Posted on

Dałem ci oczy, a ty spojrzałaś w ciemność. Irene Solà i realizm magiczny w europejskim wydaniu

Dałem ci oczy, a ty spojrzałaś w ciemność. W ciemność niezgłębioną, wszechogarniającą, która pochłania wszystko wokół. W ciemność bezkresnego lasu, ciemność starego domostwa, ciemność jaskiń i wąwozów, w ciemność duszy.

Realizm magiczny jest co do zasady domeną latynoamerykańską i czytelnik, nawet ten wytrawny, nie przywykł do szukania go na gruncie literatury europejskiej. Toteż na powieść Irene Solà nie jest przygotowany. Nie sposób być gotowym na takie połączenie mroku i światła, życia i śmierci, legend i rzeczywistości, duchów i żywych. To poraża, odbiera oddech, każe zasłaniać oczy, by nie czytać dalej, a jednocześnie jakaś niewidzialna siła pcha nas do pogrążania się w otchłani tej książki, w jej falujących, rozedrganych wnętrznościach. Głębiej i dalej, w ciemność, mrok, strach i grozę.

A przecież jest to powieść o kobietach! O kobietach połączonych ze sobą więzami krwi, przekleństwem, kłamstwem i karą. O kobietach ułomnych i o ich ułomnych dzieciach, o wybrakowanym potomstwie, niedoskonałym, niezdolnym do życia w pełni. O kobietach brzydkich, zdeformowanych, odpychających, a jednak pełnych uczuć i emocji, pragnących – jak każda inna – miłości i spokoju.

A przecież jest to powieść o grzechu i karze, o pokucie i cierpieniu, o poszukiwaniu… czego? Boga? Szczęścia? Pojednania? Światła? Spokoju?
Nie, tego nie ma i czytelnik nie to otrzyma. Zamiast Boga – demony. Zamiast szczęścia – cierpienie. Zamiast pojednania – walkę. Zamiast światła – mrok. Zamiast spokoju – chaos. Wszystko to przetoczy się przez strony powieści w ciągu jednego dnia, od świtu do nocy, tak jak myśli i wspomnienia tych kobiet, podczas gdy wszystkie czekają na śmierć jednej z nich.

Powieść Irene Solà łączy w sobie barokowy styl obrazu i słowa z latynoamerykańskim oderwaniem od rzeczywistości; granica między tym, co realne, a tym, co niesamowite, jest tu bardzo płynna. Tak jak mistrzowie gatunku – Gabriel García Márquez, Juan Rulfo, Julio Cortázar – katalońska pisarka odwraca świat przedstawiony. To, co nierzeczywiste, ukazuje jako zwyczajne i vice versa, aż do zatracenia, do zagubienia niczym w opisywanym leśnym gąszczu. Frenetyczne sceny, przerysowane, poprowadzone zbyt grubą kreską, doprowadzają czytelnika niemal do obrzydzenia, ale tak właśnie ma być. Jest pięknie i ohydnie, jest bezwstydnie cieleśnie i duchowo zarazem – jak na obrazach Rembrandta i Rubensa, jak w malarstwie Artemizji. Bo autorka pisze obrazami, a jej postacie wyłaniają się z wszechobecnego mroku: groteskowe, odpychające, wykrzywione, zniekształcone. Cuchnące ziemią, brudem, starością, brzydotą i grzechem. A jednocześnie są piękne, zmysłowe, pociągające. Piękno i brzydota, dobro i zło splatają się w odwiecznym tańcu, otoczone legendą, podaniem, ludową historią.

Czas płynie i stoi, cofa się i zakręca, meandruje niczym rzeka, aby na koniec powieści powrócić do głównego koryta. Wśród tych meandrów, wśród zakoli, niczym porozrzucane wysepki, czytelnik napotyka retrospekcje i wspomnienia, wydarzenia oderwane od głównego wątku, a towarzyszy temu polifonia głosów bohaterów, ich myśli i głównej narracji, przenikających się wzajemnie, dźwięczących raz z jednej, raz z drugiej strony, powracających echem i niknących w oddali.

Ta powieść jednocześnie zachwyca i odpycha, zniewala i przyprawia o zgrozę. Jest mistyczna, magiczna, barokowa, wspaniała i okropna, ale nie można jej nie przeczytać, a przeczytawszy – nie można o niej zapomnieć, bo takie dzieło zdarza się rzadko. Pochłania jak jesienna ciemność nadciągająca nad las, jak wzburzone morze, jak nieskończony mrok.

Irene Solà, Dałem ci oczy, a ty spojrzałaś w ciemność, tłumaczyła Barbara Bardadyn, Czarne 2025
Posted on

Jak poznawać włoskie kino? Anna Osmólska-Mętrak (podcast S05E02: Włochy)

Materiał powstał w ramach płatnej współpracy z Gutek Film – dystrybutorem filmu „Droga do Vermiglio” (na polskich ekranach od 3 października 2025 roku).

Od którego filmu zacząć spotkanie z włoskim kinem? Co włoska kinematografia mówi o Italii i jej kulturze? Czym wyróżniają się tamtejsze filmy, jakie są ich cechy charakterystyczne? O tym wszystkim rozmawiam z italianistką i specjalistką od włoskiej sztuki filmowej, Anną Osmólską-Mętrak. Z naszej rozmowy dowiecie się także, jak w prosty sposób zacząć swoją własną filmową podróż po Włoszech, i które filmy, od klasyki po współczesność, warto zobaczyć więcej niż raz.

Prowadzenie: Julia Wollner
Produkcja: Magda Miśka-Jackowska i Michał Woźniak

Posted on

Stereotypy o Chorwatach. Jak czytać książkę Ante Tomicia Dzieci Świętej Małgorzaty

Materiał powstał w ramach płatnej współpracy z wydawnictwem Noir sur Blanc.

Chorwacki pisarz Ante Tomić (ur. 1970) rozpoczął karierę jako reporter; za publikowane teksty zdobywał prestiżowe nagrody Chorwackiego Stowarzyszenia Dziennikarzy. Po kilku latach zaczął wykorzystywać literacki talent także w zbiorach opowiadań i powieściach, które szybko zekranizowano i zaadaptowano na potrzeby teatru. Dziś, posługując się różnorakimi mediami i formami artystycznymi, Tomić oddaje się wyłącznie satyrze – ukazuje rzeczywistość w krzywym zwierciadle, tworząc zabawne i przewrotne portrety mieszkańców swojego kraju i nie tylko.

W 2024 roku Tomić opublikował powieść Nada, która w Polsce ukazała się niedawno nakładem Oficyny Literackiej Noir sur Blanc pod tytułem Dzieci Świętej Małgorzaty. Zbiorowym bohaterem książki jest bliżej niezidentyfikowana dalmacka wyspa, przedstawiona jako swoisty mikrokosmos. Spotykają się na niej liczne światy: lokalni mieszkańcy, wakacyjni turyści, szukający cudu pątnicy oraz syryjski uchodźca próbujący dołączyć do krewnych mieszkających w Marsylii. Nad nimi wszystkimi swoje opiekuńcze ramiona zdaje się otwierać patronka wyspy, święta Małgorzata, do której z całego regionu pielgrzymują pary pragnące potomstwa. Tomić opowiada o nich z humorem, ironią i czułością typową dla bacznego obserwatora, który sam identyfikuje się z opisaną rzeczywistością – urodził się wszak w stolicy Dalmacji, Splicie.

Tę krótką, liczącą sto kilkadziesiąt stron powieść można czytać jako lekką, żartobliwą historyjkę z wakacyjnego raju. Można też przyjrzeć się jej uważniej i dostrzec, że fundamentem tekstu są stereotypy: o Chorwatach i o Bośniakach, o migrantach i tych, którzy się z nimi stykają, wreszcie – o śródziemnomorskiej mentalności.

Stereotyp jako klucz kulturowy

Warto pamiętać, że z perspektywy antropologii stereotyp nie jest wyłącznie błędem poznawczym, lecz stanowi ważne społeczne narzędzie pozwalające porządkować rzeczywistość. Upraszczając i pozwalając szybko kategoryzować innych, daje poczucie przewidywalności i pomaga uporać się z lękiem przed innością. Wspólnota, która w Dalmatyńczyku widzi lenia, w Bośniaczce – obskurantkę, a w profesorze – zarozumialca, w gruncie rzeczy buduje własne poczucie tożsamości. Człowiek potrzebuje stereotypów, by porządkować świat wokół siebie, ale równie ważne jest, by umiał je rozpoznawać i podważać.

