenieśliśmy się w czasie lub… doświadczyliśmy wyjątkowo silnego udaru słonecznego. Na szczęście prawda jest zupełnie inna! Choć jeszcze do niedawna wydawało się, że lira należy do przeszłości, wykorzystywana jedynie jako element zdobniczy, to na Eginę zjechało się z całego świata ponad dwadzieścia osób, które na nowo wprowadzają ten instrument do muzycznego obiegu.

Pistacje – skarb Eginy. Fot. kobi schutz / Wikimedia, CC BY-SA 3.0
Pistacje – skarb Eginy. Fot. kobi schutz / Wikimedia, CC BY-SA 3.0


Ajgina i weterynarz

Na chwilę zostawmy Eginę oraz cały archipelag Wysp Sarońskich i udajmy się na północ. Wystarczy kupić bilet na prom, by po zaledwie kilkudziesięciominutowym rejsie znaleźć się w Pireusie – porcie Aten. Można także wybrać nowocześniejszą jednostkę i dotrzeć tam dwa razy szybciej, jednak podróż większym statkiem, choć wolniejsza, daje więcej możliwości podziwiania niezwykłego wyspiarskiego krajobrazu. Nie wspominając o towarzyszących podróżnym mewom, które odtańcowują prawdziwy balet w powietrzu! Z Aten, historycznej stolicy regionu zwanego Attyką, przemieszczamy się do sąsiedniej – i rywalizującej z nią w przeszłości – Beocji. To okolica znana z historii króla Edypa i jego córki Antygony, mieszkających w najważniejszym mieście regionu, Tebach, oraz z rzeki Asopos, nad której brzegami mieszczą się Plateje. To tam, w 479 roku p.n.e., Grecy pokonali Persów. Dla nas jednak ważniejsze jest dzisiaj co innego. Według mitologii, personifikacja rzeki, bóg Asopos, miał piękną córkę o imieniu Ajgina (Egina to oczywiście łacińska wersja tego imienia). Została ona dostrzeżona przez samego króla Olimpu, Zeusa, który, oczarowany, porwał ją i umieścił na wyspie Ojnone. Do jej historii powrócimy za chwilę; tymczasem udajemy się jeszcze bardziej na północ.

Starożytne ruiny na Eginie
Starożytne ruiny na Eginie

Mijamy Tesalię i docieramy do kolejnej krainy, zwanej Macedonią. Jej największym miastem (drugim w całej Grecji) są Saloniki, gdzie zatrzymamy się najdłużej. Znajduje się tam muzeum instrumentów antycznych Seikilo. Nie jest to ani placówka miejska, ani państwowa; to prywatna inicjatywa rodziny Koumardzis, odpowiedzialnej za wspomniane na początku zgromadzenie muzyków na Eginie. Artystyczna historia rodziny zaczyna się w niewielkim mieście Evropos, położonym kilkanaście kilometrów od Salonik. Mieszkający tam Anastasios, z zawodu weterynarz, pasjonuje się muzyką i majsterkowaniem. Zaczyna własnoręcznie konstruować instrumenty znane z nowożytnego folklorystycznego instrumentarium greckiego; z biegiem czasu dołącza do nich lira. Niebawem coś, co zaczęło się jako hobby, któremu oddaje się po godzinach, przeradza się w duży rodzinny interes. Anastasios ma trzech synów, którzy dziedziczą pasję ojca. Powstaje duża pracownia lutnicza z międzynarodowym systemem sprzedaży, wydawane są książki, w tym podręczniki do nauki gry na lirze. Założona zostaje Akademia Liry, oferująca lekcje gry przez Internet. Przedstawiciele rodziny Koumardzis wystepują na koncertach na całym świecie, w programach telewizyjnych, mają własny kanał na platformie YouTube. Co jednak najważniejsze, spełnia się ich główne marzenie: powrót liry do obiegu muzycznego. Dowodem jest pierwszy letni obóz dla grających na tym starożytnym instrumencie.

Fot. LUTHIEROS Music Instruments.
Podczas obozu na Eginie większość uczestników gra na lirach o większej liczbie strun niż te starożytne. Największy instrument ma ich 13. Fot. LUTHIEROS Music Instruments


Wyspa nimfy i gubernatora

Na Ojnone Egina wydała na świat syna Ajakosa, który w przyszłości miał się stać jednym z sędziów w królestwie Hadesa. Kochał on swą matkę tak bardzo, że wyspę, na której go urodziła, nazwał jej imieniem. Z czasem wyspa Egina stała się potęgą handlową, a pamiątkę po tym okresie stanowią imponujące ruiny świątyni miejscowej bogini, Afai. Z głównego portu można dostać się do nich taksówką lub autobusem – za jedyne 2 euro. Na wycieczkę warto się zdecydować, bo miejsce to robi duże wrażenie, a położone tuż obok klimatyzowane muzeum, w którym obejrzeć można sporo ciekawych obiektów, pozwala na chwilę wytchnienia podczas upałów.

Fot. Julia Wollner
Świątynia Afai na Eginie, fot. Julia Wollner

Niestety Egina leżała zbyt blisko Aten – wzrost potęgi miasta oznaczał zmierzch wyspy. W epoce nowożytnej, oprócz pistacji, znana jest ona jako miejsce zamieszkania Nikosa Kazantzakisa. To właśnie tu powstać miała jego najsłynniejszą powieść: Grek Zorba. Dom pisarza ciągle istnieje; nie jest jednak udostępniany turystom. Obejrzeć można natomiast siedzibę pierwszego gubernatora niepodległej Grecji, Joanisa Kapodistriasa. Wielka willa, nosząca obecnie nazwę Oikia Karapanou, znajduje się w rękach prywatnych. Właściciele nie chcą, by zamieniła się w kolejny butikowy hotel dla bogaczy, i starają się zachować ją w niezmienionym kształcie – do dziś chodzić można po oryginalnych drewnianych podłogach pamiętających czasy Kapodistriasa. Rezydencja wynajmowana jest artystom, udostępniana na szkolenia, warsztaty czy też kameralne występy. Z miejscem tym związany jest Kleopas Thanasis, muzyk, który dziewięć lat temu zamienił gitarę na lirę. Od tego momentu współpracuje też z rodziną Koumardzis i to z jego rekomdacji Oikia Karapanou została wybrana na miejsce pierwszego letniego obozu dla grających na lirze.