Termin satyra – ulubiony gatunek Tomicia – pochodzi od łacińskiego wyrazu satura, oznaczającego mieszankę lub naczynie z wieloma różnymi owocami. I rzeczywiście, w Dzieciach Świętej Małgorzaty autor prezentuje nam całą galerię stereotypów. Mamy tu parę: Chorwata Mija i jego bośniacką żonę Jozefinę, którzy marzą o posiadaniu dziecka i liczą, że uda im się wymodlić je u miejscowej świętej. Ich wiara podszyta jest przesądami, a życie wydaje się podporządkowane społecznej presji. Mamy podstarzałego biznesmena popisującego się jachtem przed młodą narzeczoną i Syryjczyka, który przyrządza najlepsze na świecie kebaby. Mamy wreszcie mieszkańców wyspy – żyjących niespiesznie, niepracujących zbyt wiele, za to dużo plotkujących, pijących i jedzących; ich ulubionym zajęciem jest nieustanne komentowanie poczynań innych. Wyróżnia się wśród nich Krste – prowincjonalny mundurowy, który bardziej dba o prestiż niż o skuteczność; Vinko, nastawiony na zysk dorobkiewicz żyjący z wynajmu apartamentów, oraz Emil, profesor-uwodziciel, którego postać stanowi karykaturę południowoeuropejskich intelektualistów. Każdy z nich jest pełnoprawnym bohaterem opowieści, a jednocześnie swego rodzaju narracyjnym narzędziem wykorzystanym przez autora. Dzięki niemu czytelnik, szybko rozpoznawszy stereotyp, może skonfrontować się z własnymi wyobrażeniami na jego temat.


Chorwat – między Włochem a Bałkańczykiem

Nie ulega wątpliwości, że Tomiciowi najbardziej leży na sercu sportretowanie swoich własnych krajan – zarówno w celu ukazania ich rozmaitych przywar, jak i po to, abyśmy ze swoją wizją Chorwacji zmierzyli się my, odbiorcy książki. Nie ulega wątpliwości, że Tomiciowi najbardziej zależy na sportretowaniu własnych krajan – zarówno po to, by pokazać ich przywary, jak i byśmy sami zmierzyli się ze swoją wizją Chorwacji. Wykorzystuje w tym celu szereg klisz mających swoje korzenie jeszcze w XIX wieku. Jak pisze Agnieszka Jasińska, polonistka zakochana w kulturze chorwackiej i bałkańskiej, ówcześni poszukiwacze przygód, podróżnicy, literaci i politycy przedstawiali południowo-wschodnią Europę jako region zamieszkany przez ludzi z jednej strony apatycznych, leniwych i biernych, z drugiej – nieokrzesanych, porywczych i nieprzewidywalnych. Wojowniczych i okrutnych. Przesądnych i przywiązanych do religii. Nieracjonalnych. Skłonnych do mitologizowania rzeczywistości. Jasińska podkreśla, że w XX wieku wizerunek ten uległ pewnej korekcie. Jednak dramatyczne wydarzenia na Bałkanach – zarówno na początku, jak i pod koniec stulecia – wzmocniły przekonanie, że mieszkaniec krajów byłej Jugosławii to człowiek nieobliczalny, nadmiernie żywiołowy i roznamiętniony. U Tomicia roznamiętnienie obecne jest na rozmaite sposoby, głównie związane z seksualnością – jedna z bohaterek nie może powstrzymać się od dotknięcia pięknych piersi ekspedientki na targu, a w miasteczku, za każdym razem, gdy dwoje ludzi decyduje się na zbliżenie, wyje osioł, obwieszczając innym, że oto w jednym z domów ma miejsce akt miłosny.

– Oczywiście wiele stereotypów o Chorwatach nie ma żadnego pokrycia w rzeczywistości – mówi Agnieszka Jasińska. – Inne zaś warto choć trochę zrewidować. Z jednej strony większość Chorwatów odżegnuje się od Bałkanów i nie lubi być kojarzona z tym Półwyspem. Z drugiej – ważne jest, aby nie traktować Chorwacji jako miejsca związanego wyłącznie ze Śródziemnomorzem, bliskiego mentalnie Italii. Mimo że kraj jest mały i ma bardzo długą linię brzegową (a więc można sądzić, że większość Chorwacji to morze), należy pamiętać, że np. Zagrzeb i Slawonia to dawne Austro-Węgry. Różnice między interiorem a wybrzeżem są bardzo mocno widoczne: w stylu życia, architekturze, kuchni i obyczajach. To także burzy nieco stereotyp Chorwata, który mają obcokrajowcy.

Agnieszka Grudziąż, znawczyni Chorwacji, autorka stron Cromania.pl i HelloCroatia.pl, a także przewodnika Zakochaj się w Chorwacji, zapytana o to, z jakimi przekonaniami na temat Chorwatów styka się najczęściej, rzeczywiście od razu przytacza skojarzenia ze śródziemnomorską niespiesznością w stylu dolce vita. – Zwykle słyszę, że w Chorwacji „wszystko dzieje się powoli” – przyznaje. – Chorwaci wiecznie piją kawę, grillują i odkładają sprawy na jutro. Do tego dochodzi obraz właściciela apartamentów, który dorobił się na turystyce i „patrzy tylko na pieniądze”, albo przerysowany wizerunek „bałkańskiego macho”. Czasem pojawia się też przekonanie, że Chorwaci są bardzo konserwatywni i mocno przywiązani do tradycji. Wszystkie te klisze znajdziemy w Dzieciach świętej Małgorzaty. Przejaskrawione, wyolbrzymione, ale może… zawierające ziarnko prawdy? – Rzeczywiście, w Dalmacji czy na wyspach życie toczy się spokojniej niż np. w Zagrzebiu – potwierdza Grudziąż. – Tam naprawdę czuje się, że nikt nie goni za czasem, a poranna kawa w kawiarnianym ogródku to rytuał, którego nikt nie zamierza sobie odpuścić. Ale nie nazwałabym tego lenistwem – to raczej umiejętność cieszenia się chwilą i stawiania relacji ponad pośpiech. Starsze pokolenie bardziej pielęgnuje ten rytm, młodsi są już bardziej dynamiczni i otwarci na świat, ale nadal widać, że potrafią czerpać radość z życia. Jeśli chodzi o zarzut pazerności, to prawda jest taka, że ceny poszły w górę, ale dotyczy to całej Europy, a nie tylko Chorwacji. Poza tym wielu turystów, którzy wracają do tych samych gospodarzy, wie doskonale, że Chorwaci potrafią być niesamowicie serdeczni. Często w apartamentach na powitanie czeka kosz owoców, domowe warzywa, oliwa, wino czy rakija. To gest, który naprawdę robi wrażenie, i sprawia, że chce się wracać w to samo miejsce.

Patrycja Chajęcka, antropolożka i serbistka, autorka książki Chorwacja. Ciemniejsza strona słońca, dodaje, że najciekawsze wydają jej się stereotypy, które sami Chorwaci tworzą na temat mieszkańców poszczególnych regionów swojego kraju. Także i ta perspektywa została wykorzystana przez Tomicia, szczególnie, jeśli chodzi o jego rodzinną Dalmację. – Dalmaci uchodzą za leniwych, zakochanych w morzu, obsesyjnie przywiązanych do pogody, dumnych, upartych i konserwatywnych – tłumaczy Chajęcka. – Mieszkańcy Zagorja, regionu położonego na północy Chorwacji, są natomiast stereotypowo przedstawiani jako niestroniący od alkoholu, a jednocześnie zawzięci i kłótliwi, ale też prostoduszni, pracowici, obdarzeni poczuciem humoru oraz przywiązani do wiejskiego życia. Istrianie bywają określani jako skąpi (choć podobne opinie pojawiają się także w odniesieniu do mieszkańców dalmatyńskich wysp), a przy tym zdystansowani i chłodni. Natomiast Slawońcy to, według powszechnych opinii, niepoprawni mięsożercy, a przy tym najbardziej gościnni ludzie na świecie.

Nadzieja jako przekroczenie stereotypu

Jak już wspomniałam, w oryginale książka Tomicia nosi tytuł Nada – po chorwacku: „nadzieja”. Stanowi on swego rodzaju podsumowanie fresku złożonego z portretów przerysowanych postaci; wskazuje, że autor ma wobec nich wiele wyrozumiałości. Sugeruje także, że opowieść zmierza w stronę przełamania uproszczonych wyobrażeń. I tak na przykład – odejdźmy na chwilę od stereotypów na temat Chorwatów! – profesor-podrywacz wraca skruszony do swej byłej żony, a syryjski uchodźca, który początkowo jawi się jako „obcy” czy wręcz „zagrożenie”, zakorzenia się w nowej wspólnocie. Stereotyp stanowi tu więc jedynie punkt wyjścia – w życiu społecznym relacje zawsze wychodzą przecież poza uproszczone kategorie.