Choć siedmiostrunna lira jest ulubionym instrumentem Apollona, to wynaleziona została przez Hermesa, który w ten sposób chciał udobruchać boga sztuki za wyrządzonego mu psikusa. Powszechnie uważa się ją za najważniejszy instrument starożytnych Greków. Fot.: LUTHIEROS Music Instruments


Seikilos i Melina

Anastasios Koumardzis nie  jest oczywiście jedynym lutnikiem, który produkuje liry. Nie jest też pionierem badań nad muzyką antyczną, które są stare jak archeologia. Obecnie do najważniejszych badaczy muzyki starożytnej Grecji należą m.in. prof. Stefan Hagel z Wiednia oraz Armand d’Angour z Oxfordu. Temat ten zaistniał na chwilę także w Polsce: wystarczy wspomnieć słynny Ośrodek Praktyk Teatralnych Gardzienice. W 1997 roku, podczas realizacji spektaklu na podstawie tekstu Apulejusza, pracowano w Gardzienicach również nad rekonstrukcją greckiej muzyki, co zaowocowało nagraniem dobrze przyjętej płyty. W przypadku rodziny Koumardzis chodzi jednak nie tyle – albo nie tylko! – o rekonstrukcję muzyki starożytnej, ile o przywrócenie do życia samej liry. Większość uczestników letniego obozu to ludzie nieposiadający dużej wiedzy o muzyce antycznej. Zakochali się za to w delikatnym brzmieniu instrumentu, które, co warto wiedzieć, ma właściwości terapeutyczne. Nic dziwnego, że każdy dzień zaczynał się od sesji medytacyjnej, na którą, oprócz muzyki wykonywanej przez jednego z instruktorów, składały się fragmenty pism stoików (Marka Aureliusza, Epikteta i Seneki) oraz elementy jogi.

Fot.: LUTHIEROS Music Instruments
Poranna sesja medytacyjna: joga, muzyka i teksty stoików.Fot.: LUTHIEROS Music Instruments

 

Większość uczestników obozu gra na lirach o większej liczbie strun (największy instrument ma ich 13), jednak kilka osób dzielnie trzymało się wersji siedmiostrunowej i szczątkowego repertuaru antycznego. Obie grupy połączyła fascynacja Seikilosem. Jego epitafium uważane jest za najstarszy kompletny utwór muzyczny pochodzący ze starożytnej Grecji. Obecnie przyjmuje się, że pochodzi on z II wieku n.e., choć wcześniej uważano, że powstał w epoce hellenistycznej. Zapis tej króciutkiej kompozycji wyryty jest na kamiennej, owalnej steli, odkrytej w 1883 roku w miejscowości Tralles koło Efezu, na terenie dzisiejszej Turcji. Obecnie przechowuje ją muzeum w Kopenhadze. Sam utwór to melodia łatwo wpadająca w ucho, tekst zaś opowiada o tym, by korzystać z czasu, jaki mamy, bowiem życie jest bardzo krótkie. Podczas czerwcowego obozu Epitafium Seikilosa rozbrzmiewało na terenie willi codziennie, bowiem każdy chciał zmierzyć się z tym legendarnym tematem muzycznym.

Fot.: LUTHIEROS Music Instruments
Fot.: LUTHIEROS Music Instruments

 

Jednak to inna melodia żegnała uczestników spotkania, wykonana przez nich wszystkich podczas ostatniego wspólnego wieczoru. Były to Dzieci Pireusu (gr. Τα Παιδιά του Πειραιά) wypromowane przez słynną grecką aktorkę i ministrę kultury, Melinę Mercouri. W Polsce piosenkę z powodzeniem wykonywała popularna grupa Filipinki.

Już za rok odbędzie się druga edycja niezwykłego wydarzenia dla miłośników liry. Może dołączycie?

 

Przydatne linki:

Dla osób chętnych na własną lirę:
https://luthieros.com/

Internetowy kurs:
https://lyreacademy.com/

Kanał na YouTube, gdzie można posłuchać liry solo, a także w dialogu z instrumentami reprezentującymi inne kultury: https://www.youtube.com/@SEIKILO

Zdjęcie główne: © LUTHIEROS Music Instruments

 

Posted on

Tożsamość Maltańczyków – rozmowa z Karoliną Miller. Lente – podcast o kulturze śródziemnomorskiej S03E15

Posłuchaj naszych opowieści o Morzu Śródziemnym – teraz na Spotify, Youtube, Apple, Google i innych popularnych platformach podcastowych oraz bezpośrednio tutaj, na stronie magazynu “Lente”.

W trzecim sezonie podcastu zapraszamy Cię do wspólnej refleksji nad kwestią TOŻSAMOŚCI. W jaki sposób widzą siebie mieszkańcy Śródziemnomorza, co ich łączy, a co dzieli? W jaki sposób odczuwają i wyrażają swoją odrębność, jakie historie opowiadają na swój temat? Poznaj je bliżej w naszym podcaście!