Można oczywiście zarzucić Tomiciowi, że pozytywne zakończenie także nosi znamiona stereotypu. Wydaje się jednak, że to świadomy zabieg – pokazujący, iż nawet satyryk nie jest całkiem wolny od schematów i klisz. Powieść Dzieci Świętej Małgorzaty stanowi bowiem nie tylko humorystyczny portret dalmatyńskiej wyspy, lecz także przypomnienie, że stereotypy są częścią kultury. Pomagają nam się orientować, ale też ograniczają naszą wyobraźnię. Tomić pokazuje, że można je wykorzystać literacko, aby rozbawić, ale i by skłonić do refleksji: każdy z nas jest czymś więcej niż etykietą przypisaną przez społeczeństwo.

Co na to rodacy autora? – Moi znajomi Chorwaci często żartują, że „bez kawy dzień się nie zaczyna” i że „wszystko da się załatwić jutro” – śmieje się Agnieszka Grudziąż. – Lubią mówić, że są gościnni i że potrafią żyć spokojniej niż my, przyjezdni z północy. A jednocześnie przyznają, że bywają uparci i bardzo dumni. I może właśnie w tym połączeniu luzu, przywiązania do tradycji i ogromnej gościnności kryje się prawdziwy obraz Chorwatów. Niewykluczone! Jego odkrywanie można zaś rozpocząć od lektury Tomiciowej powieści.

 

Ante Tomić, Dzieci Świętej Małgorzaty, tłumaczyła Dorota Jovanka Ćirlić, Noir sur Blanc 2025
Posted on

Kreta. Dwie nowe książki, które pokazują prawdziwe życie na wyspie

Nawet częste wyjazdy na Kretę nie pozwolą nam w pełni poznać życia, jakie toczy się tam na co dzień. Potrzebna jest do tego perspektywa mieszkańca – kogoś, kto na wyspie urodził się i wychował, albo tego, który wybrał ją na swój nowy dom. Motywacje przeprowadzki bywają różne, podobnie jak losy tych, którzy zdecydowali się na śródziemnomorską emigrację. O kreteńskiej codzienności, o powodach, dla których wybrało się właśnie tę ziemię, i o tym, jak układa się życie w nowej rzeczywistości, opowiadają dwie wydane w tym roku książki: Kreta. Wyspa wybrana Magdaleny i Marka Tokarskich oraz Kawa na ławę. Kreta od środka Karoliny Krajnik.

Magda i Marek Tokarscy mieszkają w małej górskiej wiosce, gdzie prowadzą projekt CreteYourLife. W przeszłości firmowali już swym nazwiskiem publikację pt. Kreta. Wyspa, gdzie żyje się teraz. W swej nowej książkowej propozycji (wyd. Poli Kala 2025) przedstawiają historie ludzi, którzy porzucili dotychczasowe życie, by spełnić marzenie o zamieszkaniu w Grecji. Jak piszą, dla jednych wyspa stała się krótkim przystankiem, dla drugich – przystanią na zawsze; dla wszystkich – przygodą i miłością życia. Opowieści bohaterów okraszone są przepisami na greckie potrawy, lokalnymi ciekawostkami oraz praktycznymi wskazówkami – w tym trasami zwiedzania, które nam, podróżującym, pozwolą zobaczyć opisywane miejsca, niekiedy położone daleko od utartych turystycznych szlaków. Osobisty ton sprawia, że książkę czyta się bez znużenia, bo i każda przedstawiona tu Kreta jest trochę inna od pozostałych. Oko docenia także kolorową oprawę graficzną przywodzącą na myśl ilustrowany magazyn.

Książkowy debiut Karoliny Krajnik jest natomiast gęstą, wielowątkową opowieścią Polki, która mieszka na wyspie od dalekiego 2009 roku. Podczas gdy Tokarscy zdecydowali się oddać głos innym emigrantom, autorka, znana z publikacji w „Onecie” i na łamach „Polek na obczyźnie”, skupia się na własnych doświadczeniach i obserwacjach. Zgodnie z tytułem, nie stroni od historii szokujących czy absurdalnych; pozwala sobie też na otwartą krytykę tych elementów kreteńskiej codzienności, które budzą jej sprzeciw lub dezaprobatę. Z opowieści Krajnik bije jednak przede wszystkim szczera sympatia dla Krety i jej mieszkańców oraz otwartość i ciekawość wobec tego, co kulturowo odmienne. Na przeszło czterystu stronach autorka opisuje różnorodne aspekty codziennego życia: od pracy w gastronomii, przez budowę domu i wypadki drogowe, po wydarzenia istotne dla lokalnej wspólnoty – chrzty, imieniny, pogrzeby; analizuje także kreteńskie podejście do czasu, przyjaźni czy przyrody. Tekst podzielony jest na kilkadziesiąt rozdziałów, nierzadko odpowiadającym dawnym zapiskom autorki poczynionym w ciągu kilkunastu lat życia na wyspie.

Obie przedstawione wyżej książki wypełniają istotną lukę w polskich wydawnictwach traktujących o Grecji. W sposób inny niż klasyczny reportaż pokazują, że Kreta to nie tylko wakacyjny pejzaż podziwiany z perspektywy hotelowego basenu, lecz także przestrzeń, w której toczy się codzienne życie – ze wszystkimi jego blaskami i cieniami. Dzięki lekturze czytelnik ma szansę spojrzeć na wyspę oczami tych, którzy uczynili ją swoim domem; wyjść poza turystyczne ramy i dostrzec Kretę taką, jaką jest naprawdę – barwną, nieoczywistą i pełną ludzkich historii.

Posted on

Włoska Parma – miasto Giuseppe Verdiego (podcast S05E01: Włochy)

Materiał powstał w ramach płatnej współpracy z regionem Emilia-Romania.

Odwiedź z nami Parmę – miasto zakochane w operze i w wielkim kompozytorze! Zasiądziesz razem z nami w loży królewskiej w Teatro Regio, tuż przed Festiwalem Verdiego; zajrzysz do siedziby jednego z najbardziej tajemniczych i ekskluzywnych stowarzyszeń na świecie, zwanego Klubem Dwudziestu Siedmiu, i spotkasz się z chórem Corale Verdi, który dzieła Maestra przedstawia nie tylko na scenach, ale i w szpitalach czy domach opieki. Oto reportaż, który pokazuje włoską miłość do muzyki!

Materiał powstał w ramach płatnej współpracy z regionem Emilia-Romania:
🇮🇹 visiter.it/podcast-pl
🇮🇹 facebook.com/EmiliaRomagnaTourismPL

Prowadzenie: Julia Wollner i Magda Miśka-Jackowska
Lektor: Mateusz Zajdel (Opera Królewska, Teatr Wielki – Opera Narodowa)
Produkcja: Magda Miśka-Jackowska i Michał Woźniak

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o kwestiach poruszonych w podcaście, zapraszamy serdecznie do lektury artykułów w magazynie “Lente”:
?Magdalena Giedrojć: Giuseppe Verdi

Posted on

(Śródziemno)morskie opowieści Dekameronu. Jak Boccaccio opowiadał o życiu i podróżach

Dekameron. Dziesięć dni, dziesięcioro młodych narratorów, odizolowana willa pod Florencją. Każdego dnia każde z przyjaciół opowiada jedną historię, co daje w sumie księgę stu nowel. Tłumaczenie wielkiego dzieła literatury samo w sobie jest wielką duchową i kulturalną przygodą. Natomiast oglądanie go jako wydanej już książki jest dla autora przekładu taką samą niespodzianką, jaką jest ona dla czytelników.

Po kilku miesiącach od publikacji wciąż więc z radością odkrywam, że ta książka jest wyjątkowo przyjazna odbiorcy (choć niektórzy narzekają na twardą oprawę lub na to, że książka jest za duża, by można ją było wziąć do autobusu). Każdy nowy dzień otwiera tytułowa karta zabarwiona na fioletowo, co sprawia, że podział na sekcje można zobaczyć nawet w zamkniętym tomie. A że autor, Giovanni Boccaccio, postawił sobie chyba za cel odmalowanie wszystkich odcieni ludzkiego życia w miejscach rozsianych po całym świecie, po temacie każdego dnia umieszczona jest mapa pokazująca miejsca akcji opowiadanych w nim nowel.

Zerkając na kolejne mapki, możemy przekonać się, że liczba i rozproszenie tych miejsc, zależnie od dnia, bywają bardzo różne. Wśród dziesięciu dni niektóre są zdecydowanie „stacjonarne”, a więc skupione w niewielu lokalizacjach. Inne są wybitnie włoskie, niekiedy wręcz florenckie; są też takie, które od Florencji stronią (co znamienne, tu prym wiedzie poświęcony cnocie dzień dziesiąty).

Dekameron może być trudno zabrać do autobusu. Wydanie Marginesów liczy sobie 824 strony
Dekameron może być trudno zabrać do autobusu. Wydanie Marginesów w tłumaczeniu Zofii Anuszkiewicz  liczy sobie 824 strony

Z największym bogactwem miejsc akcji spotykamy się w dniu drugim, w którym rozprawia się o tych, którzy dręczeni różnymi nieszczęściami wbrew nadziei osiągnęli szczęśliwe zakończenie. Jego tematem są zmienne obroty fortuny, którym towarzyszą częste przemieszczenia bohaterów (dziesięć nowel tego dnia rozgrywa się łącznie w trzydziestu czterech lokalizacjach). Okazuje się, że dla pokazania dramatu zmiennego szczęścia najlepszym teatrem są podróże. Żeby opisać, jak żona zdradza męża lub jak jeden człowiek oszukał drugiego, nie są potrzebne egzotyczne lokalizacje – we własnym sąsiedztwie można takich sytuacji znaleźć na pęczki. Ciężej natomiast pokazać, jak w zdumiewający sposób można się dźwignąć z dna nieszczęścia, zjednoczyć ponownie rozproszoną rodzinę czy odnaleźć skarb. Tu przydaje się oddalenie akcji od świata codziennych spraw, często – od miasta albo od miasta takim, jakim znali je bohaterowie i pierwsi odbiorcy dzieła Boccaccia. Pożądaną scenerią staje się otoczenie króla lub innego władcy (lub przeciwnie – zakazana dzielnica pełna stręczycieli i prostytutek), zamek, rozdroża, na których czyhają zbójcy, statek piratów, burza na morzu. Co ciekawe, tę ostatnią w średniowiecznym włoskim również określano słowem… fortuna.

Z willi pod Florencją wyprawiamy się na krańce świata
Z willi pod Florencją wyprawiamy się na krańce świata

Takie historie mają w sobie coś z baśni i rzeczywiście w dniu drugim (podobnie jak w dziesiątym i, do pewnego stopnia, w piątym) nowele są najbliżej spokrewnione z tym właśnie gatunkiem. Przejrzałam spis stu nowel, poszukując tych, w których niespodziewane (i zwykle niekorzystne) obroty fortuny mają miejsce na Morzu Śródziemnym. Z zaskoczeniem odkryłam, że „wyników wyszukiwania” było dokładnie dziesięć. Choć więc przez „dekameronowy labirynt”, jak pięknie określił go Piotr Salwa, da się przejść prostą ścieżką (czytając nowele w kolejności, jaką pierwotnie zaproponował Boccaccio), tutaj możemy wyodrębnić krętą ścieżkę śródziemnomorskiej fortuny, która zawiera dokładnie tyle opowieści, co jeden dzień Dekameronu. Dodam, że wybierając inne klucze, da się wytyczyć zapewne dziesiątki innych krętych ścieżek przejścia przez ten gmach. Wśród wybranych przeze mnie nowel przeważają te z dnia drugiego o obrotach fortuny prowadzących do szczęśliwego zakończenia, jednak sześć pozostałych pochodzi z innych dni, poświęconych miłościom tragicznym, miłościom szczęśliwym, a wreszcie triumfowi wielkoduszności.

W średniowiecznym włoskim burzę morską określano słowem… „fortuna”
W średniowiecznym włoskim burzę morską określano słowem… „fortuna”

Poniżej podaję krótkie prezentacje opowieści z tego zestawu, serdecznie zachęcając do lektury. Może to być zestaw startowy dla początkujących, bo zawiera w sobie całe bogactwo odcieni boccacciowych nowel: ich komizm i tragizm, swawolę i nieugiętą wierność, pesymistyczny realizm i baśniowe marzycielstwo.

• Nowela IV z dnia drugiego – epopeja kupca. Bohater, Landolfo, naukę ze swoich przejść wyciąga taką, że przestaje być kupcem.

• Nowela VI z dnia drugiego – mocno osadzona w znanych wydarzeniach historii politycznej epopeja wygnańców, niezmiernie liryczna i z bardzo zmysłowym zakończeniem – bohaterowie rozpoznają się po… zapachu!

• Nowela VII z dnia drugiego – pikantna historia o przepięknej muzułmańskiej księżniczce, która miała zostać królową w Maroku, lecz przeszkodziła temu burza na morzu; bohaterka, Alatiel, staje się po niej własnością wielu chrześcijańskich mężczyzn. Jej imię to anagram włoskiego „La Lieta” – Radosna. Może, w świetle uczonego, zaczerpniętego od rzymskich moralistów wprowadzenia, Alatiel po prostu potrafiła brać życie takim, jakie jest, nie obierając sobie żadnych złudnych celów, które mogłyby skłonić ją do zbrodni?

• Nowela X z dnia drugiego – opowieść o piracie, który porwał i uszczęśliwił zaniedbaną młodą żonę uczonego prawnika. Swoje prawa do niej uzasadniał argumentem, że relacja z kobietą jest, podobnie jak zawód, dziedziną życia, nad którą należy ciężko pracować, i on się od tej pracy nie uchyla. Ostrzegam, że zadowolona z porwania żona rozmawiała ze stęsknionym mężem bardzo okrutnie.

• Nowela III z dnia czwartego – baśń à rebours, bez szczęśliwego zakończenia (bo przenieśliśmy się już do dnia poświęconego w całości nieszczęśliwym miłościom). Bohaterowie dużo podróżują morzem i choć nie spotyka ich tam żadna burza ani atak piratów, całą kompanię rozbija huragan zawiedzionych kobiecych uczuć. Wprawdzie sceneria jest bardzo egzotyczna, ale obraz rozpadu miłości, za którym – jak kostki domina – zawala się cały mały świat, jest bardzo życiowy. Najlepiej zekranizowałby to Woody Allen!

• Nowela IV z dnia czwartego – kolejna miłosna tragedia, zakończona w trakcie morskiej bitwy śmiercią kochanków, którzy tylko raz w życiu mogli się z daleka zobaczyć.

• Nowela I z dnia piątego – pod pewnymi względami lustrzane odbicie historii opisanej w poprzednim punkcie. „Dobrze się kończy”, chociaż przy „szczęśliwym obrocie spraw” chwilami włosy stają dęba ze zgrozy.

• Nowela II z dnia piątego – dziewczyna, po tym jak odmówiono jej chłopaka, którego kochała, wsiada na łódź bez żagla – z nadzieją, że znajdzie śmierć na morzu. Ale los chce inaczej…

• Nowela VI z dnia piątego – szczęśliwie i niewinnie zakochana dziewczyna zostaje porwana przez piratów, a gdy ma być już tylko gorzej, następuje niespodziewany zwrot akcji. W sprawę zaangażowane są liczne postacie znane z kart historii, częściowo wracamy do wydarzeń, o których mowa w drugiej noweli z tego zestawu.

• Nowela IX z dnia dziesiątego – baśń na całego, tu są czary! To przedostatnia nowela całego zbioru.

Dzieło klasyczne można czytać wielokrotnie i na różne sposoby – tak jak oglądać klasyczne filmy czy, tym bardziej, obrazy. Za każdym razem inaczej. Udanej podróży życzę wszystkim, którzy się w tę drogę wybiorą!

Zdjęcie główne: John William Waterhouse, A Tale from the Decameron (1916),  Lady Lever Art Gallery, Liverpool

 

Polecamy rozmowę Julii Wollner z Zofią Anuszkiewicz:
Dekameron Giovanniego Boccaccia (podcast S04E1) 

Posted on

Druga część sagi o rodzinie Consonni. Poranki smakują kawą Sabiny Waszut

Materiał powstał w ramach płatnej współpracy z wydawnictwem Książnica.

Kawa w tytule brzmi równie wspaniale (któż nie kocha jej aromatu?!), co niebezpiecznie – może bowiem sugerować treści ckliwe i banalne niczym memy o „smacznej kawusi”. A jednak najnowsza książka Sabiny Waszut, stanowiąca drugą część sagi o rodzinie Consonni, nosi na czwartej okładce znak jakości „Lente”. Umieściliśmy go tam bez wahania.

Wierzę głęboko, że poznawanie historii, kultury i tradycji może odbywać się także poza salą wykładową i niekoniecznie poprzez lekturę wyłącznie akademickich treści. Przeszłość naszego ukochanego regionu wspaniale ukazują również popularne powieści, w których zadbano o wierność faktom, starannie odwzorowano obyczaje, przedstawiono problemy społeczne, warunki życia i wydarzenia charakterystyczne dla danego okresu historycznego. Jeśli do tego powieść czyta się z wypiekami na twarzy, mamy do czynienia z mądrą rozrywką, która może nauczyć nas o przeszłości więcej niż niejeden poważny wykład. Taką lekturą jest właśnie książka Poranki smakują kawą.