 

Zapraszamy Was do wysłuchania fascynującej rozmowy z Karoliną Miller – mieszkanką Malty i podróżniczką, która wraz z mężem, Piotrem Andruszko, prowadzi blog Rude i Czarne. Zapytałam Karolinę o wszystko, co nurtowało mnie w związku z maltańską tożsamością: tajemniczą historię i zabytki starsze od egipskich piramid; niezwykły język, w którym elementy włoskie i angielskie pobrzmiewają tuż obok arabskich; katolickie kościoły, w których wierni zwracają się do Boga per Alla. Gawędzimy także o pięknych miejscach do zwiedzenia, pysznych daniach do spróbowania i o tym, czy na archipelagu maltańskim rzeczywiście nie lubi się mieszkańców Gozo.

Prowadzenie: Julia Wollner
Produkcja: Magda Miśka-Jackowska i Michał Woźniak

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o kwestiach poruszonych w podcaście, zapraszamy serdecznie tutaj:
🔹 Karolina Miller: Wakacje na Malcie
🔹  Michał Głombiowski: Malta, wyspa niezmienna
🔹 Julia Wollner: Malta. 5 praktycznych informacji
Posted on

Skąd się wzięli Chorwaci?

Maciej Czerwiński, autor monografii poświęconej historii Chorwacji, pisze, że opowieść o niej jest opowieścią o głównym biegu rzeki wraz ze wszystkimi dobiegającymi do niego strumieniami. Żeby zrozumieć ów główny nurt, należy zdać sobie sprawę z każdego małego dopływu, a są one bardzo liczne. Znaczenie ma też sposób budowania zróżnicowanej tożsamości: Czerwiński podkreśla, że Chorwacja to jedyny znany mu kraj, w którym kultura słowiańska wchłonęła istniejącą tam wcześniej kulturę romańską i antyczną oraz gdzie zetknęły się trzy wielkie ludy europejskie: romańskie, germańskie i słowiańskie. Co więcej, Chorwaci wyparli z wybrzeża adriatyckiego jeden z najstarszych ludów Europy – Ilirów. Skąd jednak wzięli się oni sami?

Split
Split


Biała Chorwacja

Istnieją trzy hipotezy dotyczące pochodzenia Chorwatów. Pierwsza z nich mówi o tzw. Białej Chorwacji, która miała istnieć na terytorium dzisiejszej Małopolski. „Biali Chorwaci” uważani są przez niektórych historyków za protoplastów Lachów, a nawet Polaków. Inni historycy kwestionują Małopolskę jako miejsce, z którego Biali Chorwaci wyruszyli w VI wieku; wskazują, że były to raczej dzisiejsze Czechy albo terytoria naddudajskie położone między Niemcami, Węgrami i Serbią. Wielu jednak zgadza się co do tego, że istotnie miało miejsce przejście ludów słowiańskich z północy na południe.

Wędrówka Chorwatów na wybrzeże Adriatyku, a następnie ekspansja Węgrów w środkowej Europie spowodowały, że dzisiejsi Słowianie południowi stracili łączność ze swoimi braćmi na północy. Jednak każdy, kto choć raz był w Chorwacji, wie, że pokrewieństwo językowe pomiędzy nami jest bardzo silne i wciąż żywe. Większość słownictwa związanego z życiem codziennym, relacjami rodzinnymi, człowiekiem, światem uczuć, fauną i florą, ukształtowaniem terenu wykazuje znaczne podobieństwa. Podobna jest także gramatyka wszystkich języków słowiańskich: zarówno tych z północy, jak i z południa.

Zagrzeb
Zagrzeb


Pochodzenie irańskie

Druga hipoteza mówi o irańskim pochodzeniu Chorwatów. Dowód na takie korzenie stanowią również pewne elementy językowe: według zwolenników tej teorii nazwa „Chorwaci” ma perski odpowiednik „Harahvati”. W języku chorwackim istnieje również niewielka liczba zapożyczeń z perskiego, co także ma poświadczać ich irańskie pochodzenie. Przeciwnicy irańskiej genezy Chorwatów wskazują na słabość argumentów lingwistycznych i niedostateczną liczbę podobieństw lingwistycznych, twierdząc, że wiele nazw własnych ma źródła w innych językach. Przykładem jest słowo „Francja” pochodzące od germańskiego plemienia Franków. Co więcej, zapożyczenia są naturalnym procesem nabywania słownictwa w każdym języku, trudno więc za ich pomocą budować podwaliny tożsamości narodu.

Goci

Trzecia teoria dotycząca pochodzenia Chorwatów mówi o źródłach gockich. O Gotach – utożsamianych z ludnością germańską – pisali przede wszystkim kronikarze średniowieczni. Ich hipotezy wydają się jednak najbardziej zawodne, ponieważ najczęściej „wrzucali do jednego worka” wszystkich przybyszów z północy, przypisując im wspólną cechę – barbarzyństwo. Teoria gocka szczególną popularnością cieszyła się w czasie drugiej wojny światowej, w kręgach polityków kolaborujących z Niemcami – pozwalała bowiem oddalić się od historii o Białej Chorwacji.

Dubrownik
Dubrownik


Pochodzenie w służbie polityki

Aleksandra Wojtaszek w swojej błyskotliwej i nierzadko bardzo zabawnej książce Fjaka. Sezon na Chorwację pisze, że dyskusje na temat pochodzenia Chorwatów ożywają nie w momencie, w którym archeolodzy znajdują dowód w sprawie lub udaje się odkryć nieznany zabytek piśmiennictwa. Na ogół dzieje się to w związku z klimatem politycznym, w którym łatwo nagiąć fakty do obowiązującej w danej chwili ideologii. Jeśli fakty przeczą użytecznej z politycznego punktu widzenia teorii, tym gorzej dla faktów – twierdzi nie bez ironii Wojtaszek. Powiedzieliśmy już, że teorię gocką wykorzystywali kolaboranci w latach 40.; teoria o słowiańskich źródłach Chorwatów i wędrówkach z północy na południe Europy była zaś szczególnie popularna w okresach zjednoczenia. W ramach państwa jugosłowiańskiego Chorwaci i Serbowie zgodnie wierzyli więc w istnienie Białej Chorwacji i Białej Serbii, które to krainy dały początek ich istnieniu i trwaniu na południu Europy. Warto dodać, że sama nazwa „Jugosławia” oznacza południową Słowiańszczyznę (jug to „południe” zarówno po serbsku, jak i chorwacku).