Dzięki opowieści Sabiny po raz kolejny przenosimy się do północnej części Półwyspu Apenińskiego, aby przyjrzeć się losom drugiego już pokolenia rodziny włoskich piekarzy. W dorosłość wchodzi ono na początku trudnego XX wieku. W roku 1914 świat pogrąża się w wojnie, a w latach 20. Włochy paraliżują strajki i manifestacje – zarówno profaszystowskie, jak i te sprzeciwiające się poczynaniom rosnącej w siłę partii Mussoliniego. W cieniu dramatycznych wydarzeń historycznych działa rodzinna panetteria Consonni w miejscowości La Santa – niemy świadek codzienności, trudnych wyborów, ale i nieustannych zmian społecznych i politycznych. Chleb, który się tu sprzedaje, coraz częściej wypiekany jest nie z miłością, lecz z niepokojem.

Sabina Waszut po raz kolejny udowadnia, że potrafi łączyć rzetelną historyczną dokumentację (pamiętam, jak podczas spotkania u mnie w domu opowiadała o przeczytanych podręcznikach włoskiej historii, znanej mi ze studiów italianistycznych) z lekkością narracji. Poranki smakują kawą to lektura, która dostarczy przyjemności szerokiemu gronu odbiorców, a jednocześnie ukaże Włochy niedostrzegalne dla mało uważnego turysty. Zabierze w podróż do przeszłości i przypomni, jak bardzo historia splata się z naszym codziennym życiem – pachnąc nie tylko zakurzonymi dokumentami w dusznej bibliotece, lecz także głośną ulicą, piekarnią pełną klientów i gorącą kawą, którą popijamy podczas lektury.

Posted on

„Cinema Paradiso”. Klasyka wraca na duży ekran

„Cinema Paradiso” wchodzi ponownie do kin, a Polskę odwiedza odtwórca roli małego Toto – Salvatore Cascio. W roku, w którym świętujemy 130 lat wspólnego oglądania filmów, to piękny prezent. O międzypokoleniowych relacjach, małych miasteczkach i sile wielkich wspomnień rozmawiam z Julią Wollner, autorką podcastu i magazynu „Lente”.

Dystrybutorem „Kina Paradiso” jest Stowarzyszenie Kin Studyjnych.
Autorem plakatu jest Maks Bereski, Plakiat.com

Scenariusz i prowadzenie: Magda Miśka-Jackowska
Muzyka i postprodukcja: Michał Woźniak
W czołówce gra: Aleksander Dębicz

Posted on

Zakochaj się w Chorwacji! (podcast S04E19)

Posłuchaj naszych opowieści o Morzu Śródziemnym – teraz na Spotify, Youtube, Apple, Google i innych popularnych platformach podcastowych oraz bezpośrednio tutaj, na stronie magazynu “Lente”.

W czwartym sezonie podcastu zapraszamy Cię do przeżycia SPOTKANIA – kwintesencji Śródziemnomorza. Rozumiemy je jako otwartość na drugiego człowieka, dialog, współistnienie i ciekawość Innego. I właśnie o nich rozmawiać będziemy w tegorocznym podcaście!

Materiał powstał w ramach płatnej współpracy z wydawnictwem Bezdroża.

Jak opisać Chorwację jednym smakiem, jednym zapachem czy barwą? Który region wybrać i jak znaleźć ukryte w nim skarby? O odkrywaniu Chorwacji opowiada nam Agnieszka Grudziąż – autorka stron Cromania.pl i HelloCroatia.pl oraz książki Zakochaj się w Chorwacji. Wspólnie sprawdzamy, czy to możliwe, by kraj ten nie rozkochał nas w sobie na amen.

Prowadzenie: Julia Wollner
Produkcja: Magda Miśka-Jackowska i Michał Woźniak

Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o kwestiach poruszonych w podcaście, zapraszamy serdecznie tutaj:

Posted on

Niewolnica wolności Falconesa. Powieść o grzechach Hiszpanii

W 1898 roku Hiszpania utraciła na zawsze ostatnią kolonię – Kubę. Dla imperium, nad którym, jak mówiono, nigdy nie zachodziło słońce, był to ogromny cios. Wraz z Kubą Hiszpania pożegnała największe w tamtym okresie źródło dochodów – cukier. Wyrobem tego białego „cudu”, którego posiadanie świadczyło o wysokim statusie społecznym, zajmowali się afrykańscy niewolnicy, pracując w warunkach, które urągały ludzkiej godności. Nie bez przyczyny zsyłkę na Kubę uważano za jedną z najgorszych kar, jaka mogła spotkać człowieka.

Temat niewolnictwa, wyzysku, rasizmu i związanego z nim okrucieństwa porusza Ildefonso Falcones w swej powieści Niewolnica wolności, której drugie wydanie ukazało się niedawno nakładem Albatrosa. Akcja biegnie w niej dwutorowo: znajdujemy się na Kubie w latach 1856–1898 oraz w Hiszpanii w 2018 roku. Śledzimy losy niewolnicy Kaweki, która jako jedenastolatka zostaje przywieziona na plantację cukru markiza de Santandomy; równolegle towarzyszymy jej praprawnuczce Licie w jej perypetiach. Obie kobiety muszą stoczyć ogromną walkę o swoją tożsamość, godność i wolność.

Kaweka toczy ją dosłownie: staje na czele zbuntowanych niewolników w kubańskiej wojnie dziesięcioletniej (1868–1878), w wyniku której ostatecznie zniesiono niewolnictwo. Niestety tylko formalnie, gdyż de facto wyzwoleńcy mieli w dalszym ciągu obowiązek świadczenia pracy swoim byłym właścicielom – na szczęście już bez bata, bez kajdan i odpłatnie. Widzimy ją, jak z przestraszonej dziewczynki przemienia się w kapłankę santerii, owładniętą przez bóstwa, a następnie zakochaną w dowódcy oddziału partyzanckiego. Obserwujemy jej okrutny koniec, gdy poświęca siebie za człowieka, który jest miłością jej życia; wiemy, że jej ofiara nie idzie na marne. Oczami Kaweki spoglądamy na bezmiar okrucieństwa, którego doświadczali niewolnicy w cukrowniach i na plantacjach, stawiając podwaliny pod niebotyczne majątki białych kolonizatorów.

 

Ponad sto dwadzieścia lat później stajemy się świadkami drugiej walki, tym razem bezkrwawej, którą przyjdzie stoczyć młodej kobiecie, córce służącej markiza de Santandomy, z rodziną byłych właścicieli cukrowni. Choć nastał XXI wiek, są oni równie bezwzględni i przekonani o swej rasowej wyższości, jak ich przodkowie na Kubie. Odkrywszy przez przypadek więzy rodzinne łączące ją i jej matkę z rodziną pana, Lita wywróci do góry nogami całe swoje życie, aby przyczynić się do ostatecznego upadku krezusów, których majątki wyrosły na krwi jej bliskich.

Niewolnica wolności to książka, która pokazuje także mroczne tajemnice współczesnego Madrytu
Niewolnica wolności to książka, która pokazuje także mroczne tajemnice współczesnego Madrytu

Powieść Falconesa została znakomicie przygotowana. Brutalne realia życia afrykańskich niewolników na Kubie przedstawiono skrupulatnie i w najdrobniejszych szczegółach. Co ciekawe, autor w bardzo niekorzystnym świetle stawia także współczesnych potentatów finansowych w Hiszpanii, którzy – jak sugeruje – nadal wykorzystują, choć w innym stopniu i w inny sposób, potomków niewolników, a także imigrantów i mniejszości narodowe. Wziąwszy pod uwagę obecną sytuację polityczną i społeczną w Europie, trudno o temat bardziej aktualny i ważny z punktu widzenia etycznego. Hiszpania, która swego czasu stanowiła etniczną i kulturową mozaikę, została ukazana jako kraj nie do końca tolerancyjny, nieprzestrzegający konwencji międzynarodowych i unikający odpowiedzialności za czyny popełnione jako państwo kolonialne. Zadośćuczynienie, jakie otrzymuje bohaterka powieści, stanowi symbol niespełnionych obietnic i powinności.


Pomimo tego, że zakończenie wydaje się oczywiste, lektura powieści przynosi czytelnikowi niemałą satysfakcję. Wyzysk niewolników stanowi bez wątpienia niechlubny etap na kartach historii Hiszpanii; niechętnie się go wspomina i jeszcze bardziej niechętnie do niego wraca. O współczesnych majątkach okupionych krwią lepiej nie wspominać. Książka uzmysławia, że historia Hiszpanii to coś więcej, niż wojna domowa i habsburska potęga. Że kraj ten posiada dużo mroczniejszą przeszłość, z którą rozlicza się powoli i z ociąganiem, i że wciąż jeszcze żyją w nim potomkowie ludzi, którzy swoje życie oddawali dla owej potęgi, nawet po jej upadku.