W okresie konfliktów pomiędzy braćmi Słowianami tendencja była zgoła odwrotna: Chorwaci, chcąc zdystansować się od Serbów, podkreślali swe rzekome bliskowschodnie korzenie. W latach 90. chętniej skłaniali się więc ku tezie, wedle której mieliby należeć do najstarszych narodów świata, z historią sięgającą 6 tysięcy lat wstecz i pochodzeniem z terenów dzisiejszego Iranu. Na dobrą sprawę nie zmieniło się to do dziś. Wzajemne animozje, niezabliźnione rany, europejskie ambicje Chorwacji – wszystko to tworzy klimat dystansu wobec dawnych słowiańskich współbraci. Warto też dodać, że niebagatelną rolę odgrywa tu religia: katoliccy Chorwaci uważają swój kraj za „przedmurze chrześcijaństwa” (antemurale christianitatis), oddzielające Zachód od prawosławnych „dzikusów” ze Wschodu.

Pag
Pag


Byle nie Bałkany

W ostatnich dekadach w chorwackim dyskursie politycznym najmocniej wybrzmiewa nuta antybałkańska, a przynajmniej dystansująca się od szeroko pojętego kulturowego Wschodu. Mimo że w literaturze przedmiotu, szczególnie tej, która stworzona została przez przedstawicieli Zachodu, kulturowe Bałkany zaczynają się już pod Wiedniem (Metternich), czy w węgierskim Debreczynie (Kaplan), to utożsamianie Chorwacji z Bałkanami nie zostanie przyjęte pozytywnie w Zagrzebiu czy w Splicie. Zdanie „odwiedzam Chorwację, bo uwielbiam podróżować po Bałkanach” spotka się ze zdecydowanie negatywną reakcją każdego Chorwata: „Chorwacja to nie Bałkany”. Współcześnie Chorwaci identyfikują się raczej z Unią Europejską, do której ich kraj wstąpił w 2013 roku, niż z mieszkańcami byłej Jugosławii.

Warto również wspomnieć, że sytuację tożsamościową dodatkowo komplikuje głagolica. Ten pierwszy słowiański alfabet stworzony przez Cyryla i Metodego, który Chorwaci traktują jako rodzaj politycznego klina między rzymską łaciną i bizantyjską greką, stanowi symbol wielowiekowej próby zachowania niezależności w specyficznej sytuacji geopolitycznej i wyznaniowej. Najzagorzalsi propagatorzy głagolicy w Chorwacji negują wręcz jej cyrylometodiańskie pochodzenie, wskazując na genezę iliryjską. Po ostatniej wojnie na Bałkanach (1991–1995) obserwuje się odrodzenie ruchu głagolickiego. W 1993 roku założono Towarzystwo Przyjaciół Głagolicy (Društvo prijatelja glagoljice), w ramach którego popularyzuje się kursy tego alfabetu, organizuje wykłady i prelekcje w szkołach i muzeach, w radiu i telewizji.

Selce
Selce

Trzy teorie o pochodzeniu Chorwatów, mozaika kulturowa, mieszanka Śródziemnomorza, Europy Środkowej i Bałkanów wraz z bogatą kulturą ludową i dziedzictwem osmańskim, mikroseparatyzm Dalmacji i Istrii, mnogość oraz żywotność dialektów, wreszcie alfabet głagolicki nie ułatwiają zadania amatorom podróżowania po Chorwacji i osobom zgłębiającym temat chorwackiego pochodzenia.

Z drugiej strony powyższe komponenty wraz z pięknem krajobrazu, klimatem oraz przyjaznym, gościnnym nastawieniem mieszkańców wybrzeża adriatyckiego tworzą uwodzicielską mieszankę, która powoduje, że rokrocznie tysiące naszych rodaków udają się na urlop do Chorwacji. W roku 2023, zgodnie z danymi przekazanymi przez Przedstawicielstwo Chorwackiej Wspólnoty Turystycznej w Polsce, w Dalmacji, na Istrii i w Zatoce Kwarner odpoczywało ponad milion Polaków. Chorwacja jest też najchętniej wybieranym kierunkiem wakacyjnym przez Czechów, wysoko plasuje się w rankingach popularności wśród Słowaków. Trudno powstrzymać się od refleksji: skoro tak dobrze czujemy się w Chorwacji, to może hipoteza o słowiańskim rodowodzie Chorwatów jest jednak najbardziej prawdopodobna?

 

Źródła:
M. Czerwiński, Chorwacja, dzieje, kultura, idee, Międzynarodowe Centrum Kultury, Kraków 2020
R. D. Kaplan, Na wschód do Tatarii. Podróże po Bałkanach, Bliskim Wschodzie i Kaukazie, tłumaczył Janusz Ruszkowski, Czarne, Wołowiec 2015
Barbara Oczkowa, Język chorwacki, [w:] Słowiańskie języki literackie, Kraków 2011
Maria Dąbrowska-Partyka, W poszukiwaniu nowego kanonu. Reinterpretacje tradycji kulturalnej w krajach postjugosłowiańskich po 1995 roku, Kraków, 2005
Aleksandra Wojtaszek, Fjaka. Sezon na Chorwację, Czarne, Wołowiec 2023

Posted on

Maciej A. Brzozowski, Boskie. Włoszki, które uwiodły świat

Materiał powstał w ramach płatnej współpracy z wydawnictwem Znak Horyzont.

Książek o Italii i ich mieszkańcach ukazuje się mnóstwo; tylko na stronie najpopularniejszej polskiej księgarni sieciowej znajdziemy blisko 200 publikacji z tagiem „Włochy”.  Ile z nich powstało na podstawie oryginalnego pomysłu? Ile, oprócz chwili przyjemności, dostarcza czytelnikowi porcji solidnej wiedzy? Niewiele. Akurat tyle, by czasem opisać je na naszych łamach.

Na takowe opisanie zasługuje bez wątpienia książka Macieja A. Brzozowskiego Boskie, która właśnie ukazała się po raz drugi – w nowej, wzbogaconej wersji proponowanej nam przez wydawnictwo Znak. Sięgnęłam po nią z radością i prawdziwym zainteresowaniem, do których niemało przyczynił się podtytuł: Włoszki, które uwiodły świat. Biografie inspirujących kobiet należą wszak do tekstów, które czytam wyjątkowo chętnie.

Wszystkie są boskie, moje „Boskie, bo to wybór od początku do końca subiektywny

W pierwszej kolejności, studiując spis treści, zwróciłam uwagę na ciekawy dobór bohaterek – to chyba jedyna książka o Italii, w której nawet zdaniem nie wspomina się o Sophii Loren! Z okładki wita nas wprawdzie równie sławna Monica Bellucci, jednak w środku znajdziemy nie tylko wielkie współczesne gwiazdy. Obok tekstu o filmowej Malenie czeka na nas rozdział o influencerce Chiarze Ferragni oraz o byłej pierwszej damie Francji, Carli Bruni, jednak miłośnicy historii również nie będą rozczarowani. Mnie zafascynowały sylwetki szesnastowiecznej feministki Olimpii Maidalchini, nazywanej papieżycą, oraz wpływowej dziewiętnastowiecznej kurtyzany, Virginii Oldoini. Bez względu na to, czy mamy do czynienia z postacią, o której wcześniej nie słyszeliśmy, czy też z z nazwiskiem doskonale nam znanym, poszczególne rozdziały czyta się znakomicie. I nic dziwnego – pisanie o ludziach to specjalność Brzozowskiego. – Zaczynałem w „Twoim Stylu” reportażami o kobietach z małych polskich miast – wspomina zapytany o swoje pierwsze dziennikarskie poczynania. – Później przerzuciłem się na Włochów jako nację, aby wreszcie zacząć opisywać rozmaite fascynujące osoby. To wielka przyjemność odkrywać fakty, łączyć wątki, przeżywać wydarzenia znane z innych źródeł.

Książkę Boskie zamówić można w naszym sklepie – kliknij TUTAJ

Ta przyjemność udziela się czytelnikowi – także dlatego, że  w tekście czuć sympatię do opisywanych historii i ludzi, którzy je tworzyli. Co ważne, sympatia ta nie ma nic wspólnego z bezkrytyczną apoteozą wszystkiego, co łączy się z Włochami. – Nie mogę nie lubić opisywanej bohaterki, bo od razu ustawiałoby mnie to w kontrze do niej; nie mogę też okazywać pełnego uwielbienia, bo dystans pomaga nam zachować odpowiednie proporcje – tłumaczy Brzozowski. I z właściwym sobie poczuciem humoru dodaje: – Nie wskażę ci, które z Boskich cenię najbardziej, ale mogę wyznać, z którymi pojechałbym osobowym z Rzeszowa do Szczecina. Na pewno z Sonią Gandhi – kobietą o niezwykle ciekawym życiorysie, który, niestety, naznaczyło cierpienie i liczne tragedie. Zaprosiłbym też Eddę Ciano, aby czytelnicy odkryli w niej jeszcze więcej, niż ja opisałem w Boskich, a Curzio Malaparte w swojej książce Kaputt. Naszą Włoszko-Polkę, czyli Jadwigę Toeplitz-Mrozowską, wypytałbym o romans z Boyem i o Wyspiańskiego, bo to moi idole. Chciałbym też poznać i zrozumieć Luisę Casati, ale ona nigdy nie wsiadłaby do osobowego. Niestety Orient Express jeszcze u nas nie kursuje…

 

To wielka przyjemność odkrywać fakty, łączyć wątki, przeżywać wydarzenia znane z innych źródeł

Tych, których Boskie, zgodnie ze swym tytułem, uwiodą i zachwycą, ucieszy fakt, że  książka być może doczeka się kontynuacji lub kolejnego, poszerzonego wydania. – Uważam, że polscy czytelnicy powinni poznać lepiej Ritę Levi-Montalcini, włoską noblistkę i cudowną kobietę – mówi autor, wymieniając pomysły na następne Boskie. – I choć nie jestem dobry w pisaniu o aktorkach, warto byłoby przedstawić jeszcze dwie: Paolę Cortellesi, która swoim „Jutro będzie nasze” dostarczyła mi wielu wzruszeń, i Kasię Smutniak – za to, co przeszła, co robi, nie tylko w kinie, ale i w ramach swej fundacji. Chętnie opisałbym także Donnę Marellę, żonę głównego akcjonariusza FIAT-a, Gianniego Agnellego. Miałem zaszczyt ją poznać, a zachwyt, który we mnie wywołała, pozostaje ze mną do dzisiaj.

Przedtem jednak czeka na nas tuzin fascynujących spotkań z już opisanymi Boskimi. Boskimi, czyli jakimi? – Na tytuł wybrałem przymiotnik będący synonimem słów takich, jak „wspaniałe” czy „piękne”. Ot, wyrazy z czasów, kiedy wobec kobiet można było sobie bezkarnie pozwalać na komplementyżartuje Maciej, ja zaś sprawdzam encyklopedyczną definicję „boskich”. W znaczeniu przenośnym przymiotnik ten znaczy: „będąca ponad zwykłą miarę”.