 

Ildefonso Falcones, Niewolnica wolności, tłumaczyła Joanna Ostrowska, Albatros 2023 i 2025
Posted on

O tempora, o mores i inne znane antyczne sentencje (podcast S04E18)

Posłuchaj naszych opowieści o Morzu Śródziemnym – teraz na Spotify, Youtube, Apple, Google i innych popularnych platformach podcastowych oraz bezpośrednio tutaj, na stronie magazynu “Lente”.

W czwartym sezonie podcastu zapraszamy Cię do przeżycia SPOTKANIA – kwintesencji Śródziemnomorza. Rozumiemy je jako otwartość na drugiego człowieka, dialog, współistnienie i ciekawość Innego. I właśnie o nich rozmawiać będziemy w tegorocznym podcaście!

 

Dlaczego Kartagina musi zostać zburzona? Czy żeglowanie jest ważniejsze od życia? Co stanowi jedną z najważniejszych ludzkich cech? Odpowiedzi na te pytania czekają w naszym podcaście. Dowiesz się z niego także, co Juliusz Cezar sądził o jedzeniu masła i dlaczego nie warto bezgranicznie ufać lekarzom.

Prowadzenie: Magda Miśka-Jackowska
Produkcja: Michał Woźniak

 

Posted on

Kroki między nami – nowa powieść pełna tajemnic. Kim jest Ana Maya?

Materiał powstał w ramach płatnej współpracy z wydawnictwem Czwarta Strona.

Pseudonimy, czyli dosłownie fałszywe imiona (od ψεῦδος, pseûdos – kłamstwo i ὄνομα, ónoma – imię), używane są nad Morzem Śródziemnym od wieków. O ich stosowaniu w klasycznej Grecji wspomina w swych pismach Plutarch, a w średniowieczu mnożyły się teksty podpisywane imionami starożytnych filozofów. Słynnym przykładem tworzenia pod przybranym nazwiskiem jest przypadek Pseudo-Dionizego Areopagity – wczesnochrześcijańskiego autora pism teologicznych, który na przełomie V I VI w. n.e. używał imienia jednego z uczniów świętego Pawła, żyjącego kilkaset lat wcześniej.

Iluzja

Dziś także nie brakuje publikacji wydawanych pod pseudonimem. Za przykład niech posłuży nam dziś powieść Kroki między nami, którą polskim czytelnikom zaproponowała kilka dni temu Czwarta Strona – imprint Wydawnictwa Poznańskiego. Firmuje ją Ana Maya – pisarka, która swoje nowe nazwisko zaczerpnęła z sanskrytu, gdzie Maya oznacza ‘złudzenie’.

Autorka podkreśla, że jej własna biografia ma znaczenie o wiele mniejsze niż historia, którą pragnie nam opowiedzieć. A jest to historia córki bałkańskiego mafiosa, żyjącej w luksusowej rezydencji na wyspie położonej gdzieś w południowej Europie. Jej codzienność przypomina życie w złotej kaltce – otoczona zbytkiem, o którym większość śmiertelników może tylko pomarzyć, od najmłodszych lat przyzwyczaja się tak do wygody, jak i do bycia nieustannie kontrolowaną. Funkcjonuje w świecie pełnym sekretów i niedomówień, gdzie nic nie jest takie, jakim się wydaje. Narzędziem przetrwania staje się dla niej nieustanne ukrywanie swojej tożsamości: zmiany nazwisk i adresów zamieszkania, nieprzywiązywanie się do własnego imienia, które znają tylko nieliczni. Nieokreślona wydaje się także jej życiowa postawa: z jednej strony spogląda krytycznie na często nielegalne działania swojego ojca, z drugiej – skwapliwie korzysta z jego fortuny, nie dbając o własną pracę zarobkową i, by podać tylko jeden jaskrawy przykład, zamawiając z Florencji setki par ręcznie robionych butów.

Labirynt

Przełomem w życiu bohaterki staje się spotkanie z mężczyzną, Sebastianem, z którą niespodziewanie łączy ją wzajemna fascynacja. Choć ich drogi prędko się rozchodzą, oboje trwają przez lata w poczuciu, że są dla siebie wyjątkowi. W kolejnych rozdziałach powieści krążymy po różnych płaszczyznach czasowych – od chwili poznania, przez długi okres rozłąki, aż po kolejne spotkanie pary po dwóch dekadach. Akcja rozwija się bez pośpiechu; z pozoru nic nieznaczące wydarzenia mieszają się z chwilami refleksji, a słowa i myśli zdają się powracać niczym echo. Podczas lektury trudno oprzeć się wrażeniu błądzenia w labiryncie, gdzie otwierają się przed nami coraz to nowe, nierzadko ślepe korytarze, a atmosfera, w której zostajemy zanurzeni, jest gęsta i duszna, a zarazem dziwnie hipnotyzująca.


Uczucie

Nitką, która prowadzi nas do wyjścia z kryjówki Minotaura, jest oczywiście uczucie dwojga głównych bohaterów – Kroki między nami to w gruncie rzeczy opowieść o miłości, choć dość nietypowo skonstruowana. Nie znajdziemy tu nieoczekiwanych zwrotów akcji ani, co w dzisiejszych czasach zaskakuje najbardziej, erotycznego napięcia czy scen pełnych namiętności. Zamiast tego autorka proponuje nam opisy emocji, wgląd w rozterki postaci, powolne dialogi i sporo ciekawych detali w tle – od wydarzeń politycznych i społecznych po rozważania na temat cytatów z literatury.

Śródziemnmorskie tło

Jako sceneria służą tu wybrane europejskie kraje, w tym, przede wszystkim, państwa śródziemnomorskie. Większość akcji rozgrywa się na Bałkanach – rezydencja ojca bohaterki nosi nazwę Salice i znajduje się na małej wyspie w południowo-wschodniej części kontynentu, najprawdopodobniej w Serbii. Max zajmuje się między innymi przemytem narkotyków na trasie biegnącej gdzieś między Bari, Neapolem i Splitem; jego córka bywa też we Florencji, odwiedza Francję, kupuje mieszkanie w stolicy Włoch. Każdy przystanek w jej nieustannej podróży ma znaczenie symboliczne, zaznacza odrębność pewnego etapu życia. Finalne sceny powieści rozpisane zostały wśród rzymskich dekoracji – na Piazza Navona, Piazza del Popolo, Lungotevere, Ponte Garibaldi czy via Giulia (niestety niektóre z tych adresów zapisano niepoprawnie, a korektor nie wytropił błędów). Śródziemnomorska dżungla, jak określa Wieczne Miasto główna bohaterka, staje się świadkiem końca ucieczki, momentu odnalezienia siebie. Historię zamyka ciekawie dobrany cytat ze Słownika rodzinnego Natalii Ginzburg.

W latach 40. XX wieku, kiedy Żydom nie wolno było wydawać książek, ta wielka włoska pisarka publikowała jako Alessandra Tornimparti. Niestety historia zna takich przypadków więcej, a twórcy niejednokrotnie zmuszeni byli do ukrywania własnej tożsamości. Wielu z nich czyniło to także z obawy przed krytyką, jak wybitny grecki pisarz Nikos Kazantzakis, który na początku swej kariery podpisywał się jako Karma Nirvami. Niektórzy autorzy przyjmują nowe nazwisko w sposób jawny, w celu symbolicznego podkreślenia wyboru nowej drogi. Zdecydował się na to na przykład Izraelczyk Amos Oz (hebr. עֹז, oz – siła, moc), który przyszedł na świat jako Amos Klausner. Dziś stosowanie pseudonimu coraz częściej ma jednak na celu wywołanie zainteresowania publikacją. W Hiszpanii głośno było na przykład o zdolnej autorce thrillerów Carmen Moli, której książki okazały się pracą zbiorową trzech pisarzy: Jorge Díaza, Agustína Martíneza i Antonia Mercero. Najsłynniejszym przykładem wydawniczej zagadki, która pozostaje nierozwiązana do dziś, jest zaś z pewnością tożsamość autora lub autorki kryjącej się pod pseudonimem Elena Ferrante. Podpisywano nim m.in. poczytny cykl Genialna przyjaciółka. Czy dowiemy się, kim jest tajemnicza Ana Maya, autorka Kroków między nami, i dlaczego zdecydowała się pisać bez ujawniania swego prawdziwego nazwiska? Czas pokaże. Póki co, jej powieść doskonale sprawdzi się jako lektura na dobiegające końca wakacje.