I takie, rzeczywiście, są Maciejowe bohaterki. Cieszę się, że mogłam je spotkać.

 

Maciej A. Brzozowski, Boskie. Włoszki, które uwiodły świat, Znak Horyzont, Kraków 2024
Posted on

Mikołajewski i Camilleri. Lente – podcast o kulturze śródziemnomorskiej S03E14

Posłuchaj naszych opowieści o Morzu Śródziemnym – teraz na Spotify, Youtube, Apple, Google i innych popularnych platformach podcastowych oraz bezpośrednio tutaj, na stronie magazynu “Lente”.

W trzecim sezonie podcastu zapraszamy Cię do wspólnej refleksji nad kwestią TOŻSAMOŚCI. W jaki sposób widzą siebie mieszkańcy Śródziemnomorza, co ich łączy, a co dzieli? W jaki sposób odczuwają i wyrażają swoją odrębność, jakie historie opowiadają na swój temat? Poznaj je bliżej w naszym podcaście!

Materiał powstał w ramach płatnej współpracy z wydawnictwem Noir sur Blanc, w ofercie którego znajdziecie liczne książki Andrei Camillerego. 10 lipca 2024 roku ukazało się trzecie wydanie Głosu skrzypiec w tłumaczeniu Jarosława Mikołajewskiego.

Camilleri to nie tylko kryminały, śledztwa, Sycylia i mafia. Włoski pisarz w fabułę kryminalną wpisywał problemy społeczne; był niestrudzonym obserwatorem i komentatorem rzeczywistości. W naszym podcaście wspomina go dziś Jarosław Mikołajewski – pisarz, poeta, reporter i tłumacz wielu książek Camillerego, z którym połączyła go serdeczna przyjaźń. Posłuchajcie, jak mędrzec opowiada o mędrcu.

Prowadzenie: Julia Wollner
Produkcja: Magda Miśka-Jackowska i Michał Woźniak

 

Posted on

Odszedł Jerzy Stuhr. Był mocno związany z Włochami

Włosi mówili na niego „Dżersi”, próbując odczytać polski odpowiednik ichniego „Giorgio”. Było ich wielu – przyjaciół, znajomych, współpracowników, bo Stuhr jeździł do Italii dużo i często; dla przyjemności, ale i w sprawach zawodowych. Wyreżyserował tam kilka sztuk teatralnych, zdubbingował sam siebie do włoskiej wersji „Historii miłosnych”, grywał we włoskich filmach, wykładał na tamtejszych uczelniach. Podobno zaczęło się przypadkiem, który nosił jednak zupełnie konkretne nazwisko: Giovanni Pampiglione. Ten włoski reżyser po studiach w Polsce, tłumaczący na swój język teksty Witkacego, w 1980 roku doprowadził do zorganizowania w Pizie sesji naukowej poświęconej Witkiewiczowi. W ramach wydarzenia wystawiono dramat „Oni”, w którym zagrał Stuhr, muzykę zaś napisał Stanisław Radwan. Włosi byli zachwyceni, posypały się zaproszenia na sceny teatralne w największych miastach. Dwa lata później za rolę w „Mątwie” Witkacego, pokazanej na Międzynarodowym Festiwalu Teatralnym w Spoleto, Jerzy otrzymał Nagrodę Krytyki Włoskiej dla najlepszego aktora zagranicznego we Włoszech. Podkreślono, że zostaje ona przyznana za „opanowanie języka włoskiego oraz jakość interpretacji”. I tak już zostało.

Były też włoskie filmy. Zagrał m.in. u Guido Chiesy („Io sono con te”, 2010), u Luki Manfrediego („L’ultimo papa re”, 2013), Antonia Morabity („Rimetti a noi i nostri debiti”, 2018) oraz Umberta Spinazzoli („Non morirò di fame”, 2023). Trzykrotnie wystąpił u genialnego Nanniego Morettiego (w „Il Caimano” w 2006 roku, w „Habemus papam” w 2011 oraz w „Il sol dell’avvenire” w 2023). W jednym z wywiadów dla TVN mówił, że praca z Morettim stanowi prawdziwe wyzwanie. – On potrafi po 30-40 dubli robić, a ja po 5-6 zaczynam umierać i jestem coraz gorszy, i mylę się w tekście, bo mnie to nudzi już. A on dopiero się nakręca – tłumaczył.

W języku Dantego mówił tak dobrze, że w pewnym momencie złożono mu propozycję zagrania rodowitego Włocha, nestora słynnego rodu Olivettich. Nie przyjął jej jednak, twierdząc skromnie, że mieszkańcy Półwyspu mogliby mu nigdy nie wybaczyć. Zamiast udawanym Włochem, wolał być gościem i obserwatorem, co pozwalało mu na delektowanie się pięknem kraju i jego kulturalnych bogactw. Uwielbiał Wenecję, w której, w ramach stypendium, studiowała kiedyś jego żona Barbara; z zachwytem opowiadał o Wiecznym Mieście. Kochał włoskie jedzenie. W wywiadzie dla Vivy! w 2016 roku zwierzał się Beacie Nowickiej: – Jak przyjeżdżam do Rzymu, raz na dwa-trzy miesiące, zawsze zaczynam od cacio e pepe: musi być specjalne tonnarelli, do tego prawdziwe pecorino romano, pepe i nic więcej. Niente di più. A potem lecą wszystkie inne rzymskie dania: trippa alla romana – flaki po rzymsku, coda alla vaccinara – duszone w winie ogony wołowe. Trzeba tylko wiedzieć, gdzie iść, my mamy swoje ulubione miejsca.