Ana Maya, Kroki między nami, tłumaczyła Elżbieta Wołoszyńska-Wiśniewska, Czwarta Strona 2025
Posted on

Panta rhei i inne znane antyczne sentencje (podcast S04E17)

Posłuchaj naszych opowieści o Morzu Śródziemnym – teraz na Spotify, Youtube, Apple, Google i innych popularnych platformach podcastowych oraz bezpośrednio tutaj, na stronie magazynu “Lente”.

W czwartym sezonie podcastu zapraszamy Cię do przeżycia SPOTKANIA – kwintesencji Śródziemnomorza. Rozumiemy je jako otwartość na drugiego człowieka, dialog, współistnienie i ciekawość Innego. I właśnie o nich rozmawiać będziemy w tegorocznym podcaście!

 

Dlaczego nie można wejść dwa razy do tej samej rzeki? Co pływa w winie i kiedy warto się go napić? Czy starożytni, wznosząc toast, mówili po niemiecku? W tym odcinku podcastu przyglądamy się wyrażeniom panta rhei, in vino veritas, nunc est bibendum i prosit, a także pojęciu cv oraz czystej kartki.

Prowadzenie: Magda Miśka-Jackowska
Produkcja: Michał Woźniak

 

Posted on

Reportaż z Krety: toksyczna męskość, przemoc i zemsta w opowieści Thomasa Orchowskiego

Powitałam tę książkę z radością i wielkim zainteresowaniem, bowiem rzadko pisze się u nas o Grecji w ujęciu innym niż wakacyjne lub, ewentualnie, krajoznawczo-historyczne. Jedynym znanym mi wyjątkiem są teksty Dionisiosa Sturisa. Ktoś, kto jak ja czuje się Helladą zafascynowany i marzy o poznawaniu jej od strony socjologicznej, nie ma zbyt wielu lektur do wyboru. Tym bardziej cieszy, że, gdy wreszcie pojawia się na rynku tekst Grecji poświęcony, jest on napisany naprawdę rzetelnie.

To właśnie owa rzetelność spodobała mi się w książce Orchowskiego najbardziej. Jest w jego reportażu z Krety pewien rodzaj podręcznikowej wręcz poprawności formy: umiejętność budowania narracji wokół wybranego tematu, dbałość o szczegóły, uważna obserwacja otoczenia, umiejętnie przytaczane cytaty, szerszy kontekst społeczno-historyczny, wreszcie język – precyzyjny i klarowny. Czyta się to szybko i bez zbędnego wysiłku, co nie oznacza oczywiście, że tekst nie skłania do refleksji.

Tej ostatniej stanowczo tu bowiem nie brakuje. Autor zdecydował się przedstawić Kretę przede wszystkim przez pryzmat toksycznej męskości, a wśród 30 rozdziałów, z których składa się książka, zdecydowana większość opowiada właśnie o agresywnych i władczych mężczyznach i ich otoczeniu. Mamy więc historię homoseksualisty nieakceptowanego przez ojca, mamy opowieści o nieszczęśliwych kobietach-ofiarach przemocy domowej, mamy historie o wendecie, mafii, narkotykach, nielegalnej broni. Składają się one na obraz wyspy, na której od wieków obowiązuje jeden kulturowy wzorzec płci; wyspy, gdzie krwawią liczne rany, gdzie w wielu środowiskach kwitnie ucisk, przymus, szantaż i zastraszanie. Na szczęście pojawiają się także akcenty pozytywne: kerasma, czyli słynna grecka gościnność, filotimo – chęć czynienia dobra, czy mniej znane pojęcie sasmos – tradycyjne zawarcie pokoju pomiędzy zwaśnionymi rodzinami, mające na celu uniknięcie kolejnych aktów krwawej zemsty.

Przyznam, że, przystępując do lektury, spodziewałam się zupełnie innego wachlarza tematów: globalizacji, masowej turystyki, gentryfikacji. Zjawiska te bez wątpienia zbierają swoje żniwo na Krecie. Dodatkowo zmylił mnie tytuł książki: Pasterzy jest coraz mniej. Ostatnim przedstawicielom tego ginącego zawodu oraz badaczom kreteńskiej wsi poświęcony jest zaledwie jeden rozdział reportażu. Czy należy uznać to za wadę, za brak tematycznej równowagi? Zdecydowanie nie. Moje oczekiwania uwarunkowane były osobistymi zainteresowaniami, a tytuł książki – wiem to już po lekturze! – warto odczytać w sposób symboliczny. Pasterz kojarzy się wszak z łagodnością i czułością; jest figurą opiekuńczą, odpowiedzialnym przewodnikiem. Nadmiar łagodności i czułości nie istniał jednak na Krecie chyba nigdy; jeszcze mniej jest tam dzisiaj jakichkolwiek autorytetów. Brakuje kogoś, kto pokaże, w którą stronę iść.

Brak ten, jak łatwo się domyślić, wykracza jednak daleko poza Kretę – ma wymiar uniwersalny. Pięknie podkreślono go poprzez wprowadzenie do tekstu wątków osobistych. Pierwszy z nich to śmierć ukochanego dziadka autora; drugi: szykowanie się na narodziny pierwszego dziecka. Te dwa obrazy pokazują, jak bardzo wszyscy potrzebujemy w życiu mądrych przewodników. Kreteńczycy wierzą, że, jak na wszystko, trzeba na nich cierpliwie czekać. To w tym czekaniu zawiera się nadzieja na przyszłość.

Thomas Orchowski, Pasterzy jest coraz mniej. Reportaż z Krety, Czarne 2025
Posted on

Veni, vidi, vici i inne znane łacińskie sentencje (podcast S04E16)

Posłuchaj naszych opowieści o Morzu Śródziemnym – teraz na Spotify, Youtube, Apple, Google i innych popularnych platformach podcastowych oraz bezpośrednio tutaj, na stronie magazynu “Lente”.

W czwartym sezonie podcastu zapraszamy Cię do przeżycia SPOTKANIA – kwintesencji Śródziemnomorza. Rozumiemy je jako otwartość na drugiego człowieka, dialog, współistnienie i ciekawość Innego. I właśnie o nich rozmawiać będziemy w tegorocznym podcaście!

 

Jak prawidłowo przeczytać słowa Veni, vidi, vici? Co oznacza okrzyk Kości zostały rzucone! i czy, by go wypowiedzieć, należy przeprawić się przez rwącą rzekę? Czy Cezar rzeczywiście zwrócił się przed śmiercią do Brutusa i czy łączyły ich więzy pokrewieństwa? Tego wszystkiego dowiesz się z podcastu. A w bonusie? Wtajemniczymy Cię w znaczenie wyrażeń ad hoc i status quo i wyjaśnimy, czy tylko Sławosz Uznański-Wiśniewski może stosować sentencję Per aspera ad astra.

Prowadzenie: Magda Miśka-Jackowska
Produkcja: Michał Woźniak

Posted on

Jak gorzka pomarańcza Mileny Palminteri. Książka o tajemnicach, kobietach i normach społecznych

Tekst: Renia Respondek i Julia Wollner

Materiał powstał w ramach płatnej współpracy z Wydawnictwem Poznańskim.

Jaka jest rola i miejsce kobiet we współczesnym świecie? Jak zmieniały się one na przestrzeni lat, począwszy od okresu międzywojennego? Jak wpływały na nie zmiany ustroju, wojny, polityczne ideologie i szersze przemiany społeczne? Na pytania te stara się odpowiedzieć autorka bestsellerowej włoskiej powieści Jak gorzka pomarańcza. Sycylijka Milena Palminteri (ur. 1949) proponuje nam lekturę, która może wydawać się kolejną sagą rodzinną z kobietami w rolach głównych, rozgrywającą się przed laty w małym miasteczku na południowym krańcu Europy. W ostatnich miesiącach takich książek pojawiło się przecież bardzo wiele.

Tym, co już na samym początku zaskoczyć może uważnego czytelnika, jest fakt, że powieść stanowi debiut literacki bardzo dojrzałej, bo 75-letniej autorki. Palminteri przez całe życie pracowała jako konserwatorka w archiwach notarialnych – we Florencji, Rzymie, Caltagirone i Materze. Nietrudno wyobrazić sobie, że zajęcie to nauczyło ją uważności, precyzji, skupienia na szczególe. Archiwalne dokumenty to przecież miejsca pełne luk i dwuznaczności; ich interpretacja wymaga krytycznego myślenia. Za bezosobowym tekstem kryją się prawdziwe ludzkie historie – radości, dramaty, nadzieje, konflikty, a jeden drobny detal może zupełnie zmienić sposób, w które będziemy pojmować je po latach. Wszystkie te umiejętności autorka doskonale wykorzystała w swoim dziele, co gremialnie docenili włoscy czytelnicy: książka zdobyła Premio Bancarella 2025. Nagroda ta przyznawana jest w dowód uznania księgarzy i czytelników, stanowiąc ważny wskaźnik popularności i jakości tzw. literatury środka – czyli takiej, która łączy wartość literacką z dostępnością dla szerokiej publiczności.