Podziwiał włoską kinematografię, tamtejsze podejście do historii, do tematów trudnych, do narodowych traum. Uwielbiał włoską młodzież – to dla niej wielokrotnie odwiedzał Perugię, Mediolan, Bolonię, Palermo. Na włoskich uczelniach prowadził kursy aktorskie i seminaria dla studentów. Przybywali tłumnie.

Teraz nie tylko oni będą za Nim bardzo tęsknić.

 

Zdjęcie główne: Jerzy Stuhr w 2018 roku, fot. Grzegorz Gołębiowski / Wikimedia Commons
Posted on

Asida

Asida – słodki, pachnący przyprawami pudding z daktyli i prażonej mąki – to jeden z najbardziej popularnych arabskich deserów, rozpowszechniony w Afryce Północnej, Sudanie i Etiopii, na Półwyspie Arabskim i Bliskim Wschodzie. Podana z filiżanką doprawionej kardamonem i wodą różaną kawy stanowi klasyczny poczęstunek w wyłożonych poduszkami madżlis (dosłownie: miejsca do zasiadania”), jak określa się miejsca do przyjmowania gości w arabskich domach.

Korzenie asidy sięgają średniowiecza i łączą się z historią beduińskich plemion Afryki Północnej – Maroka, Libii i Tunezji. Proste danie przygotowywane z kilku podstawowych składników było jednym z filarów kuchni Beduinów, pozwalającym koczownikom przetrwać w surowych pustynnych warunkach. Najstarszy, najprostszy przepis wymagał dodania mąki z prażonego jęczmienia do gotującej się nad ogniskiem wody i szybkiego, energetycznego mieszania masy patykiem, aż osiągnie konsystencję ciasta. Powstałą mamałygę przekładano potem na talerz, wydrążając w środku płytki otwór, do którego wlewano klarowane masło, olej arganowy albo inny dostępny tłuszcz. Biesiadnicy jedli asidę ze wspólnego półmiska, odrywając kawałki elastycznego ciasta, formując je w dłoniach i maczając w tłuszczu. Do dzisiaj w wielu krajach jest to typowy sposób podawania asidy.

Przez wieki danie rozpowszechniło się tak bardzo, że dzisiaj istnieją niezliczone wersje przepisu. Asida może być słodka lub wytrawna, podawana jako sycące śniadanie albo świąteczny deser na Id al-Fitr – najważniejsze muzułmańskie święto, kończące ramadanowy post. Najczęściej przygotowywana jest z lekko prażonej mąki z jęczmienia lub pszenicy i doprawiana korzennymi przyprawami: kardamonem, goździkami i imbirem. Wytrawne wersje podaje się z mięsnym bulionem, pikantną harissą, ziołami i cebulą, słodkie z daktylami, syropem z karobu, miodem i orzechami. Asida może mieć konsystencję lejącej się owsianki albo zwartej kluski.

Moja wersja asidy – serwowana w kokilkach i gotowana na parze – nie wymaga intensywnego mieszania i jest zdecydowanie deserowa, przygotowywana z dużą ilością daktyli i przypraw.


Przepis: Asida

szklanka daktyli
¾ szklanki mąki pszennej
łyżeczka mielonego kardamonu
łyżeczka mielonego imbiru
½ łyżeczki zmielonych goździków
2 + 2 łyżki rozpuszczonego masła (podzielone)

Daktyle zalewamy wrzącą wodą, namaczamy przez 10 minut.
Odcedzamy i blendujemy na gładką masę.
Mąkę przez kilka minut prażymy na suchej patelni na złocisto, przesiewamy.
Do zblendowanych daktyli dodajemy mąkę, przyprawy i 2 łyżki rozpuszczonego masła.
Przekładamy do kokilek i gotujemy na parze (w garnku lub koszyczku do gotowania na parze) przez 10 minut.
Polewamy pozostałym masłem i podajemy na ciepło.

*Jeśli nie mamy sprzętu do gotowania na parze, możemy przygotować deser w piekarniku. W tym celu piekarnik nagrzewamy do 240 stopni. Kokilki układamy w żaroodpornym naczyniu i wlewamy tyle wrzącej wody, żeby sięgała do połowy ich wysokości. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika na 10 minut.

Posted on

Ismail Kadare, Most o trzech przęsłach

I znowu odszedł Gigant. Tego ranka otworzyłam drzwi kurierowi – podał mi kopertę z cienką książką w środku. Rozdarłam papier, w środku czekał Kadare. A potem powiedzieli w radiu, że umarł.

Porównywano go z Orwellem i Kafką, bo pisał o państwie totalitarnym, choć jego biografia nie była kryształowa. Obawiając się prześladowań, przez długi czas nie potępiał jednoznacznie dyktatury Hoxha; później, by stawić opór reżimowi, wybrał drogę alegorii i mitu. Słuszną, bowiem osiągnął w nich prawdziwe mistrzostwo. Z wirtuozerią operował słowem, łącząc język literacki z lokalnymi albańskimi dialektami, i czynił to, na co pozwala się tylko nielicznym: bezlitośnie piętnował to, co w narodzie złe, jednocześnie kochając swój kraj do szaleństwa.

Wydana właśnie w Polsce powieść Most o trzech przęsłach w Albanii ukazała się w 1978 roku, podczas wzmożonych represji reżimu komunistycznego, kiedy Kadare został internowany i wysłany do kołchozu. Podobnie jak wiele innych tekstów autora, wykorzystuje motyw starej albańskiej legendy. Akcja toczy się w drugiej połowie XIV wieku, jednak nietrudno zauważyć nieustanne odniesienia do dzisiejszej rzeczywistości. Chrześcijański mnich Gjon opowiada w swej kronice o budowie mostu, który miałby poprawić komunikację po antycznej drodze Via Egnatia, stanowiącej kontynuację słynnej Via Appia i łączącej dawną wschodnią prowincję z samym Rzymem. Według miejscowych wierzeń, aby konstrukcja okazała się trwała, należy zapewnić jej przychylność wodnych bóstw, czego warunkiem jest złożenie ofiary z człowieka. W jednym z  przęseł zamurowany zostaje rzekomy ochotnik, wcześniej oskarżany o utrudnianie budowy…

 

Światową sławę przyniosła mu wydana w latach 60. powieść Generał martwej armii, na podstawie której powstał film Luciana Tovolego z Marcellem Mastroiannim w roli głównej. Jej akcja rozgrywa się w powojennej Albanii, do której przybywa włoski dowódca mający na celu przeprowadzenie ekshumacji szczątków włoskich żołnierzy poległych tam podczas II wojny światowej. W trakcie misji generała, podczas kwerendy archiwalnej i rozmów z lokalnymi mieszkańcami, okazuje się, że Włosi wykazywali się niespotykanym okrucieństwem
Światową sławę przyniosła mu wydana w latach 60. powieść Generał martwej armii, na podstawie której powstał film Luciana Tovolego z Marcellem Mastroiannim w roli głównej. Jej akcja rozgrywa się w powojennej Albanii, do której przybywa włoski dowódca mający na celu przeprowadzenie ekshumacji szczątków włoskich żołnierzy poległych tam podczas II wojny światowej. W trakcie misji generała, podczas kwerendy archiwalnej i rozmów z lokalnymi mieszkańcami, okazuje się, że Włosi wykazywali się niespotykanym okrucieństwem


Most o trzech przęsłach
to metaforyczna, wielowarstwowa opowieść o łączeniu światów, Wschodu i Zachodu, Azji i Europy, ale także historyczne exemplum pokazujące, że za każdą zmianę w społeczeństwie ktoś musi zapłacić, a postęp zawsze ma swoją cenę. Stanowi również wnikliwe studium albańskiej tożsamości i spojrzenie na wielowiekowe tradycje kraju. Fascynujące kulturowe bogactwo miesza się tu z gusłami i celebracją aktów zemsty, a skierowanie się ku przedosmańskiemu, chrześcijańskiemu dziedzictwu, czerpiącemu ze związków z antykiem, wydaje się jedyną drogą ratunku od nadchodzącej tragedii. Piękna, oniryczna, baśniowa lektura zadziwia jednoczesnym realizmem; mnie zachwyciła także licznymi odniesieniami do greckiej mitologii i prostym, a zarazem kunsztownym językiem. Wskazała kolejne, nie zawsze uświadomione absurdy ludzkiej rzeczywistości; przypomniała, jak dobrze czytać Mistrzów, którzy widzą, wiedzą, opisują.

Gjon zakończył swą kronikę słowami: Stworzyłem ją w obliczu nadchodzącej katastrofy, ale też z umiłowania naszego świata. Kadare zmarł 1 lipca 2024 roku w Tiranie.

 

Ismail Kadare, Most o trzech przęsłach, tłumaczył Marek Jeziorski, Wydawnictwo Akademickie SEDNO, Warszawa 2024

 

 

Posted on

Geografia – czym jest i jak wpływa na tożsamość miejsc? Rozmowa z Marcinem Nowakiem. Lente – podcast o kulturze śródziemnomorskiej S03E13

Posłuchaj naszych opowieści o Morzu Śródziemnym – teraz na Spotify, Youtube, Apple, Google i innych popularnych platformach podcastowych oraz bezpośrednio tutaj, na stronie magazynu “Lente”.

W trzecim sezonie podcastu zapraszamy Cię do wspólnej refleksji nad kwestią TOŻSAMOŚCI. W jaki sposób widzą siebie mieszkańcy Śródziemnomorza, co ich łączy, a co dzieli? W jaki sposób odczuwają i wyrażają swoją odrębność, jakie historie opowiadają na swój temat? Poznaj je bliżej w naszym podcaście!

Przed mikrofonem “Lente” gościmy Marcina Nowaka – geografa, podróżnika, blogera, który wraz z żoną Anią prowadzi niezwykle popularną stronę “Gdzie wyjechać”. Niedawno ukazała się książka, którą firmują swoim nazwiskiem wraz z Karoliną Miller i Piotrem Andruszko: Rzymbook. Jednak dzisiaj rozmawiamy nie tylko o Rzymie, choć nieuchronnie do niego trafimy: na główny temat naszych rozważań wybraliśmy geografię. Czym jest, kto ją wymyślił, jak kształtowała się jej historia? W jaki sposób geografia wpływa na tożsamość danego miejsca? Marcin zdradza także, jakie tajemnice kryją śródziemnomorskie rzeki, z jakiego względu fascynuje go włoskie Friuli i francuskie Camargue i dlaczego uważa, że Śródziemnomorze zaczyna się tuż za Mikulovem.

Prowadzenie: Julia Wollner
Produkcja: Magda Miśka-Jackowska i Michał Woźniak

 

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o kwestiach poruszonych w podcaście, zapraszamy serdecznie tutaj:
🔹 sklep, w którym zakupisz Rzymbook: U Wędrownych Motyli
🔹 Olga Bialer-Young: Motyle. Skrzydlate duchy Śródziemnomorza
🔹 Julia Wollner: Villa Sciarra. Z wizytą u Juliusza Cezara

🔹 Adam Adamkiewicz: Triest. Listy z miasta granicznego
🔹 podcast Lente: Cesarzowa Sisi i Morze Śródziemne
🔹 podcast Wydawnictwa Poznańskiego: Starożytny Rzym