Akcja powieści Jak gorzka pomarańcza rozgrywa się w 1924 roku w miejscowości nieopodal sycylijskiego Agrigento. Baron i jego małżonka z całego serca pragną doczekać się potomstwa. W innej części miasteczka niepokorna służąca, Sebedda, jest w nieplanowanej i niechcianej ciąży. Jej konsekwencje mogą zrujnować dziewczynie życie. Za sprawą córki, którą powije, losy bohaterów splatają się na zawsze. Historia rozwija się na przestrzeni lat, a rezultaty decyzji bohaterów oglądamy oczami niejakiej Carlotty, która, podobnie, jak autorka książki, pracuje w państwowym archiwum państwowym. To właśnie tam, po kilku dekadach, odkrywa tajemnice rodzinnej przeszłości, co diametralnie zmienia jej życie.

Zaskakującym zabiegiem wydaje się decyzja autorki, aby już na pierwszych 100 stronach książki odkryć niemal wszystkie karty. Powieść – zaznaczamy to z całą mocą! – z pewnością nie charakteryzuje się więc narracją trzymającą w napięciu; nie ma tu nagłych zwrotów akcji ani nieoczekiwanych zmian kierunku. Zamiast tego pisarka zaprasza nas do skupienia się  na psychologicznych portretach bohaterów – niezwykle autentycznych, o sylwetkach zniuansowanych i pełnych głębi. W zasadzie wszystkie postaci stworzone przez Palminteri przeżywają zarówno chwile kruchości, jak i moralnej dwuznaczności. Czyni ich to bez wątpienia bardziej ludzkimi; nie wydają się służyć jakiejś z góry założonej tezie czy przesłaniu.


Autorka w błyskotliwy sposób pokazuje, jak człowiek pragnący dostosować się do norm społecznych i utrzymać tzw. dobre imię, unikając plotek, gotowy jest nierzadko do prawdziwie ekstremalnych posunięć. I choć akcja rozgrywa się w określonym momencie historycznym, to przecież pragnienie przypodobania się grupie, poczucie przynależności, konflikt między tradycją a zmianą są tematami zawsze aktualnymi, czytelnymi również poza konkretnym kontekstem. Palminteri w swojej powieści bezbłędnie pokazuje, jak toksyczne mogą być normy, które powinny stanowić fundament zdrowego społeczeństwa, i zachęca do refleksji na temat zasad, które w założeniu miały ułatwiać życie w zbiorowości, często zaś przynoszą zupełnie odwrotny skutek.

Warto wreszcie docenić ton i styl narracyjny powieści: mamy tu do czynienia z poetyckim, a zarazem oszczędnym językiem unikającym patosu. Autorce udało się zachować równowagę między południową emocjonalnością a pewnym literackim rygorem, nie zawsze obecną  w innych tekstach tego gatunku.

Jak gorzka pomarańcza ma, bez wątpienia, wiele cech wspólnych z innymi powieściami osadzonymi na Sycylii początku XX wieku. Zaskoczyć może jednak na wiele sposobów, w tym złożonością bohaterów i eleganckim pisarstwem. Czy polscy czytelnicy docenią ją tak samo, jak włoscy?

 

Milena Palminteri, Jak gorzka pomarańcza, tłumaczyła Monika Woźniak, Wydawnictwo Poznańskie 2025
Posted on

Nazwy krajów śródziemnomorskich: Katalonia

Toponimy (z greckiego: topos – miejsce, i onymos – imię), czyli nazwy miejsc, często kryją w sobie bardzo ciekawe historie. Rzadko kiedy jednak zaprzątamy sobie nimi głowę. Odwiedzamy Chorwację czy Grecję, kupujemy bilet do Rzymu albo Barcelony – bez wiedzy o tym, dlaczego nazywają się tak, a nie inaczej.

Ja zachęcam, by spotkanie z każdym pięknym miejscem zacząć od poznania opowieści, która ukryta jest w głoskach tworzących jego imię. Może zechcą przekazać nam coś istotnego?

Katalonia

Katalonia jest jednym z regionów autonomicznych Hiszpanii. I choć mapa twierdzi inaczej, jej mieszkańcy podkreślają, że nie czują się Hiszpanami. W październiku 2017 roku parlament Katalonii przyjął rezolucję zwaną Declaració d’independència de Catalunya, proklamującą niepodległość od królestwa i powstanie niezależnej Republiki Katalonii. Nie została ona jednak uznana przez społeczność międzynarodową.

Co ciekawe, sama nazwa regionu może łączyć go z Hiszpanią bardziej, niż chcieliby Katalończycy. Według niektórych badaczy zarówno Katalonia, jak i Kastylia – a więc kraina, w której znajduje się siedziba monarchy – mają wspólny źródłosłów, a dokładniej: wywodzą się od łacińskiego castellum („zamek”, „twierdza”). I nic dziwnego: oba regiony były w średniowieczu gęsto usiane zamkami obronnymi. O ile w przypadku Kastylii chodziło o po prostu o twierdze na pograniczu chrześcijańsko-muzułmańskim (castella – liczba mnoga od castellum), o tyle kwestia Katalonii wydaje się bardziej złożona. Być może nazwa ta pochodzi od formy castellania, czyli terytorium zarządzanego przez kasztelana.  Wiemy na pewno, że w XI-wiecznych dokumentach używano już formy Catalonia (oraz Cathalonia), choć pojawiają się tam również nazwy Cathalania i Catalania. Dzisiejsza Katalonia zaś szczyci się imponującą liczbą ponad 600 zamków i warowni zachowanych w różnym stanie – od dobrze utrzymanych po malownicze ruiny. 

Średniowieczne uliczki Girony

To właśnie „zamkową” etymologię uważa się za najbardziej prawdopodobną, jednak na przestrzeni wieków nazwę regionu tłumaczono sobie także w inny sposób. Szczególną popularność zdobyła kwestionowana dziś hipoteza na temat jej związku z  jednym z największych plemion wschodniogermańskich. Goci, a dokładniej: Wizygoci, stworzyli w Hiszpanii własne państwo, wykorzystując fundamenty dawnego rzymskiego cesarstwa. Kres istnieniu monarchii wizygockiej położyli muzułmanie. Zanim do tego doszło, opanowane przez nich terytoria nazywano ziemią Gotów. Z czasem słowo Gotholandia to miało zmienić kształt na Cathalania, później zaś: Catalonia.

 

Barri Gotic w Barcelonie
Barri Gotic w Barcelonie

Oba spojrzenia na ten toponim każą szukać jego korzeni w średniowieczu. Bez wątpienia to właśnie ta epoka najmocniej ukształtowała większość regionu: wystarczy spojrzeć na Gironę z jej imponującą średniowieczną starówką i jedną z największych historycznych dzielnic żydowskich w Europie. Wieki średnie do dziś zdają się obecne także w Barcelonie i jej Barri Gotic. Warto jednak wiedzieć, że dzielnica ta została znacznie przebudowana w XIX i XX wieku. Najmniej średniowiecza znajdziemy w trzecim ważnym mieście Katalonii, a mianowicie Tarragonie. Starożytna Tarraco bardzo silnie podkreśla swoje związki z antycznym Rzymem, budując na nich także swoją współczesną tożsamość.

 

Posted on

Carpe diem i inne znane łacińskie sentencje (podcast S04E15)

Posłuchaj naszych opowieści o Morzu Śródziemnym – teraz na Spotify, Youtube, Apple, Google i innych popularnych platformach podcastowych oraz bezpośrednio tutaj, na stronie magazynu “Lente”.

W czwartym sezonie podcastu zapraszamy Cię do przeżycia SPOTKANIA – kwintesencji Śródziemnomorza. Rozumiemy je jako otwartość na drugiego człowieka, dialog, współistnienie i ciekawość Innego. I właśnie o nich rozmawiać będziemy w tegorocznym podcaście!

 

Czasem, pod instagramowym zdjęciem kawy albo koktajlu pitego na plaży, ktoś umieszcza łaciński napis: Carpe diem. Niby wszyscy wiemy, co oznacza, ale… może nie do końca? Podobnie jest z powszechnie znanymi sentencjami: memento mori, tempus fugit czy pecunia non olet. Jak powstały? Dlaczego często używamy ich niepoprawnie? Tego właśnie dowiesz się z niniejszego odcinka.

Prowadzenie: Magda Miśka-Jackowska
Produkcja: Michał Woźniak